Mają dopiero 18 lat, ale już dawno powiedzieli rodzicom i szkolnym kolegom, kim są. Walczą o podstawowe prawa człowieka i święty spokój. O tym, dlaczego wspierają Tęczowy Piątek i jak wyglądał ich coming out opowiadają Leo, Elliot i Nina.
Leo jest transpłciowy – biologicznie jest (jeszcze) kobietą, faktycznie – mężczyzną przed korektą płci. Nina odczuwa pociąg do człowieka niezależnie od jego płci lub tożsamości płciowej, czyli jest panseksualna. Elliot jest homoseksualistą, a zatem jest zainteresowanymi mężczyznami. Wszyscy są licealistami i wspierają szkolną akcję Tęczowy Piątek, który w tym roku przypada 25 października. To dzień, w którym dzieci i młodzież uczy się tolerancji.
Uważacie, że Tęczowy Piątek powinien odbywać się również w firmach, zakładach pracy?
Leo: Tak. Chociażby po to, by nauczyć dorosłych, jak pomóc swoim dzieciom, jak je zrozumieć. Wszystkim żyłoby się łatwiej.
Elliot: Pracodawcy mogliby zachęcać do tego, żeby nie zakładali z góry, że mężczyzna z którym rozmawiają, na pewno ma żonę lub dziewczynę. Bo może mieć chłopaka i nic w tym złego. Żeby nie zakładali, że kobieta, z którą rozmawiają na pewno czuje się kobietą. To wbrew pozorom nie jest trudne.
Nina: To całkiem niezły pomysł, bo ludzie dorośli nie wiedzą nic lub prawie nic o LGBT, a jednak codziennie spotykają takich ludzi, być może nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Pracuje się z ludźmi bez względu na ich orientację i inne cechy, więc warto mieć do siebie szacunek. Takie dni widoczności są ważne.
Taka inicjatywa ma szansę coś zmienić?
Nina: Ludzie zmieniają swoje nastawienie właśnie przez to, że poznają osobę, z którą dobrze się dogadują, z którą zaczynają się przyjaźnić. Kiedy ona robi coming out, to przestajemy myśleć o LGBT jako o jakimś dziwnym tworze, ale staje nam przed oczami twarz przyjaciela.
Wy już powiedzieliście swojemu otoczeniu, kim jesteście. Jak przyjęły to wasze rodziny?
Elliot: Moi rodzice dowiedzieli się trzy lata temu. Sami to ze mnie wyciągnęli, a potem powiedzieli, że mnie kochają. Niestety później zaczęli okazywać zupełnie coś przeciwnego. Mówili, że to nie jest w porządku, że mam nie spotykać się z osobami ze społeczności LGBT, że to jest jakieś zagrożenie.
Miałem depresję. Moja mama posyłała mnie do psychologa i psychiatry, ale w momencie, w którym oni mówili, że oprócz depresji nie dzieje się ze mną nic złego i to depresję – a nie orientację – trzeba leczyć, to ona nie wyrażała zgody na dalszą terapię ani podawanie antydepresantów. A ja miałem depresję m.in. przez to, że żyłem w sprzeczności – głos rodziny stał się moim głosem wewnętrznym. A w szkole katechetka porównywała homoseksualizm do wkładania sobie pięści w różne części ciała.
Nina: Rok temu powiedziałam mojej mamie. Była we mnie potrzeba opowiedzenia o tym, bo nie wiadomo, w kim się zakocham, z kim będę chciała żyć. Warto, żeby moja rodzina znała mnie w pełni taką, jaką jestem.
Mama nie zanegowała moich słów, powiedziała tylko “no nie powiem ci, że nie jesteś”. To nie są niestety słowa wsparcia. Ale od niedawna zaczęła doceniać moją działalność w Kampanii Przeciw Homofobii, sama wysyła mi różne artykuły na ten temat. Widzę, że mam wsparcie.
Prawie każda osoba, a szczególnie rodzic, potrzebuje czasu, żeby oswoić się z myślą, że ich dziecko jest inne niż większość społeczeństwa, bo nie jest to temat, z którym mają styczność na co dzień.
Leo: Od początku lubiłem ubierać się jak chłopak, wspinać się po drzewach, grać w piłkę. Wiedziałem, że coś we mnie jest innego, że nie chcę być traktowany jak dziewczyna. Chciałem mieć neutralny płciowo przydomek, ale dopiero później doszło do mnie, że mam dysforię i jestem osobą transpłciową.
Liczę na to, że moja rodzina to zaakceptuje. To dla nich ciężkie, bo boją się, że zostanę skrzywdzony. Nie mówią “nie”, jednak twierdzą, że to jest bardzo trudne, pytają, czy jestem na to gotowy. Ale ja muszę być gotowy, bo to jest to, kim jestem.
Jak odpowiedzielibyście na zarzut, że osoby LGBT "niszczą tradycyjną rodzinę", chcą jej unicestwienia?
Nina: Osoby LGBT zawsze istniały. Są tutaj bez względu na to, czy komuś się to podoba. Są ludźmi, żyją normalnie, mają ulubioną restaurację, koty, psy i przyjaciół, lubią taką samą muzykę jak wy. Są takimi samymi ludźmi jak wy, są takimi samymi obywatelami. Różnica jest taka, że nie mają takich samych praw i równego traktowania.
Leo: Nie chcę prowadzić wojny, od dziecka marzę, żeby mieć własną rodzinę. Nie chcę rozbijać cudzej rodziny, bo czemu miałbym to robić? Chcę nauczyć moje dziecko miłości, akceptacji siebie i innych. Chcę, żeby czuło się bezpieczne w tym świecie i nie musiało przechodzić przez to, przez co ja przechodziłem.
Elliot: Są osoby heteroseksualne i nieheteronormatywne, to nie wzięło się z księżyca. Zazwyczaj mówi się, że “jak będziesz dorosły, to się ożenisz, będziesz mieć dzieci”. Chciałbym, żeby to było postrzegane jako opcja, a nie jedyna możliwość. Ci, którzy są heteroseksualni dalej będą żyli w heteroseksualnych związkach, to chyba oczywiste.
Żeby ludzie to zrozumieli, potrzebna jest edukacja. Ale jeden Tęczowy Piątek w roku chyba nie wystarczy?
Elliot: Tak, Tęczowy Piątek to symbol. U mnie zaczęło się tak, że miałem okazję poprawić ocenę z historii prowadząc prezentację na dowolny temat. Wybrałem historię ruchu LGBT. Opowiadałem o tym, jak doszło do zamieszek w Stonewall, jak były przeprowadzane korekty płci. Potem na godzinie wychowawczej opowiadałem o dyskryminacji.
Na lekcjach zainteresowałem kolegów tematem, a potem przyznałem, że jestem gejem. Nie zareagowali jakoś szczególnie, powiedzieli po prostu “okej”. Ale mój wychowawca dowiedział się przed klasą – to on powiedział, że nie powinienem mieć wyrzutów sumienia, że może porozmawiać z moją mamą, że mogę się do niego zwrócić z każdym problemem.
Leo: Ja z kolei tym roku zmieniłem szkołę, po czym wziąłem udział w przedwyborczej kampanii “Dla ciebie tam idę”. Kiedy w szkole na angielskim miałem przedstawić prezentację na wybrany temat, wybrałem właśnie tę kampanię i puściłem filmik, na którym mówię, kim jestem. Szkoła nigdy wcześniej nie miała takiej osoby, jestem prekursorem. Koledzy zadawali mi mnóstwo pytań, a nauczyciele zaczęli zwracać się do mnie imieniem, które preferuję. Czuję się akceptowany i korzystam z szansy nauczenia innych, jak wyglądają osoby transpłciowe, co czują, z czym się borykają.
Co radzicie waszym kolegom, których szkoła nie wyraziła zgody na przeprowadzenie Tęczowego Piątku?
Nina: W mojej szkole 2 lata temu pojawiła się wolontariuszka z Kampanii Przeciwko Homofobii, której dyrekcja odmówiła organizacji Tęczowego Piątku. W tym roku sama idę zapytać o zgodę na wywieszenie plakatów, ale nawet jeśli się nie zgodzą, to Tęczowy Piątek może być przecież w ograniczony sposób obchodzony bez wiedzy wszystkich nauczycieli. Nie trzeba mieć zgody na przyjście do szkoły z przypinką, albo w tęczowej bluzce. Nie trzeba mieć zgody na wspierającą rozmowę.
Leo: W moim byłym gimnazjum Tęczowy Piątek był zorganizowany, ale nauczycielka, która go zorganizowała spotkała się z krytyką i hejtem. Znam też nauczycieli, którzy po takich działaniach zostali zwolnieni z pracy.
Uważam, że normą nie powinien być Tęczowy Piątek, ale traktowanie drugiego człowieka z tolerancją. To, że w ogóle istnieje potrzeba uczenia o tolerancji, zwłaszcza w kontekście tego, co zdarzyło się w historii niecałe 100 lat temu, jest po prostu niegodne. Natomiast różne są formy uczenia tolerancji, można zacząć po prostu od rozmów na korytarzach, prezentacji na interesujące w kontekście LGBT tematy. Zawsze jest coś, co można zrobić.