Uczniowie zrobili zdjęcia jedzenia. Matka: "Moje dziecko nie będzie jadło zgnilizny"

Klaudia Kierzkowska
16 kwietnia 2025, 11:57 • 1 minuta czytania
"Zawsze wspierałam programy, które mają na celu promowanie zdrowego stylu życia wśród dzieci. Gdy moja córka zaczęła szkołę i usłyszałam o programie 'Warzywa i owoce w szkole', naprawdę się ucieszyłam. Pomyślałam: świetnie, szkoła aktywnie wspiera to, czego uczymy w domu, że warto jeść zdrowo, kolorowo i sezonowo" – pisze w poruszającym liście nasza czytelniczka.
Jak można podać uczniom takie jedzenie? fot. lightfieldstudios/123rf
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

To już lekka przesada

"W klasie pierwszej i drugiej wszystko działało bardzo dobrze. Produkty były świeże, dzieci chętnie próbowały, dzieliły się między sobą, rozmawiały o smakach, o tym, co im smakuje bardziej, co mniej. Była to naprawdę dobra inicjatywa, z której płynęły wyłącznie pozytywne doświadczenia.


Niestety, w tym roku (moja córka jest teraz w trzeciej klasie) sytuacja zaczęła się zmieniać. Początkowo były to drobne wpadki: niesmaczna marchewka, zbyt miękka gruszka. Machnęłam ręką, zdarza się. Ale ostatnio miarka się przebrała.

Córka wróciła do domu oburzona i pokazała mi zdjęcia owoców, które dostały dzieci w szkole. Na fotografiach widać podgniłe truskawki, innym razem borówki, owoce, które ewidentnie przekroczyły moment świeżości kilka dni temu. Podobno dzieci patrzyły na nie z obrzydzeniem, część nie chciała w ogóle dotykać, nie mówiąc już o jedzeniu.

Jestem naprawdę zawiedziona. Celem tego programu jest zachęcanie dzieci do sięgania po warzywa i owoce, a nie zniechęcanie ich, czy, co gorsza, wywoływanie odrazy. Jedno takie doświadczenie potrafi zepsuć tygodnie, a nawet miesiące budowania dobrego nawyku.

Rozumiem, że mogą się zdarzyć błędy w transporcie, że nie wszystko da się przewidzieć. Ale nie mówimy tu o drobnych niedociągnięciach, tylko o produktach, które zwyczajnie nie nadają się do spożycia.

Chciałabym, by program wrócił do poziomu, jaki pamiętamy z wcześniejszych lat. By znów można było z czystym sumieniem powiedzieć: tak, to ma sens. Bo pomysł wciąż jest dobry. Potrzeba tylko staranności i dbałości o jakość. Póki co wypisuję córkę z programu, bo nie pozwolę na to, by jadła zgniliznę".

Czytaj także: https://mamadu.pl/188315,kto-wymyslil-takie-menu-dla-pierwszoklasistow-przeciez-to-istny-skandal