Chcieli nauczyć wnuka samodzielności. Zachowanie dziadków na wakacjach było karygodne
Wakacje u dziadków
Nasza czytelniczka Anna jest mamą dwóch chłopców. Dzieci co roku spędzają u dziadków wakacje: "Moi synowie w wieku przedszkolnym spędzają od jakiegoś czasu wakacje u dziadków. Kiedy starszy skończył 4 lata, a młodszy 3, moja teściowa zaproponowała, że zabierze ich na weekend do siebie. Teściowie mają dom z działką na wsi, gdzie wyjeżdżają, kiedy są zmęczeni życiem w Lublinie, w którym wszyscy żyjemy na co dzień.
Z chęcią zgodziłam się wtedy na wyjazd dzieci, bo potrzebowałam oddechu i taki weekend pozwolił nam z mężem pobyć razem jako małżeństwo, a nie tylko rodzice dwójki kilkulatków. Teraz chłopcy mają już 5 i 6 lat, i ochoczo jeżdżą do dziadków na weekendy, ale też na wakacje czy ferie. Teraz pojechali na ponad tydzień i dosłownie 2 dni temu wrócili".
Beztroskie lato
"Opowiadali mi o tym, jak spędzali lato z dziadkami i byłam naprawdę wzruszona ich opowieściami. Brzmiały jak wakacje, które sama jako dziecko spędzałam u babci na wsi. W moim przypadku trzeba byłoby jeszcze dołożyć pracę fizyczną i pomaganie np. dziadkowi podczas żniw, a babci w zbiorach z sadu. Moje dzieci na takich wyjazdach tylko odpoczywają i skupiają się na zabawie, co jednak jest znakiem współczesności.
Mnie na początku lat 90. wszyscy na wsi gonili do pomagania w gospodarstwie. Chłopcy teraz głównie zjadają u babci z krzaczków w ogrodzie maliny, malują z dziadkiem płot i chodzą razem z nimi do sklepu po zakupy. Kiedy wrócili, starszy zaczął opowiadać mi, co robił z dziadkiem w warsztacie, jak pomagał mu przygotować sztachety do płotu itp. Na koniec z dumą przyznał, że dziadek uważa go już za dużego i pozwala mu na więcej rzeczy niż rodzice".
Niebezpieczna nauka samodzielności
"Te słowa trochę mnie zaniepokoiły, dlatego spytałam, co takiego dziadek pozwalał mu robić. Okazało się, że teściowie postanowili nauczyć moje dzieci samodzielności, co w pierwszym odruchu może wydawać się dobrą intencją. Ich sposób był jednak według mnie nie do końca trafiony. Babcia poprosiła bowiem wnuczka, żeby poszedł do sklepu po mleko i masło. Dała mu odliczone pieniądze i puściła go, żeby pojechał do wiejskiego sklepu hulajnogą.
I może to nie byłoby nic szokującego, ale sklep na wsi teściów położony jest w bardzo niebezpiecznym miejscu. Żeby do niego dotrzeć, trzeba przejść na drugą stronę naprawdę ruchliwej ulicy, na której nie ma pasów ani sygnalizacji świetlnej. A wiecie, co teściowa poradziła mojemu 6-letniemu dziecku? Żeby, kiedy dojedzie od ich domu do wspomnianej ulicy, szło poboczem i czekało, aż nic nie będzie jechało. Wtedy może przejść przez drogę.
Jestem wściekła, bo widać, że rodzice męża zatrzymali się chyba w latach 90., kiedy na ulicach faktycznie nie było aż takiego ruchu. Teraz wszyscy gnają, a oni wysłali przedszkolaka samego do sklepu w niebezpiecznym miejscu. A gdyby mu się coś stało? Oni są skrajnie nieodpowiedzialni. Przyznam szczerze, że po tej historii nie wiem, czy jeszcze kiedyś puszczę dzieci na wakacje u dziadków na wsi" – kończy list mama dwóch chłopców.
Czytaj także: https://mamadu.pl/187529,dzieci-wrocily-od-tesciow-z-wakacji-corka-opowiedziala-o-zwyczaju-dziadka