To, czym warto podzielić się w mediach społecznościowych jest bardzo subiektywne. Część intymny wpis o poronieniu uzna za przesadę, którą należy trzymać jedynie w otchłani własnych najczarniejszych wspomnień, a część powie, że to w porządku, a sprzeciwi się żartom z fałszywą ciążą.
Choć w tym roku jeszcze nie trafiłam na własnej facebookowej tablicy na żart z podrobioną ciążą na prima aprilis, to w ubiegłych latach owszem. Jednego dnia nawet kilka razy.
Raz był to post ze zdjęciem USG. Znajoma chwaliła się, że jest w ciąży. Jednak szybko zdemaskowano, że coś jest nie tak – wrzuciła USG jamy brzusznej psa.
Innym razem widziałam pozytywne testy ciążowe. Tak, dziewczyny kupują takie przez internet, by nabrać swoich facetów, rodzinę i całą społeczność na Facebooku.
Czasami też proszą koleżanki, które są w ciąży, by taki test zrobiły i im oddały. Słyszałam też o metodzie dorysowania kreski różowym flamastrem.
Niektórzy pękają ze śmiechu, niektórzy nie. Nie chodzi tu w żadnym wypadku o brak poczucia humoru, jednak mnie też to nie bawi. Bardzo prawdopodobne, że osoby robiące żarty z fałszywą ciążą nawet nie mają świadomości, że sprawiają innym ból. Jak to?
1 na 4 ciąże kończy się poronieniem
Nie mamy przecież pojęcia, kto z naszej społeczności poronił, przeżył tragedię urodzenia martwego dziecka lub rozpaczliwie stara się o ciążę, walcząc z problemami z płodnością.
Warto wiedzieć, że tych osób może być sporo, tym bardziej patrząc na statystyki, które krzyczą — średnio aż 1 na 4 ciąże kończy się poronieniem. Inne badania mówią, że strata może znacznie większa i dotyczyć nawet połowy kobiet.
To dramaty tysięcy Polek, którymi te dzielą się jedynie na prywatnych grupach wsparcia. Piszą o depresji, obwiniają się, nie potrafią sobie poradzić, nikt im nie współczuje, nie pomaga, dłużej już tak nie mogą.
Każdego dnia również na grupach o in vitro kobiety dzielą się własnymi wynikami, pytając – czy mają szansę, szukając nadziei, że kiedyś zostaną matkami.
Facebook to nie miejsce na takie smuty
Oczywiście, ktoś powie, że publiczny Facebook to nie miejsce na takie smuty i trzeba sobie przekazywać dobrą energię. Nie zabraniam oczywiście do wstawiania żartów z podrobioną ciążą, zachęcam natomiast, by się zastanowić.
Nie tylko dlatego, by komuś oszczędzić bólu, ale też dlatego, by oszczędzić najbliższym rozczarowania. Emocje w drugiej osobie pojawiają się od razu po komunikacie "jestem w ciąży", jeszcze zanim zdąży usłyszeć bądź przeczytać "… żartowałam, prima aprilis".
Warto szczególnie zwrócić uwagę, czy w rodzinie miał ktoś do czynienia ze stratą. Kobiety po poronieniu naprawdę mają potajemne poczucie winy. Choć nikomu o tym nie mówią, starają się mieć dystans do tematu ciąży, narodzin, płodności, ale po cichu za każdym razem przypominają sobie, że ten dramat się wydarzył, cierpiąc w milczeniu.