Godzina rozrywki na komputerze i spotkanie ze znajomymi kosztuje 50 bonów. Każdy bon to jedna dobra ocena. A czwórka nią nie jest... Kary: wystawienie drzwi od pokoju. Codzienność: nauka zaplanowana co do minuty. Brzmi jak reżim rodem z Orwell'a? To rzeczywistość polskich nastolatków. Oto rady, jakimi dzielą się matki w internecie, by okiełznać dorastające dzieci.
Na popularnym forum wykop.pl dużym zainteresowaniem cieszy się post pewnej mamy. Pochodzi on z dyskusji, w której najwidoczniej rodzice wymieniają się radami. Tym razem chodzi o skuteczne ujarzmienie nastolatka.
"Gorąco polecam zainstalowanie lokalizatora w telefonie. Wtedy będziesz miała pewność, że cię nie oszukuje. I nie daj sobie wmówić, że źle robisz z zakazywaniem jej spotkań. Od odpoczynku są wakacje, a nie środek tygodnia" – pisze autorka.
Dziewczynka, o której mowa jest w 7. klasie. Z dalszej części wpisu dowiadujemy się, że jej mama nie wyobraża sobie, by dziadkowie dawali pieniądze wnukom, a nie ich rodzicom oraz że rytm dnia jej dziecka wyznacza szczegółowy, opracowany co do minuty plan: 16.00 matematyka, 16.45 geografia do 17.30, potem kwadrans przerwy i znów nauka w blokach 45 minut na każdy przedmiot. "U nas bardzo dobrze się to sprawdza, oczywiście jako rodzic pilnuję czy wszystko zostało wykonane i nauczone".
Szlaban na życie
Najbardziej przerażający wydaje się jednak ostatni fragment postu, w który mama opisuje system kar i nagród oparty na... bonach. W skrócie: za każdą dobrą ocenę (czwórka nią nie jest) dziecko otrzymuje bony, podobnie jak za inicjatywę w sprzątaniu i kulturę osobistą. Za przewinienia w tych kategoriach bony są odejmowane. Sumę bonów można wymienić na jakiś "przywilej" w postaci skorzystania z komputera w celu rozrywkowym lub pójście do koleżanki... Autorka postu chwali się, że jej dzieci "chodzą jak w zegarku".
Z tego samego forum w komentarzach pojawił się post opisujący, jak doskonale dyscyplinująco działa wystawianie drzwi z dziecięcego pokoju, gdy nie chce się uczyć lub zachowuje się za głośno. Dla wielu czytelników to historie domowych reżimów, które nijak mają się do wychowywania. Niestety nie są to wyjątki. Podobne sytuacje opisywane są na innych forach dla rodziców.
”Żadne kary nie pomagają, zabranie jej telefonu kończy się histerią i awanturą, rzucaniem rzeczami moimi i męża. Od dwóch lat nie dostaje kieszonkowego za karę, w ogóle nic to na nią nie podziałało (…) Zabraliśmy jej drzwi od pokoju, oczywiście nie bez powodu, były ostrzeżenia, że ma się zacząć uczyć albo uczyć się w kuchni przy mnie, bo to zrobimy, ale nie dostosowała się. Odcięliśmy jej internet i komputer, ma tylko 1,5 godziny dziennie, bo wiadomo potrzebuje do szkoły (…) Nie pomaga nic, kieszonkowe, internet, telefon, szlaban” – pisze inna mama. Wszystko to za gorsze oceny niż dotąd, mniejszą frekwencję w szkole i kłamstwa, których nastolatka używała, by móc po szkole, choć na godzinę spotkać się z przyjaciółmi.
"Próbowaliśmy wychować ją na grzeczną i posłuszną osobę, a wszystko zawiodło. Nie takiego dziecka chciałam" – komentuje mama.
Niestety dla Katarzyny Kucewicz, psycholog z gabinetu Inner Garden takie scenariusze nie są zadziwiające.
– To opaczne rozumienie wychowania oraz wychodzenie z założenia, że nastolatek to postać, która jest absolutnie pozbawiona zdrowego rozsądku, jest nieodpowiedzialna i nie ma instynktu samozachowawczego. Rzeczywiście zdarza się, że nastolatki są bardzo ekstrawertyczne, wybuchowe i zbuntowane. Dyscyplina jest potrzebna, jednak nie może być tak, że system kar i nagród zastępuje rozmowy i zrozumienie drugiego człowieka. Z reguły jest tak, że taki rodzaj wprowadzania dyscypliny prowokuje zachowania buntownicze – mówi psycholog w rozmowie z MamaDu.
Zakaz zamiast rozmowy
Co ciekawe, system oceniania zachowania oparty na karach i nagrodach w postaci punktów funkcjonuje w wielu szkołach, a nawet w przedszkolach. Skoro rodzice widzą, że takich metod używają nauczyciele i pedagodzy, czemu nie mieliby wykorzystać ich w domu?
– Dzieci wychowane w świecie zakazów i nakazów wykształcą osobowość pełną lęku i frustracji. Nikt nie jest w stanie żyć według szczegółowego planu. Dzieci, które od początku, i w szkole i w domu otoczone będą wymaganiami, będą karane za wszystko, co nie pasuje do szablonu, nie wyrosną na szczęśliwych, pewnych siebie ludzi. Kara lub nagroda zamiast rozmowy i wyjaśnienia konsekwencji nie działa na żadnym etapie, nawet na tym najniższym – mówi Katarzyna Kucewicz.
Bo jak bon za mówienie sąsiadom "dzień dobry" ma nauczyć dziecko wysokiej kultury osobistej? Dzieci będą mówić "dzień dobry", by podnieść swe notowania. Nawet nie spojrzą, kogo witają. O tym, że system kar i nagród uczy kombinowania, a nie dobrych manier mówiono wiele razy w kontekście szkolnych systemów oceniania zachowania.
– Takie rozwiązania nie uczą odpowiedzialności czy świadomości konsekwencji własnych działań. Uczą przeliczania, kombinowania, manipulowania – mówił w rozmowie z MamaDu, Tomasz Tokarz, trener, nauczyciel, wykładowca akademicki, prowadzący Centrum Edukacyjne "Wspieram ucznia".
Na moje podobieństwo
Rodzicom, którzy fundują swoim dzieciom domowy reżim, chciałoby się powiedzieć "nie rób drugiemu, co tobie niemiłe". Jednak w tym wypadku to pułapka.
Jako mama osobiście znam wielu rodziców, którzy już dzieci w wieku przedszkolnym dyscyplinują planem dnia podobnym do ich własnego. Seria obowiązków i kary za każde nieprzystosowanie się do wymagań rodziców. Tak samo traktują samych siebie.
– Rodzice wychowują małych frustratów, na swoje podobieństwo. Takie metody wychowawcze to potrzeba kontroli i zaspokajania swoich wyobrażeń o dobrym życiu. To też realizowania swoich potrzeb rękami dzieci – komentuje psycholog.
Zdaniem Katarzyny Kucewicz, dorosłym dziś brakuje luzu. Te same wymagania mamy wobec siebie – mamy wyglądać, mamy mieć sukces i to samo przekładamy na dzieci. Poza tym analizujemy, zamiast czasem po prostu poczekać, poobserwować.
– Cokolwiek zrobi nasze dziecko, my od razu zaczynamy się zastanawiać. Wypowiada się psycholog, kręcimy nosem, zastanawiamy się, co to zrobić... Są rodzice, którzy potrafią na wszystko patrzeć z dystansem i znaleźć złoty środek, a są rodzice, którzy gubią się i zapominają, co jest najważniejsze.
A co rzeczywiście jest najważniejsze? Odpowiedź jest prosta i trudna zarazem – relacja.
– Dużo łatwiej jest zakazywać niż chwalić i dostrzegać to, co dobre. Doceniać. Tak samo jest w każdej relacji, tak jak trudno jest tworzyć partnerski związek, tak trudno jest stworzyć z dzieckiem relację opartą na przyjaźni, ale niepozbawioną rodzicielskiej władzy. To szalenie trudne, dlatego rodzice szukają dróg na skróty. Taka dyscyplina jest jedną z nich – komentuje Katarzyna Kucewicz.
Rodzic jak szef
Stawianie wymagań, karanie dziecka i ignorowanie przyczyn, z jakich dziecko stawia opór to zredukowanie relacji do poziomu minimum, to jej odczłowieczenie. Tak jak nikt z nas nie lubi swojego chłodnego i wymagającego szefa, tak nie można dziwić się dziecku, że nie przyjdzie z problemem do mamy, dla której najważniejsza jest tabela plusów i minusów.
Współcześni rodzice wpadają w pułapkę. Rady odnośnie do rodzicielstwa i wychowania otaczają ich ze wszystkich stron. Wszędzie można przeczytać, jak skutecznie zmotywować dziecko do nauki, do sprzątania, o tym, jak ważne jest rozwijanie pasji. Owszem, dużo się mówi, żeby dzieciom odpuszczać, ale teoria swoje, a rzeczywistość swoje.
Dowiedzieliśmy się już, że nauka jednak popłaca, że dobrze funkcjonujące firmy to firmy, w których panuje dyscyplina. Do tego dochodzi zła sława "bezstresowego wychowania". I dlatego, by zapanować nad tych chaosem, a jednocześnie skorzystać ze swej wiedzy, rodzice wpadają na pomysł grafiku i punktów.
– Relacje z dzieckiem powinny wyglądać jak relacje z przyjacielem, czyli powinny być oparte na szacunku i poszanowaniu czyjejś odrębności. Tak jak przyjacielowi nie nakazujemy niczego, tak i dziecku nie powinniśmy wyłącznie nakazywać i zakazywać. Trzeba z nim rozmawiać i pozwolić, by dom był miejscem do życia. Nie do realizowania planu – mówi psycholog.