
Ciałopozytywność, ruch body positive — te hasła słyszymy coraz częściej, niestety zbyt często jako puste frazesy albo wytrychy przy okazji kolejnych afer związanych z celebrytkami i ich podejściem do wyglądu. Według prawdziwej ciałopozytywności nie powinnyśmy mówić przyjaciółce, że schudła, zdjęcia odchudzonych sylwetek "przed i po" nie są synonimem dobrego podejścia do ciała, a mówienie, że "otyłość to choroba" także nie jest mile widziane. Dlaczego? I dlaczego ciągle walczymy, by o ciele innych osób mówić tak, jak NAM się wydaje? Na te i inne pytania odpowiada Kaya Szulczewska, autorka najpopularniejszego konta instagramowego na ten temat "Ciałopozytyw".
Może cię zainteresować także: "Nie zamierzam robić nic, by schudnąć". Słowa mamy 2 dzieci poruszyły setki kobiet
Zwracał też uwagę na, jak dziś byśmy to nazwali, przejawy fatfobii — czyli zestawu uprzedzeń dotyczących grubych osób i tłuszczu, które rzutują na stan psychiczny i zdrowie osób, opiekę medyczną oraz są odpowiedzialne za systemową dyskryminację i sięgającą aż dehumanizacji, stygmatyzację osób poza kanonem wagowym.
A co z osobami otyłymi, które same mówią o sobie źle i krytykują grubsze niż kanon sylwetki? Mówią, że problem fat shamingu nie istnieje. Czy to nie jest trochę tak, że oni "wiedzą lepiej"?
Do tego kanon nakazuje nam nie tylko być szczupłymi, ale też mieć duże piersi i pośladki, idealna talię...
Może cię zainteresować także: Ciałopozytywność według telewizji śniadaniowej? "Chcę czuć, że obok stoi kobieta, nie mały chłopiec"
