Kuszona świetnymi historiami pojechałam z rodziną na camping w Chorwacji. To był błąd
"Znudzona wyjazdami all inclusive uznałam, że czas na nową przygodę. Od lat znajomi spędzali wakacje na campingach w Hiszpanii, Włoszech czy Chorwacji. Każde z nich snuło niesamowite historie, które sprawiły, że uwierzyłam, że dla nas to także będzie świetna opcja. Okazuje się, że zupełnie nie miałam pojęcia, na co się piszę.
Bliżej natury
Polowe warunki nigdy mi nie przeszkadzały. Nawet z mężem zaliczyliśmy kilka takich wypadów na Mazury. Zrezygnowaliśmy, gdy pojawiły się dzieci. Przy maluchach człowiek stawia jednak na wygodę. Teraz gdy mają 6 i 8 lat, stwierdziliśmy, że warto spróbować czegoś innego.
Bajer takich zagranicznych wyjazdów polega na tym, że poza polem namiotowym masz do dyspozycji bardzo rozbudowaną infrastrukturę, baseny, kąpieliska, łazienki itp. To wynosi wyjazd pod namiot na wyższy poziom.
Znajomi kusili nas swoimi barwnymi opowieściami i pięknymi zdjęciami już od kilku lat. Dopiero teraz się odważyliśmy, by spróbować. Szczerze mówiąc, ta czarująca bańka prysła. Na ten moment to najgorszy urlop w moim życiu.
Co poszło nie tak?
Po pierwsze długa podróż. To był istny koszmar, zarówno dla nas, kierowców, jak i dla naszych dzieci. My najwyżej trzy raz do roku robimy dystans 100 km. Nie spodziewaliśmy się, że taka podróż będzie stanowiła dla nas aż tak duże wyzwanie.
Samo pole namiotowe robiło wrażenie: mini parcele oddzielone żywopłotami, gdzie można się rozbić, place zabaw, kąpieliska, restauracje. Okazuje się jednak, że po 10 latach jeżdżenia na all inclusive przywykliśmy do nieco innych standardów.
Rozkładanie namiotu nieco nas przerosło, chyba ze względu na asystę zniecierpliwionych dzieci, które po podróży koniecznie chciały się bawić. Potem nie było lepiej. Wszystkim ciężko było spać na materacu w dusznym namiocie. Do tego w środku nocy dzieciaki mnie budziły. Reagowały na każdy dźwięk dobiegający z zewnątrz. Kolejka do wspólnej łazienki, nawet bardzo czystej, gdzieś też nie do końca mi odpowiadała. Córki nie były także zachwycone kamienistym wybrzeżem. Droga powrotna to kolejny koszmar.
Uważaj, kogo słuchasz
Nie zrozumcie mnie źle, to może być dla kogoś świetna przygoda i olbrzymia frajda. Ale błąd, jaki popełniłam, to sugerowanie się pochwałami znajomych. Zapomniałam, że każdy z nas ma inne doświadczenia i oczekiwania. Może komuś codzienne gotowanie obiadów na polowej kuchni pasuje, mnie jednak nie bardzo.
Stwierdzam, że jako rodzic każdego dnia przytłoczony dziesiątkami obowiązków, najlepiej odpoczywam, gdy wszystko mam podane pod nos. Muszę się porządnie wyspać w wygodnym łóżku i chcę przebierać w jedzeniu. W głowach nam się poprzewracało? Może, ale urlop jest po to, by człowiek się zrelaksował. A ja wróciłam maksymalnie zmęczona i sfrustrowana".