
Twoje dziecko odmawia jedzenia, a każdy posiłek kończy się stresem? Pediatra dr Wojciech Feleszko wyjaśnia, że problem niejadków często zaczyna się w domu. Winne mogą być drobne przekąski podawane między posiłkami – z troski, ale z fatalnym skutkiem dla apetytu malucha.
Gdy smakosz staje się niejadkiem...
Jako mama doskonale rozumiem zmęczonych i sfrustrowanych rodziców, którzy głowią się i stają na rzęsach, żeby tylko ich dziecko zechciało jeść. Mówi się, że wychowywanie niejadka to najbardziej niewdzięczny element rodzicielstwa i muszę przyznać, że coś w tym jest.
Wiemy doskonale, że 2-3-latki, które wybrzydzają i nie chcą jeść wielu posiłków, to nie jest największy problem świata, bo są gorsze takie jak choroby czy problemy rozwojowe. Trzeba sobie jednak otwarcie powiedzieć, że kiedy maluch wcześniej książkowo rozszerzał dietę i był smakoszem, a później nagle przestaje jeść większość rzeczy, może to być powodem wielu skrajnych emocji rodziców.
Kiedy 2-latek zajadał się surówką z kiszonej kapusty, a nagle jako 4-latek kręci nosem na wszystko, co nie jest pomidorówką z makaronem, można w końcu zwątpić – także w swoje umiejętności kulinarne. Jest jednak pewien aspekt posiadania w domu niejadka, o którym wielu rodziców zapomina.
Ostatnio w mediach społecznościowych przypomniał o tym pediatra dr hab. n. med. Wojciech Feleszko. W jednym z filmów opublikowanych na swoim Instagramie Feleszko opowiedział o tym, skąd często u dzieci bierze się problem, że nie chcą jeść posiłków. "Czy Wasze dziecko to mały niejadek? Taki, co tylko 'dziubnie' obiadek i już 'pełny'? Zanim zaczniemy się martwić – sprawdźmy, czy nie podjada między posiłkami!" – pisze pediatra pod filmem, w którym również mówi o tym, że dzieci nazywane niejadkami to zwykle te, które regularnie nie zjadają 3/4 obiadu.
Mówi też, że z całą odpowiedzialnością może przyznać, że w Polsce w XXI wieku dzieci nie umierają z głodu. Dokarmianie więc niejadków jest wg niego z góry skazane na niepowodzenie, bo zwykle problem dzieci wybrzydzających jest związany z pewnym zwyczajem – między domownikami, dziadkami i innymi bliskimi osobami.
Chodzi o to, że bliscy również martwią się o malucha, kiedy nie chce jeść. Często więc z troski podtykają mu różnego rodzaju przekąski – owoce, krakersy, ciasteczka, musy owocowe. To sprawia, że kiedy dziecko zjada dużo takich przekąsek między posiłkami, to automatycznie nie jest głodne, gdy nadchodzi czas jednego z głównych posiłków.
Zróbcie eksperyment z listą posiłków
Dr Feleszko proponuje sprawdzenie, czy tak faktycznie się dzieje u dziecka za pomocą prostego eksperymentu. Chodzi o to, by zapisywać przez 24 godziny wszystko to, co dziecko zjadło. Kiedy uda się to zebrać na kartce i popatrzymy sobie na tę listę, szybko może się okazać, że pomiędzy głównymi posiłkami: śniadaniem, obiadem i kolacją znajduje się ogrom przekąsek.
Takie podkarmianie między posiłkami jest wg pediatry niestety domeną "tej trzeciej generacji" w naszej rodzinie. Chodzi tu głównie o starsze pokolenie: cioć, dziadków i babć. Jest to spowodowane również tym, że to pokolenie wychowało się w czasach, kiedy nie było aż takiego wyboru produktów i dostępu do różnego rodzaju przekąsek. Z powodu troski podtykają więc maluchom różne drobiazgi do jedzenia, zamiast skupić się na żywieniu w ramach głównych posiłków.
Dr Feleszko apeluje więc do dziadków, by nie podkarmiali wnuków w szczególności, jeśli mówimy tu o maluchach, o których rodzice mówią, że są niejadkami. "Pamiętajmy: dziecko nie zagłodzi się samo, a dokarmianie na siłę rzadko pomaga. Warto zachować ok. 2-3 godziny przerwy między posiłkami, żeby maluch znów poczuł głód" – zauważa pediatra.
Dlatego może zamiast kolejnych prób gotowania wymyślnych dań czy stresowania się każdym odrzuconym kęsem, warto na chwilę zatrzymać się i przyjrzeć codziennym nawykom – nie tylko dziecka, ale całej rodziny. Czasem to nie zupa czy kotlet są problemem, ale właśnie to, co dzieje się między posiłkami.
Zaufanie naturze dziecka, jego instynktowi i sygnałom głodu może przynieść więcej spokoju niż kolejne "zjedz za mamusię". W końcu – jak przypomina dr Feleszko – dzieci z reguły nie głodują, a ich organizmy doskonale wiedzą, kiedy i ile jedzenia potrzebują. Rolą dorosłych jest tylko stworzyć im do tego warunki – bez presji, bez podtykania, z cierpliwością i zaufaniem. Bo czasem najlepszym przepisem na apetyt danie maluchowi świętego spokoju.
