"Podczas kolędy ksiądz przekroczył wszystkie granice. Chodziło o pieniądze"
Powoli ogarnia nas świąteczna magia. Planujemy wigilijne menu, wybieramy ozdoby i kupujemy prezenty, które 24 grudnia niepostrzeżenie wsuniemy pod choinkę. Jednym to wystarczy, a dla innych dopełnieniem jest wizyta duszpasterska.
Czas wizyt duszpasterskich
Jeszcze kilka lat temu wizyty duszpasterskie rozpoczynały się po Bożym Narodzeniu, teraz jednak w większych miastach kolęda ma miejsce już w czasie Adwentu, a niekiedy i pod koniec listopada. Do drzwi Ani, jednej z naszych czytelniczek, duchowny właśnie zapukał. Ania nie spodziewała się tak wczesnej wizyty, ani tego, co podczas niej usłyszała.
"Wczoraj późnym popołudniem odwiedził nas ksiądz. Nie spodziewaliśmy się go tak wcześnie, nie byliśmy przygotowani. Szybko wyjęłam z szuflady krzyżyk i kropidło. Wody święconej nie miałam. Mąż zaparzył herbatę i wygrzebał z szafki jakieś ciasteczka.
Jesteśmy wierzący, ale niepraktykujący. Wychodzimy z założenia, że wiara to sprawa osobista, a nie demonstracyjna. Księdza, który w tym roku przyszedł do nas po kolędzie, widziałam po raz pierwszy i dlatego tym bardziej zaskoczyło mnie jego zachowanie. Bo zamiast nas poznać czy skupić się na duchowym przesłaniu, koncentrował się na finansach.
Podczas wizyty ksiądz wyraźnie zaznaczył, że zauważył brak naszej obecności w kościele i niechęć do wspierania ofiarami 'na tacę'. Zasugerował, że jako parafianie powinniśmy wspierać remont kościoła i wspólnotę. Uśmiechnęłam się głupio, nic nie powiedziałam. Poczułam się nie tylko zażenowana, ale i osądzana.
Rozumiem, że kościoły potrzebują wsparcia finansowego, ale czy naprawdę obowiązkiem każdego parafianina jest wypełnianie tej luki? Czy w czasach, kiedy wielu ludzi zmaga się z trudnościami finansowymi, wypominanie braku ofiar na tacę jest stosowne?
Być może duchowny zauważył, że nie musimy zastanawiać się, jak związać koniec z końcem i liczył na jakieś większe wsparcie. Niezależnie od wszystkiego, takie zachowanie nie powinno mieć miejsca.
Kolęda zawsze była czasem rozmowy, wsparcia i modlitwy – a nie wykładu o zobowiązaniach finansowych wobec parafii. Ksiądz miał okazję zbudować relację z moją rodziną, zainspirować nas, może nawet zachęcić do powrotu do wspólnoty kościelnej. Nie zrobił tego. A przez to, co powiedział, tylko nas jeszcze bardziej zniechęcił.
Relacje z wiernymi nie powinny opierać się na osądzaniu czy finansach, a na rozmowie i wsparciu duchowym. Bo jeśli Kościół ma być wspólnotą, to potrzebuje otwartości, a nie presji i osądzania".