Odmawiam córkom zabawy na festynach. Wolę osobiście "niszczyć" im dzieciństwo

Dominika Bielas
10 czerwca 2024, 14:52 • 1 minuta czytania
Latem często towarzyszy mi poczucie winy, że pozbawiam moje dzieci wielu fajnych atrakcji, a co za tym idzie – także miłych wspomnień. Jako bardzo przewrażliwiona matka, odmawiam córkom korzystania z dmuchańców, trampolin i tym podobnych urządzeń. Inni się dobrze bawią na festynach, a one tylko stoją i patrzą z żalem. Czasem sobie myślę, a może przesadzam, a potem dzieje się coś, co przypomina mi, że ja wcale nie jestem niszczycielką dobrej zabawy, a po prostu chronię moje dzieci.
Czy to nie przesada mówić, że bez takich atrakcji dzieciństwo jest nieudane? Fot. 123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Letnie miesiące to czas festynów oraz ogrom atrakcji na promenadach w turystycznych miejscowościach. Wszystko wygląda tak fajnie i kusi dzieci. Prawda jest taka, że moim córkom wielu z tych rzeczy odmawiam. Z jednej strony uważam, że to pieniądze wyrzucone w błoto, z drugiej – nie przekonują kwestie bezpieczeństwa w takich miejscach. 


Miało być miło

Ostatnio córki namówiły mnie na festyn. Wiedziałam, że poza lodami i watą cukrową będzie sporo kuszących atrakcji i skoro już idziemy, to jednak na coś jednak będę musiała się zgodzić. Walczyłam sama ze sobą, bo autentycznie trampoliny i dmuchańce mnie nie przekonują. Nietrudno tam o zderzenie czy popchniecie przez inne dziecko.

Zawsze także się zastanawiam, czy firma, która dostarcza sprzęt, ma wszystkie atesty, czy ktoś, kto to rozstawiał, wkręcił wszystkie śruby i należycie przymocował wszystkie linki, któż to wie?

Jednocześnie widzę tę nadzieję w oczach córek, bo przecież "inni mogą". Słyszę od znajomych rodziców: "nie przesadzaj, to świetna atrakcja", "nie psuj dobrej zabawy", "wszyscy z tego korzystają, to część dzieciństwa". Czasem się uginam, a potem dzieje się coś, co przypomina mi, dlaczego właściwie jestem przeciwnikiem takich zabaw. To sprawia, że poczucie winy nagle znika. 

To będzie moja wina

W miniony weekend uległam tej presji. Postanowiłam, że nie będę panikować i niech córki zbierają te piękne dziecięce wspomnienia. Okazało się, że długo nie trzeba było czekać na kłopot. Najpierw moja młodsza córka sturlała się z dmuchańca, w zasadzie hamując twarzą. Nie bardzo wiedziała, jak się asekurować, wyszła jednak z upadku z uśmiechem. Chwilę później nie było już z czego się śmiać.

Jedna z dziewczynek zjeżdżając po rozgrzanej gumie, niespodzianie wyhamowała. Prawdopodobnie spocona skóra stępiła ślizg. Nagle dziecko wykonało dziwny fikołek. Płacz, ból i prawdopodobnie wybity bark. Dla niej ta zabawa skończyła na SOR-ze.

I to niby tylko jeden przypadek, a kilkaset dzieciaków tego dnia świetnie się bawiło i nic im się nie stało. Mam jednak poczucie, że jeśli doszłoby do podobnej sytuacji, to mogłabym mieć jedynie pretensje tylko i wyłącznie do siebie. To większe brzemię niż niezadowolenie moich córek czy bycie "tą przewrażliwioną", która niszczy im dzieciństwo.

Psuję dobrą zabawę? Nie mogę ignorować tego, co czuję, a w ten sposób i tak niszczę zabawę sobie oraz nasz wspólny rodzinny czas. Moim zdaniem wystarczy znaleźć bezpieczniejszą alternatywę, która zapewni dzieciom miły czas, a mnie spokojną głowę.

I nikomu nic do tego, czy są tam dmuchańce i trampoliny!

Czytaj także: https://mamadu.pl/127715,do-wszystkich-rodzicow-uwazajcie-na-trampoliny-moga-byc-niebezpieczne-apel-ojca-ktory-przezyl-koszmar