Do przedszkola w idealnym świecie powinny chodzić tylko dzieci, które są zdrowe. Ale rozpoczyna się właśnie sezon chorobowy i nie ma szans, że uda się uniknąć w placówce na przykład malucha z katarem, więc przedszkola zaczęły wymagać od rodziców zaświadczeń lekarskich, że ich dziecko jest zdrowe. Lekarze pukają się w czoło i słusznie. Bo takie zaświadczenie może wystawić sam rodzic.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W sezonie infekcyjnym niektóre przedszkola i żłobki wymagają od rodziców, by przynosili zaświadczenia lekarskie, że dziecko jest zdrowe.
Wymaganie takiego dokumentu nie jest zgodne z prawem, a lekarze apelują, by nie blokować kolejek w przychodniach z tego powodu.
Rodzic dziecka nie musi takiego zaświadczenia o zdrowiu dziecka okazywać. A jeśli chce, może je napisać samodzielnie.
"Zaświadczam, że dziecko jest zdrowe"
Coraz częściej słyszę o sytuacjach, że w sezonie infekcyjnym, czyli szczególnie jesienią, przedszkola i żłobki wymagają, by przyprowadzać do nich tylko dzieci zdrowe. I nie byłoby w tym nic dziwnego, bo przecież dzieci chore w placówkach nie tylko same czują się tragicznie, ale też zarażają innych, co może doprowadzić nawet do paraliżu grup przedszkolnych. Ale od czasu pandemii, wprowadzono dziwną praktykę, że na wszystko związane ze zdrowiem musi być "papier".
W związku z tym, gdy tylko zaczynają się w przedszkolu i żłobku katarki, kaszelki i inne objawy przeziębień, nagle panie, które opiekują się dziećmi, wymagają, by razem z przyprowadzeniem dziecka, dostarczyć im zaświadczenie od lekarza rodzinnego, że dziecko jest zdrowe i może chodzić do przedszkola. A to dlatego, że czasem zakaszle, jak zbyt długo będzie biegało, pociągnie nosem albo będzie bardziej niż zwykle marudne.
Rozumiem, że wychowawczynie chcą się jak najlepiej zabezpieczyć przed obecnością chorych dzieci w grupie. Ale wiecie co? Ja takiego zaświadczenia o zdrowiu dziecka do placówki mojego syna nie zamierzam dostarczać i wam również to polecam. Albo wypiszcie je sobie sami. Szczególnie w sezonie chorobowym, gdy lekarze są bardziej potrzebni chorym niż zdrowym dzieciom.
Rodzic odpowiedzialny za zdrowie dziecka
Wszystko dlatego, że to rodzic bierze odpowiedzialność za to, w jakim stanie przyprowadza dziecko do przedszkola i żłobka. I ja czuję się odpowiedzialna za to, że lekkie pociąganie nosem mojego 4-latka to nie jest powód, by je izolować, pozbawiać uczęszczania do placówki, gdzie się może rozwijać, mieć kontakt z kolegami czy uodparniać poprzez kontakt z bakteriami. To także budowanie jego odporności.
A poza tym pediatrzy zalecają, by dziecko, które ma tylko katar, raczej nie było izolowane. Według wielu z nich sam katar nie jest przeciwwskazaniem do chodzenia do przedszkola, żłobka czy szkoły. Dziecko powinno zostać w domu, gdy jego samopoczucie z powodu kataru jest gorsze lub gdy towarzyszą mu inne objawy chorobowe.
Poza tym kiedyś, gdy moje dziecko pierwszy rok chodziło do przedszkola, a ja bardzo przejmowałam się każdym słowem przedszkolnych nauczycielek, zdarzyło mi się ulec i pójść ze zdrowym dzieckiem do pediatry. Poszłam na wizytę do poradni tzw. dzieci zdrowych, gdzie lekarze przyjmują na szczepienia, robią bilanse dzieci itp.
Najpierw, gdy powiedziałam pediatrze, z jakiego powodu przychodzę, spotkałam się z jej zdziwionym wzrokiem. Potem usłyszałam całą listę rzeczy, które zarówno ja, jak i przedszkole, zrobiliśmy nie tak. Pediatra zbadała dziecko, potwierdziła moje obserwacje, że dziecko jest zdrowe i wypisała mi dokument. Wręczyła mi go z prośbą, abym więcej z takim problemem nie przychodziła i ja popieram jej zdanie.
Dzieci zdrowe nie potrzebują zaświadczeń
Lekarka wszystkie swoje argumenty za tym, by nie wypisywać takich zaświadczeń dzieciom zdrowym, zawarła na wspomnianym dokumencie. Można tam było przeczytać, że za zdrowie dzieci, które są przyprowadzane do placówki, odpowiadają rodzice i jeśli twierdzą, że dziecko jest zdrowe, a ono się dobrze czuje, rodzic ma prawo je zostawić w placówce bez zaświadczenia od lekarza.
To on zaświadcza o tym, że dziecko według niego może brać udział w życiu przedszkolnym. Poza tym wymaganie takiego dokumentu w sezonie chorobowym jest kuriozalne, bo jednego dnia dziecko może być zdrowe, gdy lekarz będzie wypisywał zaświadczenie, a za 1-2 dni rozwinie się infekcja, której jeszcze wtedy widać nie było. Przychodzenie z dzieckiem zdrowym i "blokowanie numerków" do pediatry tylko po to, żeby dostać zaświadczenie o zdrowiu dziecka, sprawia, że dzieci, które faktycznie tej lekarskiej pomocy potrzebują, nie otrzymają jej.
Wszystko dlatego, że NFZ przyznaje konkretną ilość miejsc na każdy dzień dla osób, które lekarz może przyjąć. I czasem przez takiego zdrowego pacjenta miejsca może nie dostać dziecko bardzo chore, któremu pomoc lekarza jest niezwłocznie potrzebna. Często są to też dzieci, których rodziców nie stać na to, żeby pójść do prywatnego gabinetu lekarskiego, więc nie otrzymują potrzebnej im pomocy od razu.
Zamiast do przychodni, niech idzie do przedszkola
Ostatnim argumentem jest to, że wiele przychodni gabinety dla tzw. dzieci zdrowych i chorych ma w niewielkiej odległości od siebie. Wtedy dzieci zdrowe, które przychodzą na wizytę, bardzo szybko mogą się na korytarzu w poczekalni zarazić różnymi chorobami od dzieci chorych. To trochę kuriozalne, ale część placówek opieki zdrowotnej tak wygląda.
W związku z tym lekarze apelują, by te wizyty zdrowych dzieci ograniczać w sezonie chorobowym do minimum i przychodzić tylko z dziećmi, które muszą być zaszczepione czy mieć wykonany bilans (który można zrobić zarówno 3 miesiące przed urodzinami dziecka, jak i do 3 miesięcy po urodzinach, więc mamy na jego wykonanie prawie pół roku i można na niego wybrać termin nie w sezonie infekcyjnym).
Biorę to na siebie – mój syn jest zdrowy i chodzi do przedszkola
Wszystko to pediatra rozpisała mi we wspomnianym zaświadczeniu i na koniec dodała prośbę do nauczycielek przedszkolnych, by więcej takiego zaświadczenia nie wymagały. Wiąże się to z tym, że dokładają pracy lekarzowi, który zamiast leczyć i pomagać chorym dzieciom, to wypisuje dokumenty, które nawet nie są do końca zgodne z prawem. Od czasu, gdy zaniosłam to zaświadczenie, nikt nigdy więcej mnie o żaden dokument o zdrowiu mojego dziecka nie poprosił.
Panie wreszcie zaczęły ufać, że gdy moje dziecko jest chore, nie wypycham go na siłę do przedszkola, tylko staram się o nie zadbać w domu. Wiem, że rodzice bywają różni i zdarzają się tacy, którzy jeszcze przed wejściem do budynku przedszkola wlewają w dzieci syropek na gorączkę. Ale trzeba pamiętać, że nie wszyscy tak robią i nie generalizować, że każdy rodzic robi coś, by zaszkodzić zdrowiu swojego dziecka i jego kolegów z grupy.
Bywa też tak, że mama dziecka nie ma innej możliwości i musi dziecko z katarem zostawić w przedszkolu. Być może czasem widząc, że dziecko źle się czuje, warto zwrócić rodzicowi uwagę, że może Jaś, Bartek czy Marysia powinny zostać kilka dni w domu i wyleczyć chorobę. Ale przedszkole nie ma prawa wymagać od rodzica dokumentów medycznych o tym, że dziecko jest zdrowe.
Pomyślcie, że na wasze miejsce, które blokujecie w przychodni, pediatra mógłby przyjąć malucha, który jest bardzo chory i musi otrzymać natychmiastowe leczenie. A lekarze apelują: "Takie zaświadczenie o dobrym stanie zdrowia dziecka może wydać sam rodzic".