Agnieszka ze smutkiem opowiada historię Mai. Dziewczynka od zawsze wydawała jej się dojrzała i odpowiedzialna. - Nie raz widziałam, jak bawi się z bratem na podwórku. Ma do niego zdecydowanie więcej cierpliwości niż rodzice. A na pewno jest lepiej zorganizowana. Często ciągnie matkę za rękę, by ta zawiozła chłopca na terapię, bo mama zupełnie nie ma głowy do kalendarzy - wspomina nauczycielka.
Kobieta po raz pierwszy widziała Maję z rówieśnikami właśnie, gdy trafiła na zastępstwo do klasy dziewczynki. - Ona nie ma koleżanek, bo nie ma na to czasu, ciągle ogarnia sprawy, którymi dzieci nie powinny się zajmować. Poprosiłam ją po lekcji, żeby chwilę została, zaczęłyśmy rozmawiać i już wiem, co jej jest. Maja jest ofiarą parentyfikacji.
Kobieta wspomina, że bardzo chciała nakłonić nastolatkę do tego, aby nie brała na siebie zbyt dużej odpowiedzialności. Ta z płaczem przyznała, że nie potrafi przestać, że obawia się, że bez jej wsparcia, rodzice, choć bardzo zamożni, zaniedbaliby brata.
- Moja siostra w dzieciństwie bardzo poważnie zachorowała. Mama spędzała długie godziny w szpitalu, zajmowała się tylko nią. Nie dbała o siebie, o dom... - przyznaje Agnieszka.
Kobieta wówczas miała 10 lat. Zajęła się opłacaniem rachunków i opieką nad 5-letnim bratem. - Gotowałam dla niego i rodziców, odprowadzałam go do przedszkola i kładłam spać. Dziś wydaje się to nie do pomyślenia, ale tak było, czułam, że jestem za nich wszystkich odpowiedzialna.
Siostra Agnieszki po dwóch latach wyzdrowiała, kiedy mama próbowała "wrócić na miejsce" z 12-letnią wówczas Agnieszką dochodziło do ciągłych scysji.
- Miałam podskórne przekonanie, że to się może powtórzyć, a bratu pęknie serce, gdy matka znów go porzuci. Do dziś ja i on mamy niesamowitą więź, ale po latach terapii, wiem, że rodzice obciążyli mnie odpowiedzialnością, której nie powinno doświadczyć żadne dziecko - przyznaje Agnieszka.
Los Mai jest jej bliski, z całego serca pragnie uchronić dziewczynkę przed tym, co sama przeżyła. Dorośli, którzy w dzieciństwie mieli podobne doświadczenia, wiedzą, że tak nie powinno być. To zbyt szybkie dorastanie zajmowanie się sprawami dorosłych, nim byli na to gotowi, zmieniło ich na zawsze i namieszało w ich głowach.
Arletta jest młodszą siostrą, dziś ma 40 lat i nadal czuje, że musi pomagać starszemu bratu. - Dzwoni do mnie z byle pierdołą. Począwszy od tego, jak ugotować zupę, po to, jak napisać wniosek o obniżenie alimentów. A ja wbrew logice załatwiam, co mogę za niego. Mąż się wkurza, a ja wciąż czuje się odpowiedzialna za brata - przyznaje.
W dzieciństwie Sebastianowi przyklejono łatkę dziecka niezwykle wrażliwego. Już w szkole podstawowej leczył się na nerwicę. Siostra, choć młodsza o dwa lata często była upominana przez rodziców, aby go wspierała.
- Chodziłam do niego na przerwach, zamiast bawić się z rówieśnikami, siedziałam z nim. Na kolonie jeździłam z nim, żeby być blisko, choć marzyłam o obozie sportowym - wspomina.
Za każdą porażkę brata czuła się odpowiedzialna, zresztą jak przyznaje, nie raz słyszała od mamy, że go nie dopilnowała.
- Ojciec młodo zmarł. Mama źle to zniosła. Potrzebowała drugiego dorosłego, a nie mnie, ale ponieważ nie było ojca, to ubzdurała sobie, że we dwie wychowamy Sebastiana i tak było. Teraz kiedy brat się rozwiódł, znów zamęczają mnie jego problemami - dodaje.
- Nie umiem się od tego odciąć, uwolnić od odpowiedzialności za niego. Kiedy dzwoni, że była żona utrudnia mu kontakty z dziećmi, dzwonię do niej i przypominam o postanowieniach sądu... A przecież on jest dorosły. Obiecuję sobie, że to ostatni raz, a potem wyciągam go z kolejnych kłopotów - mówi.
Takich jest niestety wiele. Czasem, w wyniku traumatycznych zdarzeń, rozwodu rodziców, a czasem, bo pechowo trafili. Mama i tata zajęci karierą, jak u Mai, albo jednym dzieckiem, jak w przypadku Agnieszki, nierzadko zaniedbują resztę.
Dziecko, które słyszy od nich, że jest oparciem, albo samo nadaje sobie taką rolę, czuje się odpowiedzialne za normalne funkcjonowanie rodziny.
Kiedy zakłada własną, podświadomie nie chce powtórzyć schematu z rodzinnego domu. Narzuca sobie więc rygor, wszystko chce zrobić za bliskich, aby nigdy nie doświadczyli tego, co ono. Nierzadko pielęgnuje wciąż rodzeństwo. Uważa, że skoro wychowało je, jak Arletta, niezależnie od wszystkiego zawsze będzie za nie odpowiedzialne.
Czasem udaje się przerwać tę matnię. Czasem trzeba terapii. Jednak tych wspomnień nikt nie jest w stanie odsunąć od dorosłego, który stał się ofiarą parentyfikacji. Warto mimo to walczyć i nauczyć się nie brać na siebie odpowiedzialności za funkcjonowanie całego świata. Zatroszczyć się wreszcie o siebie.
Czytaj także: https://mamadu.pl/164116,karny-jezyk-i-time-out-nie-dzialaja-dziecko-potrzebuje-regulacji-emocji