Minął rok od pierwszego lockdownu, Wszyscy nauczyliśmy się już trochę życia w nowej rzeczywistości, choć nadal jej nie akceptujemy. Ale są sytuacje, które przerosłyby każdego. Zapytałam znajomych rodziców, jak wyglądało ich życie, kiedy chorowali, byli na kwarantannie z dziećmi w tle...
Opieka nad dziećmi, kiedy obydwoje rodzice są chorzy na COVID-19 może być wyzwaniem.
Rodzice opowiedzieli o absurdach systemu, przez które ich rodzinne życie w dobie pandemii legło w gruzach.
Kwarantanna mimo ujemnego testu może skutecznie utrudnić funkcjonowanie
Upadek organizacji
Ania mieszka od kilkunastu lat w Holandii, tam urodziła się dwójka jej dzieci, 6-letnia Maja i 2,5-letni Sami. - Pierwszy źle poczuł się Rafał, myśleliśmy, że się przeziębił, bo pracuje na zewnątrz, ale po dwóch dniach stracił smak. Pojechał zrobić test, dosłownie po kilku godzinach telefon — wynik dodatni — opowiada Ania. Z racji na infekcję męża skontaktowała się z pracodawcą, szkołą i przedszkolem. Wszyscy zostali w domu.
— Potem było już tylko gorzej, rozłożyliśmy się oboje, ale tak totalnie. Dwóch dni praktycznie nie pamiętam, nie mam pojęcia, jak dzieci dały radę. Maja zaskoczyła mnie swoją dojrzałością, bo zamiast jak zawsze przeganiać brata, bawiła się z nim cały czas. Przynajmniej tak mi się wydaje — wspomina Ania i dodaje, że jej największą porażką jest to, że syn cały dzień chodził w jednej pieluszce.
— Nie umiem tego wytłumaczyć, ale zupełnie nie przyszło mi do głowy, żeby go przewinąć — mówi. Na szczęście Ania i Rafał po dwóch dniach poczuli wyraźną poprawę. Ale ten czas był trudny, kobieta przyznaje, że 40-stopniowa gorączka, ból kości i ogólne osłabienie wyłączyły ich z normalnego życia. Bez wsparcia z zewnątrz, przyznaje, że mieli sporo szczęścia, że dzieciom nic się nie stało.
Teraz dochodzą do siebie, sąsiedzi zaopatrują ich w jedzenie i wyrażają smutek, że nie mogli pomóc przy dzieciach, które ze względu na kwarantannę musiały siedzieć w domu. Za dwa dni Maja i Sami będą mieli testy, okaże się, czy cała rodzina może już myśleć o powrocie do świata.
Niekończące się zamknięcie
Ula napisała mi wczoraj maila „Nie uwierzysz! Znowu mamy kwarantannę. Czwartą w tym roku.". Z Ulą znamy się od wielu lat, nasze dzieci bardzo się lubią i staramy się regularnie spotykać, jednak od grudnia nie udało się to ani razu. Zaraz po świętach rodzina mojej przyjaciółki poddała się kwarantannie po tym, jak jej brat zachorował na COVID-19, krótko po spotkaniu z nimi.
Po feriach, kiedy dzieci wróciły do przedszkola, okazało się, że jedna z nauczycielek syna ma dodatni wynik testu, więc grupa wylądowała na kwarantannie, potem druga pani z tej samej grupy. - Modliłam się, żeby już się zaszczepiły, bo praca z biegającymi wokół dzieci nie należy do najłatwiejszych, trudno ogarnąć te cyferki — Ula jest księgową i jej praca wymaga skupienia.
Ostatnia wiadomość z przedszkola jednak zupełnie ją załamała. Nauczycielki zaszczepione, po przebytej infekcji, a jednak znów wychowawczyni syna ma dodatni wynik testu, może fałszywie, ale nie można ryzykować. Kolejne dwa tygodnie w zamknięciu.
- Najgorsze jest to, że dzieci tego nie rozumieją, jak wytłumaczyć sześciolatkowi, że znów nie może wyjść na plac zabaw, na rower. On uwielbia swoje przedszkole, jest w zerówce, cieszy go to, że poznaje literki, uczy się dodawać. A tu znowu w domu. W zerówce na kwarantannie nie ma lekcji online. My próbujemy pracować, a dzieci się nudzą. Więc znów włączamy bajki.
Rodzina mieszka w bloku, więc nie ma opcji wyjścia na podwórko, a wyrzuty sumienia, że dzieci siedzą, kolejny raz, przed telewizorem rosną. No ale co zrobić? Wiele rodzin staje w takiej sytuacji. Owszem, w przypadku, kiedy dziecko jest na kwarantannie, rodzicom przysługuje zasiłek opiekuńczy. Jednak problem polega na tym, że jest połowa marca, a to już czwarta kwarantanna.
Ula niedawno dostała awans, więc nie chce też narażać pracodawcy na straty. Jak sama przyznaje, sytuacja jest patowa.
Z dzieckiem na kontrolę nie pójdziesz
Madzia zaczęła kasłać, mama zabrała ją do lekarza, zapalenie oskrzeli, antybiotyk, sama przy okazji poprosiła lekarkę o coś na zatoki, które jej dokuczały. Lekarka przepisała krople, którymi leczyła mamę Madzi nie pierwszy raz i dała jej skierowanie na test w kierunku COVID-19. Zanim Gośka wyszła z przychodni, dostała telefon z sanepidu, że do czasu testu ma poddać się kwarantannie.
Znajoma nie miała innych objawów niż bolące zatoki, więc negatywny wynik testu nie był dla niej zaskoczeniem. Zaskoczyła ją natomiast wiadomość z sanepidu, która przyszła krótko po tym — została skierowana na dziesięciodniową kwarantannę. Córka Gosi miała wyznaczoną wizytę kontrolną, a mama zgodnie z prawem, nie mogła pójść z nią do przychodni.
- Dwa dni i jakieś sto telefonów później udało mi się ustalić, że kwarantannę nałożono na mnie przez pomyłkę i mogę iść po zakupy i do lekarza z dzieckiem, ale myślałam, że oszaleję — wspomina Gosia, której mąż pracuje w innym mieście i przyjeżdża do domu tylko na weekendy. Nie mają żadnej rodziny w okolicy, przeprowadzili się niedawno, zorganizowanie jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz było nie lada wyzwaniem.
To są trudne chwile
To chyba największy stres rodziców, co będzie, jak my będziemy chorzy z objawami, które uniemożliwią zajęcie się dziećmi? Nie da się dzieci przekazać pod opiekę rodziny czy znajomych, bo nie mamy pewności czy nie zarażają. Te historie, które wyżej opisałam, pokazują pewną dziurę w systemie, która dotyka wiele rodzin.
Możemy liczyć, a to, że ktoś zrobi zakupy i podrzuci pod drzwi, ale tu trudno znaleźć rozwiązanie, które byłoby dobre. Ciekawa jestem waszych doświadczeń, jak radziliście sobie w podobnych sytuacjach, kto wam pomagał uporać się z codziennością? Jak zajmowaliście dzieci?