To, co usłyszałam na zebraniu, przeraziło mnie. Dzieci są traktowane jak roboty
Redakcja MamaDu
18 września 2024, 12:40·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 18 września 2024, 12:40
Zamiast wsparcia i indywidualnego podejścia, surowa dyscyplina i system kar. Przykre, że niektórzy nauczyciele wciąż stosują takie metody, zupełnie ignorując potrzeby uczniów... O swoich wrażeniach po pierwszym zebraniu napisała do nas Klaudia.
Reklama.
Reklama.
"Kiedy poszłam na pierwsze zebranie w szkole mojego dziecka, byłam pełna optymizmu i nadziei, że poznam nie tylko nauczycieli, ale też filozofię edukacyjną, którą szkoła kieruje się na co dzień. Zostałam brutalnie wyprowadzona z błędu. Zamiast rozmowy o indywidualnym podejściu do ucznia, wsparciu w rozwoju, usłyszałam coś, co zupełnie nie mieści się w mojej wizji wychowania.
Dzieci głosu nie mają
Po wejściu do klasy zauważyłam nauczycielkę, której wyraz twarzy był... jakby to ująć – surowy? Oczywiście nie ocenia się książki po okładce, więc uznałam, że może to tylko stres związany z początkiem roku. Jednak im dłużej słuchałam jej wypowiedzi, tym bardziej rosła we mnie frustracja. Opisując plany na rok szkolny, kładła ogromny nacisk na dyscyplinę. Jasne, każde dziecko potrzebuje ram, ale kiedy słyszę, że "uczeń ma siedzieć cicho, a pytania zadaje się w czasie wyznaczonym przez nauczyciela", zapala mi się czerwona lampka.
Co takie podejście ma na celu? Chcemy wychować dzieci na automaty, które bezrefleksyjnie wykonują polecenia, czy na ludzi myślących, samodzielnych, kreatywnych? Moje dziecko jest wrażliwe, czasami zadaje mnóstwo pytań, czasami nie zgadza się z dorosłymi – to część jego naturalnej ciekawości świata, którą zawsze wspieram. Jak mam mu wytłumaczyć, że od teraz nie wolno mu wyrażać swojego zdania, bo nauczycielka uważa to za brak szacunku?
Oczywiście, nie mogłam pozostać bierna. Zapytałam, jak nauczycielka zamierza rozwiązywać sytuacje, w których dzieci potrzebują wyjaśnienia. Jej odpowiedź? 'Jest program do zrealizowania'. No cóż, chyba zabrakło mi słów. Program ważniejszy od dziecka?
Moje dziecko to coś więcej niż numer w dzienniku
Najgorsze jednak miało dopiero nadejść. Nauczycielka z dumą wspomniała o 'systemie nagród i kar', który wprowadziła w klasie. Minusy za rozmawianie, minusy za pytania poza tematem, minusy za pytanie w czasie innym niż ten wyznaczony na każdej lekcji. Nagrody? O nich chyba pani zapomniała. Nie zgadzam się na takie podejście! Moje dziecko nie będzie karane za to, że jest sobą. Nie będę tolerować systemu, który buduje atmosferę strachu, zamiast wspierać w rozwoju.
Rozmawiając z innymi rodzicami po zebraniu, okazało się, że wielu z nich czuje to samo. Nie chcemy, by nasze dzieci były traktowane jak numery w systemie, które muszą bezmyślnie realizować założenia programu. Edukacja to przecież coś więcej niż pisanie sprawdzianów i ocenianie, czy ktoś zmieścił się w przewidzianym czasie.
Jako rodzice musimy stawiać granice i głośno mówić o tym, co nas niepokoi. Zdecydowałam, że nie pozostawię tego tematu bez działania. Wkrótce zamierzam zorganizować spotkanie rodziców i porozmawiać z dyrekcją, bo nie mogę pozwolić, by moje dziecko dorastało w szkole, gdzie, zamiast rozwijać, tłamsi się jego naturalne potrzeby".