"Święto Niepodległości lubię za podniosłą atmosferę, lubię pieśni patriotyczne, wzruszam się, słysząc 'Rotę' i 'Czwartą brygadę', chciałabym tym patriotyzmem zarazić dzieci. Mąż jednak ma inny pomysł na pokazanie im wielkości naszego narodu, tyle że moim zdaniem, naraża syna na niebezpieczeństwo" - pisze Magdalena.
Reklama.
Reklama.
Magdalena nie chce zgodzić się, aby jej dziecko pojechało na Marsz Niepodległości.
Zdaniem kobiety nie jest to odpowiednie miejsce dla małego dziecka. Jej zdaniem to zwyczajnie niebezpieczne.
Warto pamiętać, że wspomniany marsz nie jest jedyną uroczystością organizowaną 11 listopada w stolicy.
Marsz Niepodległości to nie jest miejsce dla dzieci
Kobieta napisała do nas maila, bo jest przerażona pomysłem męża, który zaplanował na 11 listopada rodzinną wycieczkę do Warszawy. "On chce pójść na Marsz Niepodległości z 4-latkiem, zupełnie nie daje sobie przetłumaczyć, że to nie jest miejsce dla dzieci. Ten marsz od dawna nie ma nic wspólnego z patriotyzmem. Od wielu lat to przemarsz kiboli w najgorszym znaczeniu tego słowa" - pisze Magdalena.
Mama czterolatka wspomina, jak niegdyś w czasie studiów mieszkała przy Placu Konstytucji, jak czytamy, wtedy kostka brukowa wpadła do jej mieszkania. "To był ten rok, kiedy zdemolowali całe Centrum. Powyrywali bruk, rzucali koszami na śmieci, straty były wówczas ogromne. Mąż mówi, że to było kilkanaście lat temu, ale ja nie podzielam jego entuzjazmu, bo co roku na tych marszach są regularne bijatyki" - punktuje.
Magdalena przytacza w liście kilka przykładów. Przeważają chuligańskie wybryki, rzucanie barierkami, regularne bitwy z policją, ale też pobicie, znieważenia, okrzyki pełne nienawiści. "Ten marsz, pod batutą pana Bąkiewicza, to obraza dla tego kraju, a nie żaden patriotyzm" - dodaje bezlitośnie.
Przecież będziemy uważać
Mąż nie podziela obaw Magdaleny. Namawia ją, aby pojechali (dziś mieszkają z dala od stolicy). Uważa, że atmosfera wspólnoty, powiewające biało-czerwone flagi to jest coś, co zapali ducha patriotyzmu w ich synu. "Twierdzi, że będziemy szli z dala od kiboli, to będziemy bezpieczni, ale to mnie nie przekonuje. Jak polecą kostki brukowe, to nikt na nas nie będzie uważał" - pisze.
Kobieta dodaje, że nie bez znaczenia jest też dla niej fakt, że nie zgadza się ze światopoglądem organizatorów. "Hasła tych nacjonalistów, homofobów, pseudokatolików to zawsze nawoływanie do nienawiści, to nie ma nic wspólnego ani z polskością, ani ze świętowaniem. Nie chcę, żeby syn przesiąkał tą atmosferą" - kończy Magda.
Samo uważanie może nie wystarczyć
Warto pamiętać, że w samej Warszawie obchody będą się odbywać w wielu miejscach niezależnie od siebie. Marsz, o którym pisze Magdalena, jest rzeczywiście największym, ale też jak słusznie zauważa kobieta - nie zawsze bezpiecznym. Kwestie światopoglądów organizatorów i władz stowarzyszenia pominiemy milczeniem. Jednak faktycznie "tolerancja" nie jest pierwszą rzeczą, która się z nimi kojarzy.
W wielu dzielnicach stolicy będzie spokojnie, pięknie i z szacunkiem dla poświęcenia naszych przodków, którzy walczyli o niepodległość naszej Ojczyzny. Może warto zastanowić się, czy to nie są lepsze miejsca na świętowanie tego dnia z małym dzieckiem.