Przedszkole jest (nie) całkiem fajne
"Mój synek właśnie poszedł do przedszkola i bardzo mu się tam spodobało. Adaptację przechodzi całkiem gładko. Lubi panie i dzieci. Podobają się zajęcia i ze smakiem zjada posiłki. Jedyny nasz problem to poranki. Kubuś ma olbrzymie problemy ze wstawaniem.
Ciężko mu podnieść z łóżka, a cały proces ubierania i szykowania się do przedszkola trwa wieki. Synek jest marudny i płaczliwy, co sprawia, że początek dnia jest naprawdę trudny. Nie są łatwe także pożegnania, moim zdaniem to tylko i wyłącznie kwestia niewysypiania się.
Kuba ma rzeczywiście prawo być zmęczony, bo zazwyczaj chodzi spać dopiero grubo po godzinie 23.00, a zdarza się czasem, że nawet o północy, jednak nie jesteśmy w stanie zagonić go wcześniej do łóżka. Mimo że kąpiemy go około godziny 19.00 i zaczynamy proces czytania, usypiania, to mimo wszystko nie jest w stanie się wyciszyć i usnąć aż do późnych godzin. Rozpiera go energia i chciałby w tym czasie grać w piłkę, biegać i skakać. To potwornie meczące po całym dniu pracy jeszcze użerać się przez tyle godzin.
A gdzie czas dla mnie?
Nie mamy czasu dla siebie z mężem, ani na odpoczynek po pracy. Czasem chcielibyśmy usiąść z książką, przed telewizorem, czy normalnie pogadać. Gdy mały uśnie, trzeba jeszcze pozałatwiać jakieś sprawy organizacyjne i padamy. Sami wstajemy potem zmęczeni i niewyspani. Choć minęło niewiele ponad tydzień, robi się to bardzo męczące i frustrujące. Nie wyobrażam sobie, by tak dalej miało być.
Latem nie było takich problemów, zauważyliśmy również, że w weekend bez problemu się kładzie zaraz po kąpieli. Doszliśmy do wniosku, że to kwestia leżakowania. Kuba w weekendy nie ma drzemek i potem idzie spać jeszcze przed 20.00. Natomiast okazuję się, że na przedszkolnym leżakowaniu usypia.
Mała prośba
Poprosiłam więc panie, by przypilnowały, by nie spał. Może przecież po cichu książeczki oglądać. Poza tym to nie byłoby jedyne dziecko, które nie śpi. W grupie mamy sporo dzieci, które nie potrzebują już drzemek, wystarczyłoby je posadzić je z boku i trochę zagadać, zająć cichą zabawą, a nie zmuszać do leżenia. Wyjaśniłam, że potem mamy problem z położeniem dziecka spać.
Usłyszałam, że nie ma takiej opcji. Skoro dziecko usypia, najwyraźniej jest zmęczone i ona nie będzie zabawiała jednego przedszkolaka. Jej zdaniem, tak małe dzieci powinny spać, by móc się zregenerować, w innym wypadku są potem marudne płaczliwe i nią mają siły na zabawę. (No tak, przecież to jej przerwa na kawkę!) Próbowałam jej wytłumaczyć, że nie każde dziecko tak ma i że tak się nie da żyć, bo potem syn pół nocy świruje. Ona na to grzecznie, acz dobitnie zasugerowała, że tak to jest, jak się ma dziecko - trzeba się nim zająć. Wkurzyła mnie na maksa.
Bo owszem, chciałabym mieć spokojniejsze wieczory, bo uważam, że zmęczona po pracy na to po prostu na to zasługuję. Ale chodzi o całą organizację dnia i wyczerpanie każdego z nas, a zwłaszcza Kuby. Zmęczone dziecko, niewyspane w nocy, pada na drzemce w przedszkolu, a potem znowu nie może usnąć wieczorem i nie może wstać rano. To błędne koło! Tak się nie da żyć!
Miałyście podobną sytuację? Udało wam się dogadać z paniami? Może warto wymóc grupką rodziców nieśpiących dzieci, by pani z nimi prowadziła jakieś zajęcia?".