Są takie dni, że mamy ochotę zwinąć się w kłębek, nikogo nie widzieć, ani z nikim nie rozmawiać. W takie dni możemy jednak zrobić coś dla siebie. I choć rada - poczytaj książkę, posłuchaj muzyki, brzmi naiwnie, to czasem właśnie to ratuje nas przed upadkiem w otchłań smutku.
Zapytałam kobiety, po co sięgają w chwilach, gdy życie kopnie trochę mocniej niż zazwyczaj.
Pomagają im podcasty, muzyka i szczera rozmowa z mamą.
I choć "depresji" nie wyleczy się bieganiem i książkami, to czasem serdeczne otulenie może przyjść z papierowych kartek czy właściwej piosenki.
W ostatnich dniach byłam przeszczęśliwa, mogłam góry przenosić. Rozdawałam uśmiechy, tańczyłam (lekko nóżką) na przystanku autobusowym w słuchawkach na uszach. Czułam się piękna.
I przyszło wczoraj, gdy się załamałam. Niby nic się nie stało, ale mój nastrój stopniał jak kostki lodu w ciepłym latte. Poczułam się malutka, wróciły wspomnienia bycia samotną i nieokreślony smutek.
Wiem, że nie tylko ja mam takie dni. Kiedy spadam z samej góry do grajdołka nieszczęść. I choć "depresji" nie wyleczy się bieganiem i książkami, to czasem serdeczne otulenie może przyjść z papierowych kartek czy właściwej piosenki.
Zapytałam kobiety, po co sięgają w chwilach, gdy życie kopnie trochę mocniej niż zazwyczaj. Co rozbrzmiewa w ich grajdołkach smutku? Oto, co mi powiedziały.
"Czuła przewodniczka"
Tę książkę polecają sobie koleżanki, mówiąc "Może nie odkrywcza, ale znajdziesz tu coś dla siebie". A potem każda zatapia się w niej i płacze nad lekturą.
Oli też poleciła tę książkę koleżanka. Mówi, że nie jest fanką pseudo psychologicznych książek. A jednak sięgnęła po nią w pandemii, gdy czuła, że bardziej niż wcześniej nie ma ochoty wstawać z łóżka.
– Książka składa się z trzech części. Nazywa je "potulną", "królową śniegu" oraz "męczennicą". Jak ja każdą z nich odkryłam w sobie! – zachwyca się Ola. Ze słuchawkami na uszach, leżąc w ciemnym pokoju, słuchała audiobooka i zaglądała w siebie.
– Za każdym razem czułam się jak po sesji relaksacyjnej. Czasem płakałam, bo przez moją głowę przelatywały wspomnienia z całego życia. Czasami metafory wydawały mi się przesadzone, ale gdy spojrzałam na siebie z dystansu i zobaczyłam "potulną Olę", stworzyłam własne nazwanie moich emocji – mówi.
– Podcast Okuniewskiej to najlepsze, co ostatnio słyszałam. Moja przyjaciółka powiedziała, że muszę go posłuchać, bo mój mąż przypomina wszystkich typów w tej audycji – mówi Agnieszka.
Zaśmiała się, włączyła odcinek i wyłączyła. "Gadanie" – pomyślała. A jednak wróciła do "idiotek". Trafiła na swój odcinek, a potem przesłuchała wszystkie.
– Najlepsze jest to, że w podcaście autorka mówiła też o swoich "zakochaniach" z okresu gimnazjum czy liceum. Myślałam, phi, to dawno, wszystkie nastolatki głupio się zakochują. Z czasem uświadomiło mi to, że każde zauroczenie i moje zachowanie w tym czasie, wpłynęło na mój związek teraz – tłumaczy Agnieszka.
– Ożywcze i oczyszczające jest to, że idiotkujemy wszystkie. Jestem idiotką i to brzmi dumnie – śmieje się Aga.
"Fell on black days"
– Muzyka na smutek. Zawsze mi pomaga, a ten numer w szczególności. Gdy czuję, że za chwilę rozpadnę się na kawałki, ale coś dusi moje emocje, puszczam Soundgarden i lecą łzy – opowiada Marta. – To pomaga mi się ogarnąć na jakiś czas.
Rozmowa z mamą
Miśka nigdy nie usłyszała od swojej mamy słów: "wiedziałam, że tak będzie". Zawsze ją wspierała i powtarzała, że ma robić tak, jak czuje.
Czasem czuła się fatalnie ze swoimi decyzjami, ale wiedziała, że u mamy będzie czekało na nią ciasto, ciepła herbata i rozmowa, która ukoi.
– Dzwonię do mojej mamy niemal codziennie. Raz w tygodniu staramy się spotkać na herbacie – opowiada. Nieraz zastanawiała się czy nie jest to jakiś rodzaj toksycznej relacji – matka-przyjaciółka, ale czuje całą sobą, że to wsparcie jakiego potrzebuje.
Nie miały łatwo, bo ojciec Miśki zostawił je, gdy kobieta miała 6 lat. Wychowywała ją tylko mama. Miśka tłumaczy, że nie ma w sobie potrzeby rekompensaty. "Ona poświęciła się dla mnie, więc muszę ją odwiedzać". To relacja bezgranicznej miłości i zaufania.
Ciałopozytywny Instagram
"Ciałopozytyw_polska", "dobre ciało", Kaya Szulczewska, a także amerykańskie trenerki fitness takie jak Emily Sky czy skandynawska "Miss Mia Fit".
Kinga uwielbia te konta. – Gdy przed okresem nabieram wody, moja skóra staje się moim wrogiem, a ból podbrzusza każe mi ubierać się w luźne czarne t-shirty i zakładać okresowe majtki w przygotowaniu na krwawą jatkę, wchodzę na insta – mówi.
Ogląda fotki, daje serduszka i czuje się lepiej. Jest kobietą, normalną, jak miliony innych na świecie.
– Te konta uratowały mnie przed wciskaniem się w za małe ciuchy, podążaniem za modą, w której nie czułam się odpowiednio. Pozwoliły mi powiedzieć byłemu facetowi "spójrz na siebie", gdy żartował z moich boczków – wyjaśnia.
Kinga mówi, że czasem wpadają tam brzydkie zdjęcia, ale "halo! tak wygląda ciało na wydechu!".
"Dziennik Bridget Jones"
Wszystkie kochamy ten film. Jest zabawny i czuły. Opowiada o tęsknocie, którą kiedyś przeżywałyśmy wszystkie – chcemy czuć się kochane.
Iga widziała Bridget chyba ze sto razy, jak mówi. Rozparcelowała ten film ma mikrokawałeczki doraźnej pomocy psychologicznej dla siebie i przyjaciółek.
– Niezależnie czy to zerwanie z facetem, czy kłótnia z szefem w pracy – to wszystko tam jest – emocjonuje się Iga. – Czasami tłumaczę sobie "O, znowu trafiłam na Daniela Cleevera, a nie Marka Darcy'ego". Życie to nie film, ale w życiu jakiś fajny film można obejrzeć – puszcza oko.