Wyobraźmy sobie nasz pierwszy dzień pracy. Przychodzimy, dookoła mnóstwo nieznanych osób. Siadamy do biurka i… nikt nam nie mówi, co robić! Nie ma osoby, która by się nami zajęła, zatroszczyła, wytłumaczyła, na czym polega praca. Może właśnie tak wygląda pierwszy dzień dziecka w przedszkolu, kiedy zostało ono pozbawione adaptacji?
Co chwila pojawiają się głosy, że w poszczególnych przedszkolach, z powodu sytuacji epidemicznej adaptacja zostaje odwołana. Ale co to właściwie znaczy?
Nie da się przecież pozbawić dziecka okresu, w którym poznaje nowe otoczenie i nowe osoby. Adaptacja i tak się odbędzie. To od nas, rodziców, nauczycieli w przedszkolu i dyrektorów placówek zależy, w jaki sposób wprowadzimy dziecko w ten zupełnie nowy dla niego świat.
Możemy powiedzieć: "adaptacji nie ma", ale to wcale nie oznacza, że problem jest rozwiązany. To oznacza jedynie tyle, że pozbawiliśmy dziecko możliwości zaaklimatyzowania się w przyjaznych dla niego warunkach. Jakie będą konsekwencje?
Adaptacja w stylu Tesco, czyli jak się czuje dziecko zgubione w markecie
Oczywiście trzeba pamiętać o tym, że dzieci są różne. Adaptacja to nie tylko krótki okres, który tak nazwiemy, ale dłuższy proces zakończony poczuciem pewnej niezależności od rodziców oraz dobre samopoczucie w grupie innych dzieci.
Jedno dziecko wejdzie do przedszkola jak do własnego domu, inne zaś będzie musiało spędzić tam długie tygodnie, by poczuć się swobodnie. Szczególną opieką powinniśmy otoczyć dzieci, którym trudno jest odnaleźć się w nowym otoczeniu i dzieci wysoko wrażliwe.
Sytuacja jednak nie jest tak prosta, jakby mogła się wydawać. Wszyscy przecież chcemy dobra naszych dzieci. Stąd obostrzenia, zakazy i nakazy wprowadzane w przedszkolach. Jest to całkowicie zrozumiałe.
Nie możemy jednak zapominać o tym, że zdrowie psychiczne jest równie ważne, jak zdrowie fizyczne. Psychologowie uważają, że usunięcie czasu adaptacji w przedszkolu może okazać się bardzo szkodliwe dla dzieci. Maluchy wchodzą bowiem do nowego otoczenia i pozostają tam zupełnie same.
Jak się okazuje, część rodziców nie może nawet wprowadzić dziecka do szatni.
— W przedszkolu, do którego posyłam moje dziecko, nie ma adaptacji. Rodzice nie mogą przekroczyć progu szkoły. Oddajemy dzieci przed drzwiami. Mam wrażenie, że zasady są bardzo restrykcyjne — mówi Anna, mama 4-latka.
Głosów rodziców, dotyczących tego, że w przedszkolach całkowicie zrezygnowano z okresu adaptacji, jest więcej. Rodzice są przestraszeni i zaniepokojeni takim stanem rzeczy.
— Najbardziej niepokoi mnie fakt, że nie będę mogła wejść z moim trzylatkiem do budynku przedszkola. Przekazanie tak małego dziecka zupełnie obcej osobie, pani, którą pierwszy raz w życiu widzi, napawa mnie strachem. Uważam, że umożliwienie rodzicowi odprowadzenia malucha chociaż do szatni, czy przed drzwi sali, by wspólnie oswoić przestrzeń, mogłoby zmniejszyć dyskomfort dziecka — mówi Paulina, mama 3-letniego chłopca.
Problem z brakiem adaptacji został zauważony także przez psychologów.
— Adaptacji nie da się odwołać. Te przedszkola odwołały wsparcie dzieci w adaptacji, nazwijmy rzecz po imieniu. Trzylatki, które rodzic ma zostawić w progu 1 września, w obcym miejscu, z obcymi ludźmi, których w życiu nie widziało i w grupie płaczących dzieci, będą się adaptować. Tak czy inaczej. Będzie to adaptacja w stylu Tesco. Po prostu jakbyśmy zaprowadzili dziecko do Tesco i zostawili je za progiem. Na bank są tam jacyś dorośli, którzy pomogą — zauważa na swoim Facebooku psycholożka dziecięca, Agnieszka Misiak.
Psycholożka w emocjonalnym wpisie podkreśla, że tak jak nie można osobie bojącej się pająków, kazać włożyć ręki do słoika pełnego tych stworzeń, tak nie powinno się od razu zostawiać dziecka w obcym miejscu, z obcym opiekunem z grupą innych dzieci, których nie zna.
Agnieszka Misiak zauważa, że takie działanie może doprowadzić do przewlekłego stresu i lęku u najmłodszych. Ten z kolei prowadzi do autoagresji, braku współpracy, regresu czy utraty nabytych umiejętności.
— Przedszkole motywuje swoją decyzję o braku adaptacji wytycznymi GIS. Kiedy dowiedziałam się, że moje dziecko będzie pozbawione tego ważnego dla niego czasu, serce mi pękło. Uważam, że można zorganizować adaptację, stosując się do wytycznych. Mniejsze grupy, obowiązkowe maseczki ochronne. Ludzie chodzą już wszędzie: do lekarzy, urzędów, wyjeżdżają na wakacje. Nie rozumiem, dlaczego godzinna adaptacja w przedszkolu jest tak problematyczna — zauważa Aleksandra, mama 2,5-latki.
Chcieć to móc
Z kolei psycholożka Anita Janeczek-Romanowska na swoim Facebooku zaznacza, że rodzice powinni znać swoje prawa. Zgodnie z ostatnimi wydanymi przez GIS zaleceniami, rodzic, który zachowuje wszelkie obostrzenia (dystans społeczny, maseczka na twarz itd.), ma możliwość odprowadzenia dziecka do wnętrza budynku.
— Adaptacja to relacja. Powtarzam to od lat i śmiało twierdzę, że nie da się mówić o adaptacji bez budowania pomostu między tym, co dziecku znane (brzeg rodzinny) a tym, co nieznane (brzeg przedszkolny). Epidemia teoretycznie mogłaby to utrudniać. Teoretycznie, bo zalecenia GIS-u z 2 lipca (póki co nie słychać o nowych), wskazują na możliwy udział rodzica w adaptacji, a przede wszystkim nie ograniczają jego obecności w placówce — zauważa Anita Janeczek-Romanowska.
Praktyka różni się jednak od rzeczywistości, w której dzieci w części placówek są pozbawione okresu adaptacji. — Od tygodni słyszę od rodziców, że dostali zakaz wejścia do budynku, że dzieci sprzed drzwi będzie odbierać jedna osoba (nawet nie nauczyciel) — dodaje psycholożka.
W swoim wpisie zachęca także placówki do mobilizacji. Niektóre przedszkola pokazują, że jednak się da.
— Tam, gdzie posyłam moje dziecko, nie ma żadnych problemów z adaptacją. Odbywa się w taki sam sposób i w takiej samej częstotliwości, jak to miało miejsce przed epidemią — mówi Natalia, mama 4-latki.
Takie placówki stają się wzorem dla tych, które całkowicie zrezygnowały z adaptacji. Nauczyciele nagrywają filmiki, które mają zachęcić dzieci do odwiedzenia przedszkola. Dyrekcja organizuje specjalne spotkania adaptacyjne w ogródku. Placówki decydują się na to, by organizować takie spotkania w mniejszych grupach, stosując się do wytycznych GIS-u.
Dajmy dziecku czas
— Żeby nie wiem jak wychowawca w przedszkolu się starał, trzylatek w obcym miejscu potrzebuje oswoić otoczenie, dzieci a przede wszystkim zbudować relację z nowym dorosłym w bezpiecznych warunkach. Z bazą, w której może poszukać schronienia — mówi Agnieszka Misiak.
Zaufajmy opiniom psychologów i zadbajmy o to, by nasze dziecko mogło poczuć się odpowiednio w nowej, zupełnie mu nieznanej przestrzeni. W czasie epidemii, kiedy byliśmy zamknięci w domach, wielokrotnie pokazywaliśmy, że się da.
Da się pomagać innym na odległość, wspierać tych, którzy najbardziej potrzebują troski. Dzisiaj możemy się zmobilizować i pokazać, że da się przeprowadzić adaptację, dzięki której dziecko ma szansę poczuć się bezpiecznie i komfortowo.