Wszystkich powoli ogarnia magia świąt. Biegamy po sklepach w poszukiwaniu prezentów przy akompaniamencie „Last Christmas”, analizujemy czy choinkę lepiej ubrać na czerwono-złoto, czy może złoto-czerwono i dopisujemy się do listy klientów w osiedlowej garmażerce („te uszka są jak domowe!”). Hola, hola! A gdzie perspektywa pogłębiania więzów z Bogiem?
Wizyta duszpasterska
Jeszcze do niedawna czas wizyt duszpasterskich rozpoczynał się po Bożym Narodzeniu, teraz jednak w dużych aglomeracjach kolęda wypada już w czasie Adwentu. Jedni wyczekują księdza z radością, inni uważają to za stratę czasu. Ale są też tacy, dla których jest to przykry obowiązek, ale księdza przyjmują. Jeszcze inni sądzą, że kolęda ma na celu jedynie zbiórkę pieniędzy i inwigilację mieszkańców.
W mieście
- W zeszłym roku ksiądz nas zaskoczył. Mieliśmy małe dziecko, mąż był zalatany i do tego nie ukrywam, że do kościoła nie chodzimy. Jakoś na początku grudnia zadzwonił dzwonek do drzwi, mąż odruchowo otworzył, a tam ksiądz. W najbliższej przyszłości planowaliśmy chrzest dziecka i wiedzieliśmy, że odmówienie wizyty nie wchodzi w grę. – Opowiada Julia, mieszkanka warszawskiej Pragi.
-Nie mieliśmy w domu nic. Ja chodziłam w krótkich spodenkach, mąż był w dresie, w salonie bałagan. Szybko ściągałam czyste stosy prania z krzesła, żeby ksiądz miał gdzie usiąść. Sprawiał wrażenie jakby mu to nie przeszkadzało. Odmówiliśmy „Ojcze Nasz” (w tle córka płakała), potem zapytał nas gdzie pracujemy, czy mamy ślub i czy dziecko ochrzczone. Zebrał dane i wstał, mieszkania nie poświęcił, bo jak mówił – to nasz obowiązek, by mieć kropidło. Mąż wyciągnął z portfela 50 złotych, nawet koperty nie mieliśmy. Ksiądz wziął i poszedł. – Teraz Julia już wie, że w każdym porządnym domostwie powinno się znaleźć: kropidło, naczynie z wodą święconą, Biblia i świece. Zanotowała, by kupić, ale rok minął, a ona jeszcze tego nie zrobiła.
Za to dziecko zdążyła bez problemu ochrzcić w maju, więc zastanawia się, czy w tym roku w ogóle księdza przyjmować. – Przecież to jest bez sensu, tylko stracimy pieniądze, a u nas się nie przelewa. Znowu powie, że w kościele nas nie widuje. Chociaż akurat nie wierzę w to, że mógłby zapamiętać. 100 złotych za 5-minutową, bezsensowną pogawędkę z księdzem to dla nas za dużo.
Nie wypada odmówić
- My księdza przyjmujemy z szacunku, jako człowieka go po prostu wpuszczamy, ale zaznaczamy, że do kościoła nie chodzimy – mówi Justyna. – Jest niezadowolony, jakby tracił czas, a przecież możemy sobie porozmawiać tak po prostu o życiu. Prowokacyjnie wciska nam obrazki, które sugerują, że powinniśmy wrócić na dobrą drogę.
Justynę bardziej denerwuje jednak coś innego. – Zawsze musi się przyczepić do naszych dzieci, odpytuje je z modlitw, sprawdza zeszyty od religii, jakby to tylko było wyznacznikiem, czy są dobrymi ludźmi czy nie. Obowiązkowo musi też zostawić podpis, co by katechetka wiedziała, że ksiądz nas odwiedził. Oni potem w szkole z tego rozliczają uczniów.
Na wsi
Tam jest chyba jeszcze gorzej. Monika jakiś czas temu przeniosła się do małej miejscowości na pomorzu. Zszokowały ją zwyczaje, jakie tam panują: suto zastawione stoły i spijanie księdza nalewkami pędzonymi w tym właśnie konkretnym celu.
- Z braku informacji o terminach kolędowania byłam kiedyś zaskoczona i przez niedziałający domofon nie wiedziałam, że ksiądz był. Natomiast przy zapraszaniu księdza na kolędę w innym terminie usłyszałam: ksiądz był z ministrantami, chłopcy dzwonili, światło się paliło i nikt nie wpuścił księdza" (wymowne spojrzenie księdza).
- No i po co w ogóle ta kolęda, skoro wszyscy jesteśmy dziećmi Boga i każdego z nas otacza swoją ochroną, więc po cholerę ma przyłazić mi jakiś tam ksiądz i chlapać niby to święconą wodą po moich meblach, ścianach, obrusach. Czy to ma być jakiś drogowskaz dla Boga „ej, nadczłowieku tu jest dom, który masz otoczyć opieką?” – podsumowuje Monika.