Za chodzenie własnymi ścieżkami – minus 2 punkty. Za niestosowny wygląd – minus 5. Użycie telefonu to jedno z najsurowiej karanych "przestępstw" – grozi za nie minus 15 punktów. Regulamin zakładu poprawczego? Ależ skąd, to tylko polska podstawówka.
Punktowy system oceniania zachowania nie jest w polskich szkołach nowością. Opracowany został na podstawie rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej i stanowi podstawę do wystawiania ocen z zachowania.
Na początku roku szkolnego każdy uczeń startuje z 100 punktami równymi ocenie dobrej. To od niego zależy, z jakim wynikiem skończy. A konkretnie: to, z jakim wynikiem skończy, zależy od tego, czy dobrze kalkuluje, wie, za co w jego szkole grożą "punkty karne" oraz potrafi kombinować i zdobyć punkty na plus. Kryteria te bywają zaskakujące...
Punkty karne za swobodę
Sam system oceniania zachowania nie wzbudza tyle kontrowersji, co "przewinienia" wymienione w tabeli punktów ujemnych. Fragment taryfikatora jednej z polskich szkół opublikował na Facebooku Tomasz Tokarz, trener, nauczyciel, wykładowca akademicki, prowadzący Centrum Edukacyjne "Wspieram ucznia".
Kilka pozycji nie dotyczy wychowania, a czegoś w rodzaju regulaminu placówki, który najwyraźniej zakłada, że uczniowie nie mogą w sposób swobodny korzystać z budynku szkolnego. Punkty karne należą się za chodzenie po "niewłaściwych klatkach schodowych", wychodzenie z budynku w trakcie przerw krótkich i niewychodzenie w trakcie długiej przerwy (!), a nawet zbyt wczesne przychodzenie do szkoły.
Tomasz Tokarz zwrócił uwagę w swym poście, że jedna z najsurowszych kar grozi za "nieuzasadnione użycie telefonu komórkowego". Jak nauczyciel miałby weryfikować tę zasadność? Czy proces weryfikacyjny nie naruszy prywatności ucznia...?
"Szkoła to targowisko"
Fragment tabeli zrobił na czytelnikach ogromne wrażenie. W dyskusji pod postem pojawiło się sporo skojarzeń z funkcjonowaniem w więzieniu. Niektórzy rodzice piszą też, jak jest w szkołach ich dzieci. Z komentarzy dowiadujemy się, że są placówki, w których za pobicie kolegi jest tyle sam punktów karnych co za użycie telefonu.
Ponadto, minus 10 punktów za pobicie można nadrobić, np. przynosząc nakrętki od butelek w ramach dbania o ekologię. Czyli jeśli zawzięty małoletni ekolog przemocą załatwia swoje szkolne problemy, to i tak będzie miał dobre zachowanie? Czy to na pewno jest metoda wychowawcza...?
– Wszyscy wiemy, że szkoła to rodzaj targowiska czy giełdy, gdzie odbywa się "handel ocenami". Stopnie stanowią podstawową walutę wymienialną na inne dobra. Nauczyciele płacą nimi uczniom za wykonywanie poleceń, uczniowie rodzicom za święty spokój lub kieszonkowe, rodzice wykorzystują je zapewnienia sobie poczucia bezpieczeństwa itd. Ale nie tylko ocenami można handlować. Funkcję środka płatniczego pełnią także tzw. punkty za zachowanie obowiązujące w wielu placówkach – mówi w rozmowie z MamaDu, Tomasz Tokarz.
Nauczyciel podkreśla, że taryfikatory potrafią być bardzo rozbudowane i szczegółowe. – Sam pomysł oceny z zachowania wystawianej na podstawie algorytmu punktowego przypomina mi sceny jednego z odcinków "Black Mirror" lub przeliczniki stosowane we współczesnych Chinach (Social Credit System). Rozumiem intencje (skoro ocenę trzeba wystawić, a jest ona de facto nie wymierna, to wymyślmy jakieś mierniki), ale działanie w oparciu o takie taryfikatory musi prowadzić do absurdów – kontynuuje Tokarz.
Dla wyjaśnienia: w ostatnich latach chiński rząd nie stroni od rozwiązań, które bezpośrednio kojarzą się z mrożącymi krew w żyłach wizjami Georgre'a Orwella. Od 2014 roku rozkręca się tam system klasyfikacji obywateli oparty na zdobywaniu punktów. Wyścig o miano wzorowego obywatela wieńczy kara lub nagroda. Teraz prześladowanie dotyczy również dzieci. W niektórych szkołach obowiązują już mundurki "antywagarowe" z wszytymi czipami.
Punkty za uległość
Jak się okazuje, taryfikator dotyczy tylko uczniów – nauczyciele nie dają uczniom żadnego przykładu. Nie muszą zmieniać obuwia, uważać na dekolt i makijaż, a telefon mogą mieć w dłoni bez przerwy. Działa stara znana zasada "co wolno wojewodzie...". Poczucie niesprawiedliwości i muru między nauczycielem a uczniem gwarantowane.
– Po drugie, pod poszczególne punkty można wprowadzać własne, wygodne w danym momencie interpretacje. Często np. pod zapisy typu: "niewłaściwy stosunek do nauczycieli" – 20 pkt. podciągane są wszelkie zachowania, które nie odpowiadają dysponentom punktów. Tym samym mogą stać się one elementem szantażu i wymuszania posłuszeństwa – mówi Tomasz Tokarz.
Ponadto taryfikator zachęca do kombinowania. – Wiele z tego rodzaju tabelek pozwala na bezpośrednie kupowanie sobie punktów za realne pieniądze – np. niejednokrotne przewidują dodatkowe bonusy za udział w zbiórkach i akcjach charytatywnych. Można sobie także poprawić punktację np. za przyniesienie papier do druku lub kwiatka do klasy. Wystarczy wpłacić odpowiednią sumę, by podwyższyć sobie rating – komentuje nauczyciel.
Jak wiadomo, monopol na używanie punktów mają nauczyciele. Uczniowie muszą się do tego dopasować. – Takie rozwiązania nie uczą odpowiedzialności czy świadomości konsekwencji własnych działań. Uczą przeliczania, kombinowania, manipulowania – mówi Tomasz Tokarz.
– W rzeczywistości i tak chodzi o jedno. Punktami płaci się za gotowość ucznia do wykonywania poleceń, a często po prostu za nieprzeszkadzanie. Dobre zachowanie utożsamione zostaje zatem z uległością. Mierzoną skrupulatną skalą. W ten sposób naprawdę trudno kształtować świadomych obywateli – o ile jeszcze nam o to chodzi – puentuje.
Barier między uczniami – dziećmi, małymi ludźmi – a systemem nie brakuje. Punktowy system oceniania zachowania wygląda na kolejną. Nasze dzieci kolekcjonują dobre oceny, przeliczają punkty i kalkulują, czy uda im się dobrze wypaść. Czy to wystarczy, by zyskać uznanie rodziców i przychylność nauczycieli...
Tak będzie, jeśli my – dorośli będziemy wierni tabelkom i ocenom. Jeśli cyfry i cała ta arytmetyka zastąpi nam rozmowę z drugim człowiekiem, z dzieckiem. Kara to zawsze droga na skróty. Albo i na manowce.