Inflacja w Polsce przekroczyła już 8 proc., kwoty rachunków, szczególnie tych za energię, ciągle rosną, a Polski (Nie)Ład także uszczupla comiesięczne dochody polskich rodzin. I to także tych niepełnych, w których potrzeby dziecka pokrywane są w połowie z alimentów płaconych przez ojców. A wysokość tych świadczeń w przeciwieństwie do cen w polskich sklepach sama nie wzrośnie. Czy ojców czeka więc wysyp pozwów o podwyższenie alimentów?
Inflacja, wzrost opłat za rachunki i Polski Ład sprawiły, że ceny są coraz wyższe, ale nasze pensje niekoniecznie coraz większe - czy to spowoduje, że matki zażądają wyższych alimentów?
Adwokat Aleksandra Wejdelek Bziuk przyznaje, że coraz więcej matek składa pozwy o podwyższenie alimentów.
Sama inflacja nie jest jednak dla sądu wystarczającym argumentem, w myśl zasady, że podwyżki cen dotyczą także zobowiązanego do płacenia alimentów.
Ceny rosną, alimenty maleją
Niezależnie od tego, czy odwiedzicie sklep spożywczy, fryzjerkę, piekarnię, kosmetyczkę, czy restauracje, zauważycie jedno – wszystko drożeje. Nie trzeba śledzić badań rynku i wiedzieć, że ceny rosną najszybciej od 20 lat, a inflacja niedługo przekroczy 8 proc., by odczuć, że nasz portfel robi się coraz cieńszy.
Nie pomaga fakt, że oprócz galopującej inflacji i rosnących cen energii, rząd zdecydował się na wprowadzenie Polskiego Ładu, który w założeniu miał być "wsparciem dla obywateli i firm, ulgami podatkowymi, korzystnym wpływem na płace i emerytury".
W praktyce okazał się systemem chaotycznym, nieprzemyślanym i skonstruowanym tak pro-obywatelsko, że już w pierwszym miesiącu jego wprowadzenia niektórzy z nas odebrali jeszcze niższe pensje niż poprzednio – nauczyciele stracili nawet 300 złotych ze styczniowej wypłaty.
Ekonomiści oznajmiają, że 1 stycznia 2022 r. łączny średni wzrost rachunku statystycznego gospodarstwa domowego rozliczanego kompleksowo wynosi ok. 24 proc. Ceny więc rosną, ale nie rosną pensje, a już na pewno nie na tyle, by wszystkim ten deficyt finansowy wyrównać.
Świadczenia finansowe także tracą na wartości, a szczególnie widać to po tych comiesięcznych, czyli 500 plus oraz alimentach na dzieci.
Czy sąd bierze pod uwagę inflację?
Pytam adwokat Aleksandrę Wejdelek-Bziuk, autorkę bloga adwokatkobiet.pl, czy inflacja rzeczywiście spowodowała wzrost pozwów o podwyższenie alimentów.
– Faktycznie zgłasza się bardzo dużo osób składających pozwy o podwyższenie alimentów, a nawet w już toczących się sprawach klientki zgłaszają, że wszelkie ceny rosną – od przedszkola, po żywność, rachunki – więc alimenty powinny być wyższe. Jeśli są to koszty uzasadnione i związane z wychowywaniem dziecka – a inflacja także tych sektorów dotyczy – oczekiwanie, że za tym pójdzie podwyżka alimentów jest zasadne – tłumaczy ekspertka.
Samo złożenie pozwu o podwyższenie nie świadczy jeszcze o tym, że alimenty w wyższej kwocie faktycznie zostaną przyznane. I tu pojawia się główne pytanie – czy sąd bierze pod uwagę inflację? Czy rosnące ceny mogą być argumentacją?
Adwokat przyznaje, że jej prywatne zdanie różni się tutaj od decyzji, którą zazwyczaj podejmują sądy. – Według mnie inflacja oczywiście powinna wpływać na wysokość alimentów i na to, że je podwyższamy – w końcu 500 zł, które mamy teraz to nie jest to samo 500 zł, co 5 lat temu. Natomiast sądy niestety zwykle odrzucają taką argumentację opartą na wyłącznie na wzroście cen – wyjaśnia.
Pojawia się jednak pytanie, czy sąd ma w ogóle prawo podwyższać alimenty, jeśli pensja zobowiązanego do ich płacenia stoi w miejscu?
– Istnieje takie orzecznictwo szeroko w tej sprawie cytowane, zgodnie z którym inflacja obciąża wszystkich. Nie tylko tych uprawnionych do alimentów, ale także tych zobowiązanych do alimentów. Dlatego sądy mogą oddalać pozwy, w myśl zasady, że skoro zobowiązany też odczuje skutki inflacji, to nie powinien płacić wyższych alimentów – tłumaczy.
– Szczerze mówiąc, ja uważam, że osoba, która musi dziecku wszystko zapewnić, odczuje inflację bardziej niż ta, która ma jedynie płacić alimenty. Szczególnie, że w tym samym czasie rosną wynagrodzenia minimalne, mamy nową kwotę wyższą od podatku, więc inflacja może być kompensowana w ten sposób zarabiającym, a niekoniecznie tym pobierającym alimenty – dodaje.
Matki mają więc szansę o ubieganie się o wyższe alimenty, jednak żeby miało to sens, muszą spełnić konkretne warunki. By podwyższyć alimenty musimy wykazać istotną zmianę okoliczności pomiędzy poprzednim orzeczeniem, a aktualną sytuacją.
Sama inflacja nie jest istotną zmianą okoliczności, jest nią np.:
zwiększenie wydatków na dziecko (nie jakichkolwiek, a uzasadnionych),
zwiększenie możliwości zarobkowych zobowiązanego,
zmniejszenie możliwości zarobkowych rodzica, który alimenty pobiera.
Sytuacja, w której zwiększyły się wydatki na dziecko (nawet te uzasadnione) przez wzgląd na inflację daje jakąś szansę na podwyższenie alimentów, ale zależy to głównie od sądu i tego jak to wykażemy.
Podwyższenie alimentów to wojenna ścieżka
Na grupach samotnych matek ostatnio nieustannie powracają pytania, jakie dokumenty trzeba dołączyć do pozwu o podwyższenie alimentów.
Są więc mamy, które się na to decydują, ale wiele kobiet czuje, że są w potrzasku, bo wystąpienie do sądu o większą kwotę alimentów nie jest ruchem jedynie prawnym. A często bardzo ryzykownym posunięciem w relacjach międzyludzkich, którego skutki uboczne mogą być niewspółmierne do wywalczonych dóbr.
Wniosek o podwyższenie alimentów może być potraktowany przez wielu ex partnerów jako zarzut w ich stronę, a nawet prowokacja do wejścia na wojenną ścieżkę. Wiele kobiet przyznaje, że samo uzyskanie alimentów od byłych partnerów było "walką o każdą złotówkę" i nie mają siły prowadzić ze swoim byłym partnerem podobnych rozmów.
Stereotyp ojca-alimenciarza
Niestety, ale stereotyp polskiego alimenciarza, uciekającego od finansowej odpowiedzialności za własne dziecko potwierdza się w moich rozmowach z kobietami. Zbyt boją się reakcji swoich byłych partnerów, by występować o pieniądze, nawet jeśli ich potrzebują.
32-letnia Dorota, którą poznałam na grupie dla samotnych matek mówi, że podobna próba zostanie odebrana przez jej byłego męża jako rzucenie mu rękawicy.
– Chcę, by nasze kontakty ograniczały się do kontrolowania kalendarza jego widzeń z naszą córką. Każda zmiana, o jakiej mu mówię, zamienia się w kilkudniową dyskusję SMS-ową, nękanie mnie telefonami, wyciąganie starych brudów i sugerowanie, jaką jestem złą matką – tłumaczy.
– Wyliczanie pieniędzy na dziecko co do grosza to stały element naszych rozmów. Mogę teraz powiedzieć, jakby zareagował na podobną propozycję – wyśmiałby mnie i powiedział, że jemu też ceny rosną, podwyżki nie dostał, a ja robię to, by dać mu w kość. Na koniec dodałby, że dziecko jest małe (5 lat) i nie ma dużych potrzeb – dodaje kobieta.
To samo mówi 37-letnia Magda, którą również poznałam na grupach wspierających się mam. – Córka ma 9 lat i nigdy nie prosiłam, jak również nie poproszę o podwyższenie alimentów. Wolę spokój niż parę złotych więcej, bez szarpania się z nim, szybciej znajdę nawet dodatkową pracę i zarobię więcej. Wchodzenie z nim na wojenną ścieżkę nie jest warte tych 100 złotych więcej, a na wyższą kwotę pewnie nie ma szans, bo tatuś dorabia na czarno, oficjalnie ma bardzo niską pensję – tłumaczy.
Znajduję jednak kilka kobiet, które już złożyły wnioski o podwyższenie alimentów, ich kwota była jednak bardzo niska jeszcze przed zmianami w polskich podatkach.
– Matki, które dostają na dziecko 500-600 złotych mogą pozwolić sobie na nieskładanie tego wniosku. Ja już od 2 lat dostaje na 4-latka 300 złotych, złożyłam więc wniosek o podwyższenie ich chociaż na 500 złotych – tłumaczy mama, która chce pozostać anonimowa.
Nie oznacza to jednak, że wszyscy ojcowie są negatywnie nastawieni do tej propozycji. Niektóre mamy przyznają, że ojciec ich dzieci zgodził się lub sam zaproponował dołożenie do kosztów utrzymania dziecka, właśnie ze względu na obecny wzrost cen. Nie zrobili tego jednak w oficjalnej formie alimentów.
Zamiast sądu, pieniądze pod stołem
– Mój były mąż zaczął opłacać korepetycje córki, które też zdrożały o kilkaset złotych miesięcznie. Wiem, że dziewczyny umawiają się też z byłymi partnerami na opłacenie konkretnej comiesięcznej usługi dla dzieci typu rehabilitacja, szkoła językowa, kurs maturalny, by w ten sposób dołożyć się do wydatków – tłumaczy moja znajoma, która sama przyznaje, że ma z byłym poprawne kontakty i nie chciałaby wychodzić na drogę sądową, jeśli może pomóc jej finansowo w inny sposób.
Można więc powiedzieć, że sądy czeka wysyp spraw o podwyższenie alimentów, niekoniecznie jednak zostaną one przyznane, jeśli rodzic składający pozew nie wykaże, że inflacja miała wyraźny wpływ na wzrost uzasadnionych wydatków na dziecko i że wzrosły one znacząco od czasów ostatniego orzeczenia sądu.
Część pozwów może zostać oddalonych w myśl zasady, że podwyżki cen dotyczą także rodziców zobowiązanych do płacenia alimentów. Aleksandra Wejdelek-Bziuk radzi kobietom, by jeśli mają szansę, składały pozwy o podwyższenie alimentów jak najszybciej.
– Jeżeli miałabym komuś dać radę, to powiedziałabym, żeby nie czekać zbyt długo z wystąpieniem o podwyższenie alimentów. Bo za lata, w które dostawałyśmy je w zbyt niskiej co do potrzeb kwocie, nie dostaniemy żadnego wyrównania – dodaje.