Alimenty to nie taka prosta sprawa. Tu nie chodzi tylko o same pieniądze. Dziecko, które wie, że jego ojciec nie płaci, ma czasem wrażenie, że nie istnieje w jego życiu w żaden sposób. Nawet w jego pamięci.
Reklama.
Reklama.
Łożenie na dziecko to obowiązek obojga rodziców, niezależnie od tego, czy czynnie zajmują się jego wychowaniem, czy nie. Niestety, wielu z nich (głównie są to ojcowie i tak będzie to ujęte w tym tekście, co nie znaczy wcale, że matkom, które mają zasądzone alimenty, nie można nic zarzucić) nie wywiązuje się z niego. Z wielu powodów. Czasem dlatego, że im samym brakuje na życie, ale przytłaczająca większość alimenciarzy po prostu ma swój obowiązek w głębokim poważaniu.
Boleśnie potwierdzają to statystyki. W pierwszym kwartale 2022 r., w Polsce było ponad 290 tys. dłużników alimentacyjnych, za których obowiązek alimentacyjny przejęło państwo – tak wynika z danych ERIF Biura Informacji Gospodarczej. Średnio każdy z nich zalega około 44,3 tys. zł, co oznacza, że niemalże 12,9 mld zł wynosi wartość zobowiązań alimentacyjnych.
Alimenciarze dają sobie radę
Jak do tego doszło, że są to aż tak duże liczby? Cóż, w naszym kraju dłużnikowi alimentacyjnemu w gruncie rzeczy niewiele można zrobić. Komornicy są często nieskuteczni. Ciężko zająć konto lub majątek komuś, kto oficjalnie nic takiego nie posiada. Alimenciarze mają swoje sposoby. Samochód jest kolegi, mieszkanie matki. Trzeba tylko raz na trzy miesiące przelać komornikowi pewną sumę, żeby uniknąć kontaktu z prokuraturą, i załatwione.
Matkom jest trudniej, a najgorzej – dzieciom
Z tą sytuacją muszą jakoś radzić sobie samotne matki. Wiele z nich to samodzielne, silne kobiety, których dzieciom niczego – pod względem materialnym – nie brakuje. Po kilku latach bezskutecznej batalii o swoje pieniądze, poddają się, choć może nie jest to najlepsze słowo. Z jednej strony przyjmują do wiadomości fakt, że nie ma co walczyć z wiatrakami, z drugiej, szkoda im po prostu życia, by spalać się na beznadziejnych frustracjach i żalach.
Małe dzieci na początku nic nie wiedzą, wiadomo. Ale gdy dorastają, nie da się już, i nawet nie powinno, ukrywać przed nimi prawdy. Czemu miałoby to służyć? Utrzymywanie dziecka w iluzji (robimy to oczywiście, by je chronić) nie ma większego sensu. Przez pewien czas będzie się to może sprawdzać, ale w pewnym momencie trzeba powiedzieć, jak jest. Prawda może bardzo zaboleć.
Alimenty to nie tylko pieniądze
Były partner mojej znajomej nie płacił alimentów. Nigdy, nawet w symbolicznej kwocie. Miał założoną sprawę u komornika, jednak ten nie był w stanie ściągnąć z niego należności. Wysyłał do niego – a raczej na adres jego rodziców - całą masę wezwań do zapłaty i innych gróźb, które podły alimenciarz całkowicie ignorował. Dla organów ścigania był nie do namierzenia, gdyż oficjalnie nigdzie nie mieszkał.
Ta sytuacja trwała latami. Moja znajoma może mogłaby nawet pomóc policji w znalezieniu byłego, jednak, co by jej to dało? Trafiłby co najwyżej do więzienia. Ona nie dostałaby swoich pieniędzy, a świadomość, że jej dziecko może dowiedzieć się, że tata siedzi - czy siedział - za kratkami, była dla niej przerażająca. Więc nie robiła nic.
Ale gdy chłopak miał 15 lat i coraz większe potrzeby finansowe, wyznała mu prawdę. Że tata jej w żaden sposób nie „pomaga”. Dziś jej syn jest już prawie dorosły. Chodzi na terapię, bo nie radzi sobie z porzuceniem przez ojca. Tak to nazywa, chociaż miał z nim cały czas – jakiś tam – kontakt.
Mój kolega na psychoterapii spędził wiele lat, praktycznie całą swoją młodość, przez to, że nie potrafił wybaczyć ojcu, że ten nie płacił na niego alimentów. I wcale nie chodziło mu o pieniądze. Miał do ojca żal, że nie pamiętał o nim. Gdyby choć przelewał mamie po 100 zł, to nieważne. Ale żeby przelewał: "Wtedy widziałbym, że ten jeden raz w miesiącu myślał o mnie. Że co miesiąc idzie na pocztę i robi to dla mnie, pamięta o mnie".
Moja babcia miała męża, który miał dziecko z pierwszego związku. Dziadek nigdy nie spóźniał się z alimentami i normalnie opiekował się swoim synem, miał z nim systematyczny kontakt. Działo się to przy pełnym zrozumieniu ze strony babci. Zresztą ona sama, gdy tylko przychodziła pensja, pierwsze, co robiła, to odliczała kwotę na alimenty i szła robić przelew. Mówiła: "Dziecko jest najważniejsze". Dopiero resztę pieniędzy rozdzielała na rachunki i na życie.
Człowieku, spróbuj wejść w buty swojego dziecka!
Szkoda, że tak wielu ojców, którzy nie wychowują swoich dzieci, nie rozumie tego, że alimenty są ich podstawowym obowiązkiem. Mój były partner powiedział mi kiedyś: „Ale przecież ty dobrze zarabiasz, o co chodzi? A w razie czego rodzice ci pomogą. Ja nie mam pieniążków”. Biedaczysko. Wszystkie te dzieci, na które ojcowie nie łożą, wiedzą o tym albo pewnego dnia dowiedzą się. I bardzo mało prawdopodobne, by ta świadomość była dla nich chociaż obojętna.