Bezczelna wiadomość do nauczycielki tuż przed lekcjami. Matka miała dziwną prośbę
Nie pozwalamy na samodzielność
Brak samodzielności u współczesnego pokolenia dzieci jest winą przede wszystkim rodziców. Prawdopodobnie z powodu zbyt dużej świadomości tego, co może zaszkodzić rozwojowi dziecka i wiedzy na temat np. wypadków i innych zagrożeń, staliśmy się pokoleniem przewrażliwionych rodziców. Chcemy we wszystkim wyręczać dzieci, podsuwać im pod nos gotowe rozwiązania, ustrzec je od wszelkiego zła, porażek i łez.
Jeśli nie umiemy znaleźć równowagi i nie pozwolimy im na wolność, samostanowienie i nie nauczymy samodzielności, sami doprowadzimy do tego, że kolejne pokolenia będą nieprzystosowane do życia, niesamodzielne i zdziecinniałe. Przykładem na to, jak koncertowo niszczymy w najmłodszych samodzielność, może być wpis w portalu Threads, którego autorką jest użytkowniczka o nicku ide.juz.
"Z pamiętnika nauczyciela. Dzisiaj rano dostałam prośbę od rodzica dziecka z 5 klasy. Czy mogę po zakończeniu pracy (ostatnią lekcję mam z klasą jej dziecka) odprowadzać jej syna do domu. Przecież i tak idę w tym kierunku... Hmm, nie odpisałam. I nawet nie wiem, czy odpisać" – opowiada kobieta.
Kiedy czytam te słowa, ciężko mi uwierzyć, że do takich sytuacji dochodzi. W dzisiejszych czasach, kiedy tyle się mówi o nauce samodzielności. Mówimy przecież o 5-klasiście, czyli 11- lub 12-letnim uczniu, którego rodzic prosi nauczycielkę, by ta odprowadziła nastolatka do domu. Mnie nie mieści się to w głowie, bo ja w tym wieku czasami już zajmowałam się młodszym, rocznym bratem. Tak, byłam odpowiedzialnym dzieciakiem i nie mam z tym problemu w dorosłym życiu. Nie czułam, żeby to zabierało mi dzieciństwo.
Rodzice usuwają kłody spod nóg
Kiedy jednak patrzę, jak dziś rodzice niańczą takie dzieciaki wchodzące w wiek nastoletni, trochę ręce mi opadają i w ogóle tego nie rozumiem. Wiem, że pewnie chcą dobrze, ale takim zachowaniem robią im największą krzywdę w życiu. Zabierają im możliwość nauki i radzenia sobie z wyzwaniami. Kiedyś w dorosłym życiu faktycznie te osoby będą musiały się podjąć wyzwań i czasami doświadczą porażki. Z powodu swojego wychowania być może nie będą umieli się po niej podnieść. To ogromna krzywda, jaką rodzic może wyrządzić swojemu dziecku na całe życie.
Drugi problem, jaki widzę w tej opisanej historii, jest taki, że rodzice nie tylko są nadopiekuńczy, ale i bezczelni. Traktują nauczycieli, jakby byli niańkami ich dzieci. W życiu nie wpadłabym na pomysł, by prosić nauczycielkę mojego dziecka o to, by odprowadziła je do domu. Nawet gdyby to był młodszy uczeń niż 5-klasista. I nawet wtedy, gdyby pedagożka faktycznie szła po lekcjach w tym samym kierunku, w którym jest mój dom.
Dla mnie to przekroczenie granicy, bo nauczyciel odpowiada za moje dziecko wyłącznie podczas lekcji, którą prowadzi. Byłoby mi głupio, gdybym miała poprosić nauczyciela o taką przysługę, bo to coś więcej niż życzliwość, raczej nadużycie. Przecież to ja jako rodzic jestem odpowiedzialna za swoje dziecko. To przesada, szczególnie że w przypadku sytuacji z postu na Threads mowa jest o 5-klasiście, który spokojnie sam z tej szkoły może wrócić, bez opieki nauczycielki.
Dodatkowo wydaje mi się, że nawet nie powinien z tą nauczycielką wracać, bo kobiecie z powodu przepisów (ustawa Kamilka) mogą grozić jakieś nieprzyjemne konsekwencje. Ponadto wg prawa już 7-letnie dziecko może samodzielnie pokonywać drogę do i ze szkoły. Czy my naprawdę musimy dyskutować o tym, że duże dziecko, wchodzące w wiek nastoletni, powinno wracać ze szkoły w towarzystwie nauczyciela?