Strach nawet o tym opowiadać
O tej nieprzyjemnej rozmowie z proboszczem poinformowała nas rozgoryczona mama. Jej rodzina mieszka w 40 tys. miejscowości na wschodzie Polski. Nie jest to mała miejscowość, ale strach na tyle silny, że poproszono nas o zachowanie w tajemnicy zarówno danych osobowych, jak i nazwy miasta.
9-letni syn pani Moniki (imię zmienione – red.) w tym roku przygotowuje się do komunii świętej. Ponieważ rodzina przynależy do innej parafii, niż dziecko przystąpi do sakramentu, katechetka prosiła o przyniesienie zaświadczenia z parafii. Proboszcz musi wydać zgodę na to, by jego parafianin przystąpił do komunii w innym kościele i dodatkowo musi też wydać akt chrztu, co akurat jest zrozumiałe.
Teoretycznie nie powinno być problemu z wydaniem takiego dokumentu, jest to kwestia kilku minut. Wystarczy odnaleźć stosowny dokument w księgach parafialnych i wydrukować. W praktyce okazuje się, że nie jest to wcale takie proste jak się wydaje, o czym przekonali się ci rodzice.
A co kolęda ma do komunii?
– Do Kościoła chodzimy regularnie, mamy dwójkę dzieci i staramy się nie opuszczać mszy. Dzieci chodzą na lekcje religii, więc naprawdę trudno nam coś zarzucić. Tylko z przyjmowaniem księdza po kolędzie różnie bywa, no ale jak się pracuje, to ciężko dojechać na 16 czy 17 do domu. Tego ksiądz jednak nie rozumie, bo im się wydaje, że kolęda to wystarczający powód, by zwolnić się wcześniej z pracy, albo w ogóle wziąć wolne. – tłumaczy mama chłopca.
Gdy kobieta przyszła poprosić o stosowne zaświadczenie do komunii, bo syn chodzi do szkoły sportowej po drugiej stronie miasta i razem z klasą komunię będzie miał w innej parafii, najpierw musiała się z tego tłumaczyć.
– Ksiądz wypytywał: a czemu dziecko nie może w swojej parafii, a co to za wymysły itd. Potem zaczęło się chrząkanie, sprawdzanie ksiąg parafialnych, a w końcu powiedział: księdza nie wpuszczacie po kolędzie, to po co do komunii dziecko idzie? Jak się nie ma czasu na księdza i Boga, to po co głowę zawracać sobie takimi sakramentami? – relacjonuje wzburzona matka.
Kobieta przyznała,że odebrało jej mowę, bo nie mogła zrozumieć, jak ktoś może w taki sposób mówić o dziecku? Zaczęła tłumaczyć, że przecież kolęda to jedno, a komunia, to chyba zupełnie co innego, no i zaczęła o pracy, o korkach.
– Widziałam, że wcale mnie nie słucha i napawa się władzą, która ma. Byłam strasznie zła, bo jak można tak traktować ludzi? Przecież ja nie przyszłam po jałmużnę, tylko zaświadczenie, że dziecko przystąpi do komunii. Może mu kasy było szkoda, że damy datki na inną parafię, a nie jemu? Ostatecznie z wielką łaską podpisał papiery, ale zaznaczył, że przy następnej kolędzie mamy być w domu i go przyjąć. No i oczywiście musiałam zapłacić za wydrukowane zaświadczenia. Niby co łaska, ale zazwyczaj, jak napomknął, dają 10 zł od papierka. Rzuciłam na stół 20 zł i wyszłam, powstrzymując się przed awanturą. I oni się dziwią, że ludzie odchodzą z kościoła?
Niestety takie praktyki nie dotyczą tylko tej jednej miejscowości. W parafiach w Warszawie i Lublinie także są podobne wymagania. Zaświadczenie proboszcza musi być, bo jego parafianin ma sakrament w innej parafii – tłumaczą księża w kancelarii. Może to wszystko po to, by ludzie zgłaszali się po zaświadczenia, za które będą musieli zapłacić co łaska?