Kto jak kto, ale Małgorzata Rozenek-Majdan, mama 3 chłopców urodzonych dzięki zapłodnieniu in vitro, ws. rządowego programu prokreacji może mieć wiele do powiedzenia. Doskonale wie, z jakimi trudnościami zmagają się pary mające problemy z płodnością i jak pomocne jest dla nich in vitro. Fakt zapytał prowadzącą "Projekt Lady", co sądzi o rządowej alternatywie. Prezenterka nie szczędziła słów.
Rozenek krytykuje program PiS, który zastąpił in vitro
Porażająca kwota wydana na program zdrowej prokreacji Konstantego Radziwiłła wywołała falę negatywnych komentarzy. Taki odbiór to powód małej skuteczności tej alternatywy dla in vitro. Na leczenie 5,7 tys. par wydano 46 mln zł, a efektem były 294 ciąże. To oznacza, że jedno dziecko kosztowało rząd 156 tys. zł.
Średnia to 0,05 dziecka na parę. Gdy za czasów PO-PSL był prowadzony program in vitro, urodziło się 22 tys. dzieci, a na parę przypadało średnio 1,13 dziecka. Małgorzata Rozenek-Majdan dla Faktu odniosła się do tej różnicy i powiedziała, co sądzi o programie prokreacji PiS.
— Ten program po raz kolejny pokazuje, że poza in vitro i takim nowoczesnym — zgodnym ze standardami światowymi — leczeniem niepłodności, jakiekolwiek inne metody, które są ograniczane światopoglądowo przez obecną władzę, nie przynoszą efektu. Liczby nigdy nie kłamią, liczby są zawsze pozbawione emocji i liczby zawsze pokazują obiektywną prawdę. A ta prawda jest druzgocąca dla tego programu kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego.
— Program, który w 2013 roku decyzją rządu PO-PSL został wprowadzony, zakładał refundację in vitro. Przeznaczono na ten cel w latach 2013-2016 około 240 mln złotych, a urodziło się 22 tysięcy dzieci. To jest ogromny sukces. Sukces, który pokazuje, że te nowoczesne metody naprawdę działają.
— Pan Radziwiłł ewidentnie nie ma zrozumienia dla osób, które borykają się z problemem niepłodności, a refundacja in vitro nie była zgodna z jego osobistymi przekonaniami. Należy jednak pamiętać, że program kompleksowej ochrony zdrowia prokreacyjnego został sfinansowany z pieniędzy podatników i kosztował masę łez osób, które starają się o dziecko. A ja te łzy widzę codziennie, spotykając się z tymi parami i sama się lecząc kilka lat.
– Minister Konstanty Radziwiłł jest, jak wiadomo, wielkim przeciwnikiem in vitro. Być może dlatego, że pan Bóg, albo los obdarzył go szczęściem do posiadania wielu dzieci, które poczęły się metodą naturalną. To jest trochę tak, jakby następny minister zdrowia miał powiedzmy dwie zdrowe nogi i w związku z tym podjął decyzję o odcięciu dofinansowania dla osób, które muszą jeździć na wózku.
— Ja cały czas bardzo liczę na to, że kiedyś władza się zmieni i wrócimy w końcu do normalnych, światowych standardów leczenia niepłodności. My nie chcemy niczego więcej, ani nic ponadto, co jest normalnym standardem europejskim, czy światowym.
— Nawet kraje muzułmańskie mają lepszą opiekę prokreacyjną, niż my mamy. A przecież w Polsce mamy wybitnych lekarzy. Do naszych klinik przyjeżdżają pacjenci z klinik z innych krajów. Skuteczność leczenia niepłodności w Polsce stawia nas w czołówce europejskiej. I nie tylko, bo są też pacjenci ze Stanów Zjednoczonych. Nasze państwo, zamiast wspierać lekarzy i otaczać pacjentów najlepszą możliwą opieką rzuca im jeszcze kłody pod nogi, a przy okazji drenuje kieszenie podatników…
— My mamy jako społeczeństwo coraz większe problemy z płodnością. WHO już dawno wpisała niepłodność jako chorobę cywilizacyjną. Te liczby cały czas galopują, a problem dotyczy na tym samym poziomie zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Naukowcy nadal spierają się i dociekają, co jest przyczyną niepłodności, ale fakty są nieubłagane. Co czwarta para ma dzisiaj problemy z zajściem w ciążę, a w ciągu 10 lat prognozuje się, że będzie miała co druga.
— Obecna władza ma problem z zaakceptowaniem np. zmian klimatycznych, które również pukają nam do drzwi. Tak samo zmiany w płodności Polaków i w ogóle ludzi na całym świecie są naprawdę zauważalne. I to jest ostatni dzwonek. Tymczasem w Polsce tylko po to, aby przypodobać się Kościołowi, kasuje się refundowanie tak naprawdę jedynej skutecznej metody leczenia niepłodności, jaką jest in vitro – powiedziała.
— Dla wielu osób brak refundacji tej bardzo drogiej metody zamyka szansę na rodzicielstwo. Jeden koszt takiej próby to 10-20 tysięcy, w zależności od problemów zdrowotnych danej pary. Nie wspominając już o bardzo kosztownym i wyczerpującym psychicznie okresie długotrwałej diagnostyki par.
— Przypominam, że my sobie te pieniądze odkładamy sami, dając składki zdrowotne. A później po prostu losujemy od życia pewne choroby z puli. Jeden losuje cukrzycę, drugi niepłodność, a trzeci zawał serca. Dlatego bardzo ważne jest, żeby państwo nie pozostawiało niektórych grup chorych samych sobie, tylko dlatego, że np. kościół katolicki uważa, że ta choroba nie istnieje, lub nie powinno się jej leczyć.
— Jeśli w ciągu czterech ostatnich lat trwania programu, na który zostało wydane 46 mln złotych, w którym wzięło udział blisko 6 tysięcy par, a ciąży doczekały się jedynie 294 osoby, to mogę śmiało stwierdzić, że i bez tego programu te ciąże by się pojawiły. To jest tylko kwestia konsekwencji w działaniu.
— Bo jeżeli ten program przez tyle lat trwania uzyskał tak mało ciąż, to znaczy, że tam nie było żadnych biologicznych problemów i niemożliwości do tego, żeby zajść w ciążę. To oznacza, że tamte ciąże się nie pojawiły wcześniej, bo nie było im to pisane.
— Przy poprzednim programie koszt uzyskania jednej ciąży to niecałe 11 tysięcy. To jest akurat koszt jednej procedury in vitro, plus rabat. To jest bardzo proste ekonomicznie, więc tym bardziej bardzo trudno zrozumieć mi decyzje podejmowane przez rząd w tej kwestii.
— Moja fundacja naprawdę bardzo dużo wysiłku wkłada w to, żeby wytłumaczyć przeciwnikom in vitro, że wszelkie argumenty, które stawia się przeciwko tej metodzie, są nieprawdziwe. Wyrzucanie zarodków, te płacze mrożonych zarodków w lodówkach, to wszystko jest nieprawdą. Natomiast wydawanie naszych państwowych pieniędzy na program, który ma znikomą skuteczność, kiedy mamy gotowy projekt jest niezrozumiałe…
— Ja i moja fundacja, a także wszystkie stowarzyszenia, z którymi współpracuję, nigdy nie przestaniemy starać się o to, żeby refundacja in vitro powróciła. To naprawdę jest nasz cel.