Zmieniłam jedną rzecz w wieczornej rutynie. Teraz moje dziecko szybciej usypia 

Dominika Bielas
20 maja 2024, 13:07 • 1 minuta czytania
Wieczorna rutyna w wielu domach wygląda podobnie: kąpiel, czytanie i siedzenie przy łóżku malca. Niektórzy śpiewają, inni sami wymyślają opowieści, ale koniec końców często oznacza to godzinę, dwie (albo i dłużej) czuwania w dziecięcym pokoju. Czy można ten proces skrócić? Otóż można, ale trzeba zacząć od drobnej zmiany we własnym sposobie myślenia.
Wieczorna rutyna ma pomóc dziecku się wyciszyć. Fot. 123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Rozmawiam z wieloma rodzicami, którzy twierdzą, że wieczorna rutyna dosłownie pochłania ich całe wieczory. Warto się nad tym zastanowić, bo może się okazać, że podobnie jak ja, sabotujesz ten proces. Ja zmieniłam zaledwie jedną rzecz, ty też powinnaś.


Wspólne wieczory nie istniały

Nie pamiętam, by w przypadku starszego dziecka tyle to trwało. Gdy córka miała zaledwie 3 lata, po czytaniu opuszczaliśmy pokój i mieliśmy z mężem "wolny" wieczór. Młodsza po przytulaniu, czytaniu i rozmowach wymagała siedzenia przy jej łóżku. Rodzic musiał być obecny, dopóki nie zapadnie w kamienny sen. Zbyt wczesne opuszczenie pokoju groziło katastrofą. Znasz to?

W pewnym momencie zaczęło mnie to irytować. Miałam w głowie wciąż piętrzącą się listę rzeczy do wykonania, a każda kolejna minuta przy dziecięcym łóżku pogarszała moją sytuację. Wspólne wieczory z mężem nie istniały. Zdarzały się dni, że opuszczając pokój w okolicy północy, nie miałam już siły na nic. Zadania musiały poczekać aż do kolejnego dnia, gdy to tata miał dyżur przy usypianiu.

Wieczory mnie wkurzały

Wiedząc, co mnie zaraz czeka, przestałam czerpać przyjemność z naszej wieczornej rutyny. Co drugi dzień stawał się dla mnie dosłownie karą. Pewnego dnia doszłam do wniosku, że tak dłużej być nie może! 

Byłam zła na siebie, że jestem tak spięta. Jestem zadaniowcem, który zawsze ma coś do roboty, jednak zrozumiałam, że te wszystkie deadline wyznaczam sobie sama, niepotrzebnie się nakręcając. Co więcej, zauważyłam, że im bardziej jestem poirytowana i im bardziej mi zależy, by dziecko szybko usnęło, tym dłużej trwa ten proces. 

To skróciło proces usypiania

Postanowiłam, że czas zostawić te wszystkie emocje za drzwiami. Chciałam ponownie zacząć się delektować tym, że moje małe dziecko jeszcze mnie potrzebuje. Po pewnym czasie stwierdziłam także, że mogę przecież wykonywać w tym czasie pewne czynności, które nie będą przeszkadzać córce w zaśnięciu.

Jestem przeciwniczką telefonu w sypialni, więc robienie zakupów czy opłat odpada. Za to z powodzeniem zaczęłam czytać książkę, ćwiczyć lub się po prostu relaksować (coś, na co nigdy nie miałam czasu). Co ważne, przestałam zakładać i planować, co jeszcze dziś zrobię.

Wyciszyłam się ja, ale i moje dziecko. Odkryłam, że im jestem spokojniejsza, tym mniej czasu zaczyna zajmować cały proces usypania… Znacznie mniej ;)

Czytaj także: https://mamadu.pl/183524,pozwolilam-dziecku-na-jedna-rzecz-nagle-zaczelo-przesypiac-cale-noce