Korporacyjne zwyczaje to chleb powszedni w szkole. Psycholożka dziecięca: "To zło"
Zwyczaj kar i nagród
Czasami uczniowie w szkole prowadzą zeszyty, w których zaznacza się pozytywne i negatywne zachowanie za pomocą plusów i minusów. Mają one rodzicom i nauczycielom pokazywać, na jakich lekcjach uczeń był spokojny, współpracował i uczestniczył w zajęciach, a na których zabrakło mu już narzędzi do "trzymania się w ramach" poprawnego zachowania. O zwyczaju na swoim facebookowym profilu napisała Agnieszka Misiak, psycholożka dziecięca, która opisała konkretne sytuacje ze swojej pracy z uczniami w szkole.
"Prowadzę w szkole zajęcia. Jak to psycholog, warsztat jakiś. Na koniec trzygodzinnych zajęć podchodzi dziewięcioletni Staś/Ryś/Joasia i kładzie mi na ławce zeszyt. – Pani tu wpisze plusa czy minusa. – Matko z ojcem, jakiego plusa czy minusa – pytam w panice, bo nic nie wiedziałam, że ja coś oceniam. – Normalnego – mówi Staś – Czy byłem grzeczny" – opowiada we wpisie Misiak.
I dalej przytacza rozmowę z chłopcem o tym, co dla dziecka oznacza słowo "grzeczny" i jakie zachowania w przypadku uczniów są dla psycholożki normalne. I, za jakie zachowania, i czy w ogóle, powinny być stawiane plusy, a za jakie minusy. Kobieta opisuje też, że chłopiec dokładnie wie, po co mu taki zeszyt. Choć widać, że słowa, które wypowiada, wdrukował mu po prostu jakiś dorosły.
"Jak rozumiem, potem matka go w domu pyta, dlaczego na polskim dostał plusa za lekcję, a na matmie nie. I on ma tej matce wyjaśnić, że czasem za wypowiedź bez podniesienia ręki dostaje się nagrodę, a czasem karę. A to wszystko ma pomóc mu lepiej zarządzać nadruchliwością, nadimpulsywnością i trudnością w regulacji emocji. I przede wszystkim jest to fundament do bezpiecznej i opartej na zaufaniu relacji z dorosłym" – zauważa ekspertka.
Zastraszanie zamiast motywacji
W dalszej części wpisu Misiak przyznaje wprost: "Zeszyt na plusy i minusy to zło. Kontrakty, które dzieci podpisują w szkole, w których zobowiązują się, że będą od teraz grzeczne i będą uważać na lekcji to prosta droga do uczenia dzieci, że szkoła to miejsce, które trzeba przetrwać, zacisnąć zęby i przetrwać. W efekcie tych strategii dzieci pogłębiają swoje trudności, toną w wyuczonej bezradności i uczą się, że dorosły w placówce edukacyjnej jest przeciwko nim i czyha na ich potknięcie".
Zbieranie plusów i minusów nie motywuje uczniów do pozytywnych zachowań. Pokazuje im raczej ich brak umiejętności, co zawsze działa przede wszystkim demotywująco, szczególnie jeśli zeszyt regularnie kontroluje rodzic i/lub wychowawca.
Pomyślcie, jeśli szef rozliczałby ciebie w pracy za każde drobne zachowanie i wykonane zadanie za pomocą plusów i minusów, czy byłabyś z tego zadowolona? Raczej czułabyś się kontrolowani na wszelkich polach, a wręcz inwigilowana. Zamiast tego psycholożka podpowiada, jak inaczej zachęcić uczniów do współpracy, jak akceptować to, że czasami każdy z nas nie ma narzędzi do tego, by na lekcji, zajęciach czy w pracy siedzieć cicho i nieruchomo.
Dziecko to nie projekt
"Ja proponuję taki kontrakt 'Michał, wiem, że bardzo ci trudno na angielskim. Wiem, że masz ochotę się poddać. Postaram się wymyślić, co może ci pomóc na mojej lekcji, a ty to przetestujesz. OK?'. Za umowę bierze odpowiedzialność ten, kto ma przewagę wynikającą z wieku, doświadczenia i dojrzałości mózgu. W tej sytuacji padło na Michała" – pisze na koniec Misiak.
Wprowadzanie zmian w zachowaniu czy nauka nowych umiejętności to proces. Traktowanie dzieci jak "projekty" do naprawienia, w których efekty można osiągnąć za pomocą kilku plusów i minusów, to droga donikąd. Jeśli chcemy, aby szkoła była miejscem, w którym młodzi ludzie uczą się zaufania, empatii i radzenia sobie z wyzwaniami, musimy zacząć od zmiany narzędzi – i naszej własnej perspektywy.