Nie dogadujemy się. Tak bywa. Mamy inne poglądy, spostrzeżenia czy plany dotyczące wychowania dziecka. Jednak mimo różnic i niezgodności ważne jest jedno – by rodzice grali do tej samej bramki. A już na pewno w obecności dziecka. Czasami wystarczy jedno zdanie, by zburzyć dziecięcy spokój i bezpieczeństwo. Tak krzywdzimy nasze dzieci.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Staram się unikać słów i zwrotów, którymi mogłabym wyrządzić swoim dzieciom krzywdę. Wystrzegam się wybuchowych zachowań, niepotrzebnych nerwów i kłótni. Zapisuję w swojej głowie rzeczy, nad którymi powinnam mieć kontrolę. Dla ich dobra. O jednym zdaniu zapomniałam. Ba! Nawet nie przyszło mi na myśl.
Kłótnia "na poziomie"
Żadne małżeństwo, żaden związek, żadna rodzina – nic nie jest idealne. Kłótnie, nieporozumienia czy różnice zdań są czymś naturalnym. Zdarzały się, zdarzają i zdarzać będą. To dzięki nim możemy wyrzucić z siebie negatywne emocje.
Taka szczera rozmowa, czasami aż do bólu, potrafi oczyścić atmosferę. Dzięki niej możemy coś wyjaśnić, dojść do kompromisu. Powiedzieć, co nam się nie podoba i co chciałybyśmy zmienić. Czego oczekujemy, o czym marzymy.
Ważne jednak, by cały czas mieć w głowie pewne słowo: granice. By ich nie przekroczyć i nie pozwolić na to też drugiej osobie. Sztuką jest kontrolowanie emocji podczas kłótni. Ważenie słów podczas niezbyt przyjemnej wymiany zdań.
Najlepiej kłócić się za zamkniętymi drzwiami, tak by dziecko, nie było świadkiem niedogadywania się rodziców. Jednak kiedy sytuacja wymyka się spod kontroli i maluch, chcąc nie chcąc, bierze w tym udział, trzeba kłócić się "na poziomie". Jak się okazuje, to sztuka.
To jedno zdanie
Podczas wizyty na placu zabaw byłam świadkiem sytuacji, do której wciąż wracam myślami. Mama, tata, 4-letnia dziewczynka. Wszyscy razem siedzieli w piaskownicy. Rodzice nikim ani niczym się nie przejmowali. Głośno dyskutowali o nadchodzących wakacjach. Mieli inne plany. Nie mogli się dogadać. Zaczęło się od wakacji, a skończyło na wytykaniu rodzicielskich błędów. Na wypominaniu różnych sytuacji.
Atmosfera zrobiła się naprawdę gęsta. Wydawało mi się, że wszystkie granice zostały już przekroczone – nie dość, że kłótnia w publicznym miejscu, to jeszcze przy dziecku. Jednak pytanie, jakie padło na sam koniec, uświadomiło mi, że można posunąć się do czegoś jeszcze o wiele gorszego.
– Kogo bardziej lubisz? Mamusię czy tatusia? – zapytała kobieta.
Dziewczynkę jakby zamurowało. Nie powiedziała ani słowa.
– Musisz powiedzieć, z kim chciałabyś spędzić wakacje – dodał mężczyzna.
No jak tak można zapytać dziecko? Ludzie kochani!
O krok za daleko
Mnie, dorosłą osobę, która wiele w życiu przeżyła, zmroziło. To pytanie było ciosem poniżej pasa. To pytanie nigdy nie powinno paść z ust rodzica. Dziewczynka zalała się łzami i wybiegła z piaskownicy. Rodziców jakby nagle ocknęło, spojrzeli się na siebie i pobiegli za nią. Co działo się dalej, nie wiem.
Wiem jednak, że dziecko każdego rodzica kocha taką samą, nieograniczoną niczym miłością. Kocha i potrzebuje. Nie chce wybierać, kogo bardziej lubi. Nie chce zastanawiać się, z kim woli spędzić wakacje. Ono potrzebuje rodziny, bezpieczeństwa, miłości. A nie takich dylematów.