Środek długiego weekendu, a do służbowej skrzynki wpada mail, widzę w powiadomieniach tytuł "Lejdi z grilla". To od razu zwraca moją uwagę. "Nie wiem, od czego zacząć, jestem taka wkurzona, że brak mi słów, od rana szacuję straty w ogrodzie. Mężowi grilla się zachciało, efekt - przejście tajfunu zwanego bratanki" - zaczyna swoją wiadomość Lidka.
Reklama.
Reklama.
Ja wiedziałam, że tak będzie
"Zabrzmię, jak piosenka ze starego kabaretu, ale ja wiedziałam, że tak będzie. Od pierwszej chwili, kiedy mąż powiedział, że w Boże Ciało na grilla wpadnie jego brat z żoną i dziećmi. To się nigdy nie kończy dobrze. Wiedział, że jeśli zapytałby mnie o zdanie, to bym się nie zgodziła. Dlatego zrobił to za moimi plecami" - czytam.
Autorka listu zaznacza, że W każdych innych okolicznościach uwielbia bratanki męża, jednak u niej w domu dzieci "dostają małpiego rozumu", a rodzice zupełnie się nimi nie zajmują. "Bratowa Maćka powiedziała mi kiedyś, że po to jesteśmy chrzestnymi ich dzieci, żeby w naszym domu czuły się one jak u siebie". Rodzice ponoć zupełnie nie zajmują się potomstwem.
Lejdi i pan z piwem
Kiedy goście pojawili się na posesji mama czwórki przedszkolaków od razu zasiadła za stołem, nie szczególnie zwracając uwagę na dzieci. Kiedy te przychodziły o coś poprosić, mama odsyłała je do Lidki. "Ciocię poproś, ciocia, Antek chce pić, ciocia, ciocia, ciocia... Jakby jej ręce oderwało, siedzi przy stole, na którym stoi woda, ale nie naleje, choć dzieci są jej, ja muszę lecieć i służyć państwu" - irytuje się Lidka.
"Ani szwagier, ani jego żona nie ruszyli palcem, kiedy ich dzieci wrzucały do basenu wiaderko piasku, ani kiedy grali w piłkę w moich liliach. Płakać mi się chciało, kiedy w końcu poszli. Nasze dzieci nawet nie chciały bawić się z kuzynostwem, widząc, co wyczyniają" - przyznaje kobieta.
Poranek odsłonił skalę zniszczeń
Lidia rano zrobiła sobie kawę i poszła rozejrzeć się po ogrodzie. Połamane kwiaty, talerze z resztkami jedzenia w piaskownicy, serwetki i papierki po lodach przerzucone do sąsiadów... Kobieta złapała się za głowę. Natychmiast zabrała się za sprzątanie. Jak przyznaje, same straty w roślinach szacuje na kilkaset złotych, do tego zniszczone zabawki jej dzieci, bałagan, kilka stłuczonych naczyń...
"Kiedy Maciek wstał, próbowałam go przekonać, że powinien zadzwonić do brata i powiedzieć, jaki chlew zostawiły jego dzieci. Moim zdaniem rodzice powinni zwracać na dzieci większą uwagę. Ale mąż wsiadł na mnie, że jako gospodyni jestem zobligowana do zapewnienia dzieciom bezpieczeństwa i powinnam się cieszyć, że żadne z nich się nie skaleczyło" - pisze zaskoczona.
Próbowała tłumaczyć mężowi, że przygotowywanie jedzenia, opieka nad własnymi dziećmi i zabawianie gości, których to on zaprosił, to dla niej dość zajęcia i że bratowa Maćka, zamiast siedzieć za stołem, powinna była się zainteresować tym, co robią jej dzieci, zwłaszcza że słyszała tłuczone szkło na drugim tarasie, o czym powiedziała, dopiero wychodząc.
"O szwagrze nawet mówić mi się nie chce, wlał w siebie z pięć piw i szybko zaczął bełkotać. No nie jest to obraz wzorcowego ojca czwórki dzieci. Jego żona nie piła, ale i tak niewiele pomogła. Lejdi przyszła odpocząć... A ja, kiedy mam odpoczywać, skoro w wolne dni, albo im usługuję, albo po nich sprzątam?" - pyta retorycznie autorka listu.
Zawsze to samo
Lidka przyznaje, że z mężem się dość mocno pokłóciła. Jej zdaniem za każdym razem, gdy odwiedza ich brat Maćka z rodziną, wizyta kończy się tak samo. Rodzice siedzą bezczynnie, bo twierdzą, że są zmęczeni codzienną opieką nad czwórką maluchów rok po rok. "Oni się goszczą, a ja zasuwam. Tez mam dzieci, dwójkę co prawda, ale nasze tak nie łobuzują, a to stado jest, jak z dziczy" - czytamy.
"Gdyby faktycznie któremuś coś się stało, to rodzice odpowiadają za ich bezpieczeństwo, nie ja. Czy może się mylę, może przesadzam, może moje lilie nie są tego wszystkiego warte?" - zastanawia się na koniec.
Dzieci są odpowiedzialnością rodziców
Każdy, kto odwiedza nas z dziećmi, nadal jest za nie odpowiedzialny. Jeśli dzieci coś z niszczą, to rodzic pokrywa koszty naprawy. Rodzic też odpowiada za zapewnienie dziecku bezpieczeństwa. Warto pamiętać o tym, kiedy wybieramy się do rodziny czy znajomych.
To, że jesteśmy gośćmi, nie zwalnia nas z odpowiedzialności za wychowanie, bezpieczeństwo i opiekę nad dziećmi. Nie ważne czy idziemy do muzeum, ZOO, na wesele czy na grilla, jeśli mamy dzieci pod opieką, to one powinny być naszym priorytetem.
Niezadowolenie Lidki jest w pełni logiczne i uzasadnione. Kobieta powinna spokojnie wrócić do rozmowy z mężem, bo bycie gospodynią, nie czyni z nas ani służącej gości, ani opiekunki do ich dzieci.
Nawet idąc z dzieckiem na urodziny kolegi czy koleżanki, gdzie jest wykwalifikowany animator, nadal to my, a nie on odpowiadamy za bezpieczeństwo dziecka. Tym bardziej na rodzinnym grillu, zwłaszcza jeśli nie chcemy, aby to było ostatnie zaproszenie.
Chcesz podzielić się z nami swoją historią? Pisz śmiało na marta.lewandowska@mamadu.pl