Taki obrazek: tata, mama, trójka dzieci, wózek pełen wakacyjnych zakupów, a na taśmie ląduje kolejno 5 litrowych butelek whisky, 7 butelek prosecco i karton piwa. Urlop z dziećmi może zmęczyć, ale taka ilość alkoholu zaaplikowana w dwa tygodnie z pewnością męczy bardziej.
Według danych z 2014 roku Polacy na urlopie piją średnio trzy szklanki alkoholu dziennie.
Na urlopie widziałam, że niemal każda rodzina na zakupach wkładała do koszyka piwo lub wódkę.
Za sprawowanie opieki w stanie upojenia alkoholowego i narażenie dziecka na utratę życia grozi 5 lat więzienia.
Wróciłam właśnie z urlopu. Byłam w miejscowości turystycznej w Wielkopolsce. Jezioro, pomost, śmigające po wodzie motorówki i skutery wodne, komary wielkie jak koty i przekrój społeczeństwa w kąpielówkach i laczkach.
Typowe obrazki z kurortów. I choć byliśmy w miejscowości, która nie może podskoczyć Ustce czy Kołobrzegowi, to widoki stamtąd przywiezione nie różnią się znacznie od hitów wakacyjnych znad Bałtyku.
Nie przyjechałam jako wielka pani z Warszawy, która krytycznym okiem ocenia życie małego miasteczka. Też grillowałam, przepłacałam za lody na mieście i "piwkowałam" w czasie obiadu. A jednak po kilku rzucających mi się w oczy obrazkach rodzin, mam wrażenie, że statystyki dotyczące picia Polaków w czasie urlopów są zupełnie niedoszacowane.
Według danych z 2014 roku Polacy na urlopie piją średnio trzy szklanki alkoholu dziennie. Spośród badanych krajów to w naszym kraju najwięcej osób deklarowało, że na wakacjach zdarza im się pić nawet dziesięć szklanek trunków dziennie.
39 proc. ankietowanych zaznaczyło, że 1 szklanka im wystarczy, 23 proc. przyznało, że sięga po szklankę aż 3 razy, 13 proc. nalewa alkohol 10 razy dziennie. To dało najbardziej alarmujący wynik w Europie.
A jednak nadal mam wrażenie, że te badania to lipa.
Właśnie dlatego, że rodzin podobnych do tej z początku tekstu widziałam aż nadto. Z niektórymi mijałam się w sklepowych alejkach kilka razy w tygodniu, a ich wózki zawsze wypełnione były po brzegi alkoholami.
Tak jak mówię, nie jestem święta i wieczorem zdarzyło mi się wypić wino i piwo, ale na pewno nie sprezentowałam rodzinie w ciągu półtora tygodnia zakupu 5 litrowych butelek whisky.
Tym bardziej że miałam czwórkę dzieci pod opieką. Nie wyobrażam sobie, że wychodząc z nimi na cały dzień nad jezioro, mogłabym siedzieć na brzegu pijana lub skacowana po wieczornych uciechach.
Widziałam sporo osób na łódkach, które przy dzieciach beztrosko popijały alkohol, a stan niektórych z opiekunów wskazywał, że szklanka powinna być dawno ostawiona na stół.
Wyjeżdżając na urlop, spuszczamy z tonu, pragniemy relaksu i czasem lekkiego szumu w głowie.
Według prawa pijanemu opiekunowi grozi 5 lat pozbawienia wolności za narażenie dziecka na utratę zdrowia i życia. Tylko nikt tego nie zgłasza, bo przecież nie będziemy skarżyć na sąsiadów z ośrodka wypoczynkowego. Ani na plażowiczów z parawanu obok, którzy sprawując opiekę nad dziećmi, popijają beztrosko piwo.
Potem tylko zdarzają się nagłówki w mediach, że pijana matka smarowała kremem do opalania nie swoje dziecko, czy o 2-letnim chłopcu, który utopił się, bo nietrzeźwa matka spała.
To przypadki tylko z pierwszego miesiąca wakacji. Te, które nagłośniły media. Brakuje mi jednak kampanii informującej o tym, że picie na wakacjach zwiększa ilość wypadków samochodowych, na wodzie i w domu. To czas, kiedy Polacy piją najwięcej.
Dziwnym trafem sięgając po lampkę prosecco na urlopie, nie myślimy o tym, co może się stać z naszymi dziećmi. A obok stoi rozgrzany grill, nasze reakcje są opóźnione, w ferworze zakrapianej zabawy rzadziej zwracamy uwagę na dzieci. Oprócz pokazywania im negatywnych wzorców dotyczących picia alkoholu zapominamy o zapewnieniu im bezpieczeństwa.
A raczej wymieniamy ich bezpieczeństwo na kieliszek wina. Czy, parafrazując reklamę firmy kosmetycznej, to jest tego warte?