REKLAMA
To prowadzi mnie do zadania kluczowych pytań jeśli chodzi o długie związki: dlaczego wraz z czasem coraz mniej pożądamy swojego partnera mimo iż, często ciągle go kochamy? Czy można zbudować długoletnią relację, która będzie pełna miłości i jednocześnie ciągle będzie rozbudzała we mnie te same emocje co na początku? Czy można pragnąć tego co już się ma? Czy też może trzeba się pogodzić z „dorosłością“ i zapomnieć o całym wachlarzu uczuć, które dawały energię do osiągania tego co niemożliwe, a skupić się na innych rolach takich jak np. ojcostwo lub macierzyństwo?

Bardzo długo nie mogłem znaleźć odpowiedzi na te pytania, co tylko motywowało mnie do dalszego zagłębiania się w tym temacie. Na bazie teorii ekspertów od związków oraz moich własnych doświadczeń wydaje mi się, że zrozumiałem ten problem i w rzeczywistości leży on w naszej naturze. Zacznijmy jednak od początku...
Gdy jesteśmy samotni albo mówiąc współczesnym językiem singlami, to często wyobrażamy sobie, że spotykamy idealną osobę, która z jednej strony będzie nas pociągała, a z drugiej obdarzy nas ciepłą miłością. I na początku wielu relacji wszystko to odnajdujemy. A dokładniej zazwyczaj przez pierwsze 18-24 miesiące. Ten okres nazywa się zakochaniem. Mamy wtedy wszystko, o czym marzyliśmy. Jesteśmy pełni ochoty na wszelkie działania, rozumiemy się bez słów, myślimy o partnerze tylko pozytywnie, seks jest nie z tej ziemii i do tego jeszcze przeprowadzamy najgłębsze rozmowy ever. Sprawia to, że jesteśmy w stanie euforii, czujemy się bardzo pewni siebie i jesteśmy pełni energii. Każdy to lubi, bo jak mówią naukowcy podobnie działa na nas kokaina, a w przypadku związków nie dość, że nie ma negatywnych skutków zdrowotnych, to jeszcze jest za darmo.
A później jest boom – zderzenie z rzeczywistością. Emocje opadają, tematy do rozmowy się wyczerpują, nasz związek już nie jest taki świeży, a raczej przyjmujemy go za pewnik i codzienność. Taki stan rzeczy powoduje, że nagle częściej się kłócimy i różnimy, a dla równowagi rzadziej kochamy. Ponadto każdy z partnerów bardziej się skupia na sobie i chodzi własnymi ścieżkami. Pojawiają się wtedy myśli, że to może nie ta osoba, że może z kimś innym byłoby lepiej. Często dochodzi też do zdrady.
Dlaczego tak jest? Gdzie jest błąd? Przecież wszystko robiliśmy dobrze. Był pociąg fizyczny, była chemia, świetnie się rozmawiało, jeszcze lepiej kochało i byliśmy jednością. A teraz nie zostało już nic z tego. No czasami zostaje kredyt lub dziecko...
Podstawy tego problemu leżą, tak jak już napisałem, w naszej naturze. Rodzimy się z dwiema sprzecznymi potrzebami: z jednej strony chcemy poczucia bezpieczeństwa, przewidywalności, trwałości, troski natomiast z drugiej szukamy przygody, ryzyka, tajemnicy, podniecenia, czegoś nowego, czegoś zaskakującego. Odnosząc to już bezpośrednio do związków w każdym z nas jest potrzeba bycia kochanym – to znaczy poczucia bliskości, jedności, intymności i bezpieczeństwa oraz tego, że komuś na nas zależy i że ktoś się stara, żeby nasze życie było lepsze. Jednocześnie potrzebujemy tych silnych emocji, które odczuwamy gdy o czymś wręcz obsesyjnie myślimy, gdy coś rozbudza naszą wyobraźnię, gdy coś jest nam obce, niedostępne, gdy coś nas po prostu podnieca.
I wszystkie te przeciwstawne potrzeby chcemy spełnić w związku. O ile zazwyczaj zaspokojenie tych związanych z „ciepłą“ miłością przychodzi nam stosunkowo łatwo, o tyle prędzej czy później pojawia się nuda, rutyna i brak tych euforycznych emocji, co można nazwać kryzysem pożądania. A tak naprawdę jest to kryzys naszej wyobraźni, bo musimy sobie uświadomić, że to wszystko jest w naszej głowie. Te wszystkie piękne uczucia z początku nie biorą się z tego, że ktoś się ładnie ubrał albo coś dla nas zrobił, tylko z tego, że my o tym myślimy tak intensywnie i w naszej głowie budujemy sobię pewne scenariusze i wyobraźnie. A później kolejne dawki podniecenia nadchodzą gdy wydaje nam się, że jesteśmy coraz bliżej zdobycia naszego wymarzonego celu.
Będąc już w związku z dłuższym stażem nie mamy nic do zdobycia, wszystko już jest nasze. Wtedy następuje śmierć silnego pożądania. Bo w gruncie rzeczy, tak jak ogień potrzebuje powietrza, tak pożądanie potrzebuje przestrzeni. To musi być coś co jest poza naszym zasięgiem, coś co jest w pewien sposób tajemnicze, coś co znajduje się w dystansie od nas. „Ciepła“ miłość natomiast chce zniwelować ten dystans jak tylko się da, chce jedności, wspólnoty i intymności. Jeśli miałbym opisać „ciepłą“ miłość i pożądanie tylko jednym czasownikiem to powiedziałbym, że miłość to posiadać, a pożadanie to chcieć. Można to porównać do zakupu czegoś, co od dłuższego czasu chcemy. Najpierw dużo myślimy o samym produkcie, zastanawiamy się czy będzie nam pasował, dostrzegamy w czym nam się przyda, przekonujemy się sami, że go potrzebujemy. Po zakupie stan podniecenia związany z nabyciem utrzymuje się jeszcze przez chwile, a z czasem przyzwyczajamy się już do posiadania tej rzeczy i po krótkim czasie pragniemy czegoś nowego.
I uwierzcie mi, bo przeżyłem to na własnej skórze, żadne starania drugiej osoby nie rozbudzą w Tobie tych uczuć związanych z pożądaniem, jeśli najpierw nie będzie tego w Twojej głowie, w Twojej wyobraźni. Ktoś może stworzyć wszelkie romantyczne warunki, zrobić wspaniałą, wymyślną kolację, odpalić świece i ubrać się seksownie ale to nic nie pomoże, bo bez Twojego odpowiedniego nastawienia, to tak jakby część Ciebie była martwa.
No dobrze teoria została już wyłożona, czas na odpowiedzi. Czy można pogodzić ze sobą te dwie sprzeczne ale jednocześnie fundamentalne potrzeby ludzkie i utrzymać pożadanie w długim związku miłosnym?
Tak, jak najbardziej tylko wymaga to od nas umiejętności zmiany perspektywy przez pryzmat której patrzymy na naszego partnera. Najlepiej obrazują to wyniki wywiadów znanej belgijskiej psychoterapeutki, Esther Perel. W trakcie swojej pracy zapytała ona długoletnie pary pochodzące z różnych państw o to kiedy czują one największy pociąg do swojego partnera. Odpowiedzi udało się pogrupować na następujące:
Kiedy jest daleko, kiedy nie ma go przy mnie i kiedy ponownie się łączymy. W takiej sytuacji odzyskujemy umiejętność ponownego wyobrażania sobie siebie ze swoim partnerem. Nasza wyobraźnia znów ożywa, bo pojawia się dystans.
Kiedy widzę go spełniającego się w swoim zawodzie, gdy występuje na scenie, gdy jest duszą towarzystwa przyciągającą innych. Są to sytuacje gdy nasz partner błyszczy w tym w czym jest dobry i widzimy go pewnego siebie. Jak wiadomo pewność siebie jest bardzo silnym afrodyzjakiem.
Kiedy mój partner robi coś co mnie zaskakuje, co jest dla mnie nowe. Czyli pokazuje swoje inne, nowe twarze. Uzyskać ten efekt można poprzez różnorodność, próbowanie ciągle innych rzeczy.
Każda z tych sytuacji sprawia, że inaczej postrzegamy swojego partnera, czyli zmieniamy perspektywę. Z jednej strony branie naszego związku za pewnik jest czymś niezbędnym do budowania rodziny, z drugiej natomiast nigdy nie należy zapominać, że wszystko może się zmienić. Czasami nawet niezależnie od nas, chociażby w przypadku choroby. Mając to w pamięci warto doceniać to co się ma, cenić każdą chwilę, którą spędzamy razem i przeżywać ją świadomie. Nierealnym jest przeżycie całego życia w takim stanie jak w zakochaniu. Bardzo szybko by nas to zmęczyło albo wręcz wykończyło psychicznie przez takie obsesyjne myślenie. Z drugiej strony nie jesteśmy sobą żyjąc zupełnie bez pożądania i w takim związku raczej nigdy nie będziemy do końca szczęśliwi. Będziemy mieli poczucie, że część nas jest martwa. Możliwe jest jednak zbudowanie związku opartego o intymną, ciepłą miłość dającą stabilność, który jednocześnie od czasu do czasu będzie przynosił nam to podniecenie, przygodę i nowość. Jednak kluczem do takiej relacji jest uświadomienie sobie, że tak naprawdę to bardziej zależy tylko ode mnie niż mojego partnera oraz od tego jak go postrzegam i jak interpretuję to, co się dzieje dookoła mnie.
Jako bezpośrednie wskazówki do stworzenia takiej relacji można potraktować wyniki badań dr Perel czyli:
• Zrobić sobie czasami przerwę od siebie lub wyjechać gdzieś samemu
• Rozwijać się w tym co nas pasjonuje ale jednocześnie wspierać partnera do tego samego i pozwolić mu być sobą przy nas
• Unikać rutyny poprzez próbowanie czegoś nowego, zaskakiwanie swojego partnera, robienie niespodzianek, żartowanie, odwiedzanie niezwedzonych miejsc
Oczywiście wszystkie związki są inne i mają różne problemy. Być może są takie, których ten akurat w ogóle nie dotyka, jednak z mojej perspektywy jest on dosyć pospolity. Uważam, że jego rozwiązanie leży w zmianie naszego myślenia. Po pierwsze musimy sobie uświadomić czym jest prawdziwa miłość. Niestety nie są to motyle w brzuchu i te wszystkie uniesienia z początku. To tylko zakochanie, coś co ma za zadanie pozwolić nam się zbliżyć do siebie i zbudować intymność. Prawdziwa miłość to nic innego jak bezwarunkowa chęć służenia drugiej osobie. To dawanie, a nie branie. Ta świadomość pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na relację. Z jednej strony daje nam spokój, gdy temperatura w związku trochę opada po początkowym okresie, bo wiemy, że to coś zupełnie normalnego. Z drugiej każe nam skupić się na swoim podejściu, a nie na partnera. To oznacza obniżenie naszych oczekiwań względem partnera, a staranie się dawać jak najwięcej od siebie niezależnie od sytuacji, a także dbanie o to, aby te magiczne momenty pojawiały się choć raz na jakiś czas.
On