Zamiast płaczu dziecka przy porodzie słyszała "szybciej, bo zabijesz dziecko", "zamknij pysk i się nie drzyj", "umiałaś zrobić dziecko, to masz". Karygodne traktowanie kobiet na polskich porodówkach nie jest nowością. Niemniej historia Natalii Wójcik z materiału Uwagi TVN jest tym bardziej dramatyczna, gdyż jej córeczka nie widzi, nie słyszy, nie porusza się i nie potrafi ssać.
Natalia i Robert na córeczkę czekali 9 miesięcy. Cała ciąża przebiegała bezproblemowo, ale dziecko ostatecznie otrzymało 0 punktów w skali Apgar. Kobieta miała urodzić w Lublinie. Miała jednak pecha, bo rodziła w okresie pandemii. Gdy odeszły jej wody, musiała się udać do najbliższego szpitala — w Parczewie.
Z powodu obostrzeń sanitarnych kobieta rodziła sama. Jej partner nie mógł być na sali. To był czas, gdy oburzająco potraktowano kobiety, wstrzymując porody rodzinne. Gdy Natalii zrobiono pomiary miednicy, pielęgniarka spytała, czy nie lepiej wykonać cesarskie cięcie. Lekarz zbył ją, mówiąc, że kobieta jest młoda i da sobie radę.
Jednak poród się nie rozwijał. Pani Natalii podano oksytocynę, by przyspieszyć akcję. Jak zaznacza pani Wójcik w materiale Uwagi:
— Powiedział coś w stylu: "Chciałaś dziecko? Umiałaś je zrobić? To teraz masz".
Z relacji kobiety wynika, że nikt z personelu nie wytłumaczył jej, co się dzieje. Kazali jej nawet w takim stanie o własnych siłach przejść do innej sali. Położna miała krzyczeć później do młodej matki "Szybciej, bo zabijesz dziecko" i podjęto decyzję o cesarce.
Dziecko nie słyszy, nie widzi, nie rusza się...
Gdy Eliza się urodziła, a pani Natalia nie usłyszała jej krzyku, zaczęła dopytywać. Ignorowano ją, więc w panice zaczęła krzyczeć. Jak mówi, wtedy usłyszała: "Zamknij pysk i się nie drzyj". Przez niedotlenienie doszło u dziewczynki do zamartwicy. Dziecko nie widzi, nie płacze, nie porusza się, nie potrafi ssać, a mózg jest aktywny tylko w 30 procentach.
Panią Natalię dotknęło również to, że po porodzie zabrano jej córkę do szpitala specjalistycznego, a młodą mamę umieszczono w sali z inną mamą, która cieszyła się swoim macierzyństwem.
— Nigdy w życiu nic tak bardzo mnie nie bolało. Widziałam, jak tamta dziewczyna przytula swoje dziecko, jak karmi córkę. Ja nawet nie widziałam Elizy po porodzie — mówi w "Uwadze" pani Natalia.
Dyrektor szpitala w Parczewie Janusz Hordejuk, zajmując stanowisko w sprawie, powiedział:
— W naszej ocenie nie ma podstaw do wszczęcia wewnętrznego dochodzenia. Pierwsze słyszę o tych okolicznościach. Zorganizujemy raz jeszcze spotkanie całego zespołu, posłuchamy, co mają do powiedzenia.
Sprawą aktualnie zajmuje się prokuratura.
Przemoc położnicza i ginekologiczna
Jak wynika z relacji pani Wójcik, Szpital w Parczewie idzie w ślady świdnickiego "Latawca". Tam, gdy jedna z ciężarnych miała silne bóle, dano jej mopa i kazano sprzątać. Okazało się, że w świdnickiej placówce 90 proc. kobiet jest obrażanych, a 86 proc. wyśmiewanych. Fundacja Rodzić Po Ludzku otrzymała wiele zgłoszeń nagminnego i karygodnego łamania praw, braku wsparcia i wrażliwości ze strony tamtejszego personelu.
Z kolei Sylwia Biały (finalistka programu "Hell’s Kitchen Polska") w 2019 roku podzieliła się historią swojego porodu w RCZ Szpitalu Powiatowym w Lubinie. Całe zdarzenie niestety trafnie nazwała "koszmarem" i "festiwalem upokorzenia" i podobnie jak pani Natalia usłyszała od personelu "zamknij mordę".
Niestety przemoc położnicza i ginekologiczna to w Polsce zjawisko dość stare i wciąż często praktykowane. Okropności, o jakich matki wspominają ze swoich doświadczeń, budzą lęk przed porodem, a kobiety planujące dziecko sprawdzają rankingi najlepszych porodówek w Polsce i coraz częściej za opłatą decydują się na cesarskie cięcie i prywatną opiekę medyczną.