Jak nie powinna wyglądać adaptacja w przedszkolu? Jakie błędy popełniają przedszkola i do czego zmusza się rodziców "dla dobra dziecka"? Jeśli w przedszkolu, do którego zapisaliście dziecko, jest adaptacja w stylu Tesco, bądźcie czujni.
– Kiedy rozmawiam z rodzicami, słyszę historie, które jeżą włos na głowie i mrożą krew w żyłach – mówi psycholog dziecięca Agnieszka Misiak. W swoim filmie, który opublikowała na Facebooku, odpowiada na pytania: na co nie powinni godzić się rodzice we współpracy z przedszkolem i jak się sprzeciwić.
Pierwsze, na co psycholog zwraca uwagę to metody adaptacji. W różnych przedszkolach panują różne zasady. Na niektóre z nich nie musimy się zgadzać. Np. na adaptację w stylu Tesco.
Adaptacja w stylu Tesco
To sytuacja, w której bez żadnego wcześniejszego zapoznania z panią i oswajania z nowym miejscem wprowadzamy dziecko do przedszkola i zostawiamy je na kilka godzin. Brzmi znajomo? Tymczasem wg psycholog dla 3-letniego dziecka to sytuacja taka sama, jakbyśmy zostawili je na kilka godzin samo... w markecie.
– Bo relacja naszego dziecka z panią z przedszkola jest taka sama jak z panią z marketu, Oczekiwanie, że nasze dziecko wejdzie i zostanie w przedszkolu z obcą kobietą, to jest to samo, co oczekiwanie, że dziecko samo zostanie i poradzi sobie w Tesco – tłumaczy ekspertka.
Jednocześnie rodzice nierzadko radzą dzieciom, że gdy czują się smutne, lub zagubione, mogą iść przytulić się do pani. Tymczasem nikt nie uczy dziecka, by szło przytulić się do obcej osoby w markecie. Uczymy dzieci, by szukały rodziców. Jak ma się zatem czuć dziecko zostawione pierwszy raz na wiele godzin w przedszkolu?
Agnieszka Misiak podkreśla: poza możliwościami rodzica jest przygotowanie dziecka na pójście do przedszkola. Samo zostawanie na kilka godzin z babcią, czy z opiekunką nie wystarczy. W przedszkolu dzieci jest wiele – w takim gronie nasze dziecko nie bawiło się jeszcze nigdy. Jest hałas, chaos, dzieci są przestymulowane. Wrzucanie dziecka na głęboką wodę to ryzykowny pomysł.
– Niektóre przedszkola mają też adaptację w stylu Tesco w wersji de luxe. Mianowicie wprowadzają zasadę, że nie można odbierać dziecka wcześniej niż np. o godzinie 15. Rodzice nie muszą się na to godzić! Nie ma takiego prawa lub przepisu, które pozwoliłoby placówce ograniczać rodzicowi dostęp do swojego dziecka. Przedszkole nie ma prawa wprowadzać takich zasad – mówi Agnieszka Misiak.
Jak sprzeciwić się zasadom panującym w przedszkolu?
Istnieje coś takiego jak statut przedszkola i tam mogą pojawić się przeróżne zapisy, np. że dzieci w naszym przedszkolu pozostają minimum do godziny 15. – Rodzice, czytajcie statuty przedszkoli! Dyrektorzy, z którymi rozmawiałam, powiedzieli mi, że nikt nie czyta statutów, a tam mogą być zasady, które mogą wam się absolutnie nie podobać. Nawet jeśli podpiszemy ten statut, to nikt nie może ograniczyć wam kontaktu z dzieckiem – ostrzega psycholog i podkreśla, że to rodzic decyduje, kiedy odbiera dziecko, bo to on je zna i wie, ile ono może wytrzymać.
Przedszkola mogą tłumaczyć, że takie zapisy są konieczne, bo odbieranie dzieci wcześniej zaburza rutynę i wprowadza chaos, zwłaszcza kiedy rodzic przyjdzie podczas posiłku czy leżakowania.
– Taka jest specyfika pracy w przedszkolu! Jak ktoś podjął pracę w przedszkolu to przyjmuje, że we wrześniu jest kołchoz. Nie przyjmujcie tego argumentu, że coś dezorganizujecie. Wy jesteście rodzicami – klientami tego przedszkola. Placówka ma współpracować z wami w opiece nad dzieckiem, a priorytetem jest komfort i zdrowie psychiczne dziecka – mówi Agnieszka Misiak.
Jeśli przedszkole upiera się przy swoim i za podstawę do dyskusji uważa tylko statut, należy z tym statutem zwrócić się o pomoc do kuratora oświaty. – Nie wyobrażam sobie stawiać komfort pracy dorosłego, któremu się dezorganizuje dzień, ponad komfort emocjonalny dziecka.
– Nie bójcie się, że jeśli będziecie walczyć o swoje, zostaniecie rodzicami nielubianymi w przedszkolu i to jakoś odbije się na waszym dziecku. Sytuacja, w której placówka nie zapewnia adaptacji i nie pozwala odebrać dziecka przed 15 to sytuacja, w której to, czy nas lubią, jest mniej ważne – komentuje psycholog.