Kobieta wybrała się na zebranie pełna wiary, że razem z innymi rodzicami i wychowawczynią zorganizują w końcu wycieczkę dzieciom, które przez ostatnie dwa lata były tylko w pobliskim kinie.
"Wszyscy wiemy, jak było, pandemia, obostrzenia, te dzieciaki zupełnie nie znają szkolnej rzeczywistości. Mówimy o 10-latkach, które normalnie do szkoły w zasadzie nie chodziły".
"W pierwszej klasie był strajk nauczycieli, w połowie drugiej zaczęła się pandemia, która trwała całą trzecią i pół czwartej klasy. Wszystko ich ominęło. Dzieci koleżanek, które chodzą do innych szkół, mają do końca roku zaplanowane po dwie, a często i trzy wycieczki. Ciekawa byłam, jakie pomysły są u nas. Okazuje się, że żadne. IVe w tym roku nie pojedzie nigdzie" - pisze Ewa.
Na jej pytanie o plany wycieczkowe, które ciekawiły też innych rodziców, nauczycielka odpowiedziała, że ona z dziećmi na wycieczkę nie pojedzie. "Powiedziała, że ma swoje dzieci i musi im zapewnić opiekę, a wycieczka z klasą oznacza znacznie dłuższy dzień pracy. Twierdzi, że wycieczki nie są obowiązkowe i że ona jest zdania, że te dzieciom powinni organizować rodzice" - czytamy.
Ewa udała się do dyrekcji szkoły, żeby zapytać, czy mogą wpłynąć na decyzję nauczycielki. "Usłyszałam, że miejscem pracy nauczyciela jest siedziba szkoły i oni nie mogą jej zmusić, żeby pojechała z dziećmi na wycieczkę. Te są dodatkową opcją w programie i od zawsze w szkole to do nauczyciela należy decyzja, czy zabierze swoich wychowanków na wyjazd. Zamurowało mnie".
Władze szkoły zasugerowały, że jeśli rodzicom zależy na wyjeździe, mogą zorganizować go sami. "Podobno zwykle ktoś z rodziców ma odpowiednie uprawnienia, a jak nie, możemy zatrudnić kogoś z zewnątrz, ewentualnie na własną rękę wystąpić z taką prośbą do innych nauczycieli ze szkoły, może ktoś się zgodzi" - pisze mama czwartoklasistki.
Z opisanej przez Ewę sytuacji wynika, że dyrekcja placówki najwyraźniej idzie na rękę nauczycielce, która z jakiegoś powodu wyjechać z dziećmi nie chce. Zgodnie z przepisami nauczyciel, który otrzymuje od dyrektora polecenie wyjazdu z dziećmi na zieloną szkołę, czy innego rodzaju wycieczkę, nie może odmówić tak po prostu.
Jeśli wycieczka szkolna mieści się w programie nauczania, tj. nawiązuje do niego i spełnia wszelkie wymogi formalne, teoretycznie nauczyciel ma obowiązek zastosowania się do polecenia służbowego, bo jak każdy z nas musi wypełniać swoje obowiązki starannie i sumiennie. Polecenia pracy poza szkołą dyrektor placówki nie może wydać nauczycielowi, który ma pod opieką dziecko, które nie ukończyło 4 lat (art. 178 § 2 Kodeksu pracy).
Drugą istotną kwestią jest liczba uczestników, ich wiek, stopień rozwoju psychofizycznego czy ewentualnie niepełnosprawności. Nie bez znaczenia jest też charakter wyjazdu, rodzaje aktywności czy warunki, w jakich się będą odbywać (§32 rozporządzenia MENiS z dnia 31 grudnia 2002 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych i niepublicznych szkołach i placówkach). Dyrektor musi dostosować do tych kryteriów ilość opiekunów, tak aby zapewnić uczestnikom wyjazdu bezpieczeństwo.
Nauczyciel nadal nie może pracować 24 godziny na dobę. "Należy również pamiętać o normach czasu pracy i odpoczynku, zgodnie z którymi czas pracy nie może przekraczać 8 godzin na dobę i przeciętnie 40 godzin w tygodniu (art. 129 § 1 Kodeksu pracy)" - czytamy w Portalu Oświatowym. Nauczyciel, jak każdy pracownik, zgodnie z polskim prawem musi mieć zapewnione minimum 11 godzin nieprzerwanego odpoczynku.
Nauczyciele często dobrowolnie zgadzają się wyjeżdżać na wycieczki szkolne, również te z noclegiem. Jednak w praktyce nie jest to takie proste. Nauczycielka nie może odmówić wyjazdu, jeśli polecenie jest wydane zgodnie z przepisami, jednak najpierw trzeba się upewnić, ze dyrekcja jest w stanie spełnić normy regulowane prawem.
Inną kwestią jest tu dobry obyczaj. Może nauczycielka faktycznie nie ma co zrobić z własnymi dziećmi? Tego autorka listu niestety nie wyjaśnia.
Czytaj także: https://mamadu.pl/158907,najwieksze-absurdy-w-szkolnych-statutach-glosowanie-trwa-oto-faworyci