logo
Wizyta na cmentarzu może być cenną lekcją dla dziecka. fot. Jakub Kaminski/East News
Reklama.
  • 1 listopada nie wybieramy się na cmentarz.
  • Tłok na ulicach, tłok w komunikacji, tłok na cmentarzach - czy tak powinno się celebrować ten dzień?
  • Odwiedzanie grobów bliskich może być cenną lekcją dla naszych dzieci. Tylko od nas zależy, czego je nauczymy.
  • Grobbing pełną gębą

    Nawet ci, co kościół omijają wielkim łukiem, nakręcają się na 'świętowanie'. Obdzwanianie rodziny, kto, o której 1 listopada będzie na grobie babci, w jakiej kolejności zaplanowany jest coroczny rajd po grobach i do kogo wpaść na kawę lub obiad. Gdzie się nie obejrzę, to się wszyscy napinają, by w ten jeden jedyny weekend obskoczyć wszystkie cmentarze, a najlepiej jednego dnia, bo szkoda wolnego.

    I po co, ja się pytam? By się pokazać? Przewietrzyć futro i pochwalić największym zniczem i najbardziej spektakularnym wieńcem. Kupić balonik i pańską skórkę? Stać w kolejce na cmentarz, trochę się poprzepychać, odpalić znicz i pędem polecieć na kolejny grób, bo jest ich aż tyle 'do zaliczenia'. A potem, jeszcze te przechwałki, ile to się udało zaliczyć grobów w jedne dzień. No szacun! Świetny przykład dla dzieci!

    Mnie już teściowa focha strzeliła (zresztą jak co roku), że jak to 1 listopada nie wybieramy się na cmentarz? Jak tak można! Że innego dnia na cmentarz, to jakby Boże Narodzenie sobie przełożyć. Oburzona wydzwania, że dzieci tradycji uczyć trzeba. A ja się pytam, jakiej? Że raz w roku 'odwalić' wystarczy? Że ten przykry obowiązek można zaliczyć raz - 1 listopada, hurtem i z głowy? To jest szacunek do zmarłych?

    Można i trzeba inaczej

    Owszem, ja jako dziecko na cmentarz chodziłam z rodzicami 1 listopada. Na jeden kameralny cmentarz. To był czas na spokojny spacer i prawdziwą zadumę. Czas rodzinnych spotkań, rozmów i wspomnień nad grobem babci, której nigdy nie poznałam. Do tego obowiązkowy wieczorny spacer po rozświetlonym cmentarzu i zapalanie zniczy na samotnych grobach, do których nikt nie dotarł. To zawsze był czas na trudne, ważne i potrzebne rozmowy o śmierci i przemijaniu, na które w pośpiechu dnia codziennego często nie było przestrzeni.

    Ale rodzice nauczyli mnie również, że czas na znicz i modlitwę jest nie tylko raz w roku. Czas na rozmowę i zadumę jest także w rocznicę urodzin czy śmierci, w Boże Narodzenie i Wielkanoc i każdego innego dnia. I właśnie tego pragnę nauczyć moje dzieci.

    Że szacunek do zmarłego okazuje się nie tylko raz w roku w odświętnym ubraniu, ale także w dresie, myjąc grób.

    Że nie liczy się, ile grobów 'zaliczysz' jednego dnia, a to, jak te spotkania przebiegają.

    Że pamięć jest ważna niezależnie od pory roku.

    Że cmentarz może być fajnym miejscem na rodzinny spacer bez pośpiechu.

    Że nieważna jest wielkość znicza czy wianka i może to być od serca ofiarowany kasztan lub rysunek.

    Dlatego ja z dziećmi już byłam na cmentarzu kilka dni temu. Posprzątaliśmy. Przygotowaliśmy groby na wizytę innych i powspominaliśmy. Za dwa tygodnie pojedziemy znowu posprzątać po tych, którzy na to już nie będą mieli czasu...".

    Czytaj także: