Takich sytuacji nie chcielibyśmy ani doświadczać, ani być ich biernymi obserwatorami. Chyba że nie jesteśmy matkami albo kobietami w ciąży, wtedy możemy sobie z obojętnością popatrzeć, a nawet być ich aktywnymi uczestnikami. Bo jest nam wszystko jedno.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Agnieszka była w ciąży, już zaawansowanej, kiedy okazało się, że rozwiązanie musi nastąpić przez cesarskie cięcie. Lekarz prowadzący zlecił jej wykonanie badań, podkreślając, że musi je zrobić na tydzień przed zabiegiem. Standardowa procedura? Owszem. Wizyta w punkcie pobrań jednak na długo zostanie w jej pamięci. Wszystko przez naszą znieczulicę.
Nie widzimy, nie słyszymy
Pobranie krwi musiało koniecznie odbyć się w punkcie szpitalnym, w którym miało być przeprowadzone cesarskie cięcie. Agnieszka, jak sama mówi: z ogromnym brzuchem, stawiła się na miejscu o 10:00 rano. Jako ciężarna miała pierwszeństwo, ale kiedy wchodziła do gabinetu, starszy mężczyzna, mniej więcej 70-75-letni, wepchnął się przed nią. Już w drzwiach.
A to tylko początek tych niewesołych obserwacji socjologicznych. Agnieszka twierdzi, że właściwie nawet jest mu za to wdzięczna, bo tych kilka dodatkowych minut stania na korytarzu pozwoliło jej zaobserwować sytuację, która mocną ją poruszyła. Zauważyła w środku kolejki małą, mniej więcej 2-letnią dziewczynkę, płaczącą do swojej mamy, że jest głodna.
"Widać, że mama była bezsilna i spokojnie (pewnie już któryś raz) tłumaczyła dziecku, że muszą jeszcze poczekać i obiecywała małej w ramach zachęty lody, jak wyjdą. Ja słyszałam to z odległości dobrych 20 metrów. Nie mówiąc już o tłumie, który stał i siedział obok tej pani", opisuje Agnieszka w przesłanym do mnie mailu. Na drzwiach gabinetu wisiał plakat o pierwszeństwie ciężarnych i mam z małymi dziećmi.
Po wejściu na badanie Agnieszka od razu opowiedziała o tej sytuacji pielęgniarkom, dzięki czemu przyjęły małą dziewczynkę poza kolejnością.
Boimy się walczyć o swoje prawa
Co z tego, że na stronie NFZ czytamy, że "każda kobieta w ciąży ma prawo do korzystania poza kolejnością ze świadczeń opieki zdrowotnej oraz z usług farmaceutycznych udzielanych w aptekach", skoro nie każda ma odwagę walczyć o swoje prawa ze strachu przed atakiem obcych ludzi?
Ten przywilej nie dotyczy zresztą małych dzieci, chyba że taką zasadę wprowadza dana placówka służby zdrowia. A jeśli nie, można by liczyć na zwykłą ludzką życzliwość, ale jak z nią jest w naszym kraju, wie każdy, kto choć raz musiał stanąć w kolejce do lekarza, punktu pobrań, kasy w sklepie czy okienka w urzędzie.
"Prawda jest taka, że w naszym społeczeństwie istnieje ogromna nagonka na matki i ciężarne (zwłaszcza od wprowadzenia programu 500+), i kobiety po prostu się boją. Boimy się starszych, boimy się innych kobiet. Jesteśmy negatywnie oceniane przez sam fakt posiadania dzieci (nie daj Boże więcej niż jednego). Więc milczymy. Milczymy i nie domagamy się nawet drobnych praw ze strachu przed atakiem", kończy swój list gorzko Agnieszka.
Napiszcie nam o swoich doświadczeniach na adres mamadu@natemat.pl lub bezpośrednio do mnie: karolina.stepniewska@mamadu.pl. Nagłaśniajmy takie sytuacje, walczmy o swoje prawa!