
Coraz częściej zaczęłam spotykać się opinią, że z naszych rozmów powinniśmy usunąć określenie "poród naturalny". Dlaczego? Z jednej strony jest ono pojęciem-widmem, w którym nie do końca wiadomo, o co chodzi. A z drugiej — skoro jest poród naturalny, no to musi być przecież jakiś inni, drugi, "nienaturalny".
REKLAMA
Poród naturalny, czyli jaki?
Tradycyjnie za poród naturalny uznaje się ten, podczas którego usuwa się wszelkie procedury medyczne. Jest jedynie kobieta rodząca i położna, która ma wspierać matkę w chwili narodzin. O plusach i minusach tego typu porodu można przeczytać naprawdę wiele. Jednak część osób myli poród naturalny z porodem siłami natury, a więc "porodem przez pochwę".Zostawiając jednak terminologię na boku, warto zauważyć to, jak łatwo jest nam definiować kogoś przez jego wybory. Pytamy na przykład znajomą kobietę w ciąży, na jaki poród się decyduje, mając świadomość, że ten naturalny, standardowy jest lepszy.
Podobnie jest zresztą później, jeżeli chodzi o karmienie piersią. Zaskakująco szybko przychodzi nam ocenianie mam, które karmią dzieci w sposób… no właśnie, jaki? Nienaturalny?
Oczywiście nie chcę deprecjonować tego, co dała nam matka natura. Chyba każdy z nas wie, że poród przez pochwę czy karmienie dziecka piersią przynosi więcej korzyści, czy to dla nas, czy dla naszej pociechy.
Jednak we wszystkim trzeba zachować umiar i rozsądek, a także pamiętać, o tym, że każda z nas jest inna, mamy zupełnie różne sytuacje życiowe.
Mój poród jest lepszy niż twój
Nazywając coś "naturalnym" lub "nienaturalnym" stąpamy po bardzo cienkim lodzie. W tym stwierdzeniu zawarte jest wartościowanie. To, co naturalne uznajemy za dobre, słuszne. To, co nienaturalne, przeciwnie. Właśnie dlatego w pewnym stopniu rozumiem argumenty osób przeciwnych temu określeniu porodu mianem naturalnego.Mam też wrażenie, że pisząc o tym zagadnieniu, trzeba by najpierw rozwiązać problem natury etymologicznej. Jak podaje Słownik Języka Polskiego PWN"naturalny" to z jednej strony "właściwy naturze, przyrodzie, zgodny z jej prawami", a z drugiej "zgodny ze zwykłym porządkiem rzeczy, zrozumiały sam przez się".
Wydaje mi się, że w przypadku potocznego mówienia o "porodzie naturalnym" dochodzi do mieszania się tych dwóch pojęć i stąd całe zamieszanie.
Zresztą, jakby przyjrzeć się zagadnieniu naturalnych porodów dogłębniej, doszlibyśmy do wniosku, że w rzeczywistości mało kto w Polsce doświadcza takiego porodu w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. W polskich szpitalach wciąż przecież dominuje medykalizacja w tym zakresie.
Gdyby ktoś mnie dzisiaj zapytał, czy powinniśmy zdecydowanie wykreślić stwierdzenie "poród naturalny" ze słownika odpowiedziałabym szczerze, że nie wiem. Wydaje mi się, że nie chodzi tutaj o pojęcia, a raczej o podejście.
Wciąż przecież gdzieś tam głęboko w nas pokutuje przekonanie, że "poród przez pochwę" jest wartościowany bardziej pozytywnie niż "poród przez brzuch". Jeśli nie na głos albo w internecie, to chociaż w myślach powiemy do siebie z dumą: "Ona urodziła przez cesarkę, a mi udało się naturalnie".
Ciągle coś nam podpowiada, że musi być trudno, źle, strasznie. Musimy przez poród przejść jak przez prawdziwe piekło, a dopiero wówczas nobilitujemy i stajemy się osobą, która godna jest nazwania ją matką albo prawdziwą kobietą. Od takiego przekonania już tylko krok do ważenia własnych "porodowych i okołoporodowych zasług".
