Szkodliwy trend w przedszkolach. Gumy to tylko początek, byle mieć święty spokój
Anna Makowska, znana w sieci jako doktor Ania (@doktorania), ma dyplom z psychodietetyki, dietetyki i żywienia człowieka. Jest też pedagożką i doktorem nauk farmaceutycznych, ale to właśnie prawidłowe nawyki żywieniowe i szerzenie wiedzy o nich traktuje misyjnie.
Wraz ze swoją fundacją Samo się nie zrobi, planuje zrewolucjonizować żywienie w przedszkolach i żłobkach. Nic dziwnego, skoro nawyki żywieniowe, które wdrażamy w dzieciństwie, towarzyszą nam przez całe życie. Świetnie, jeśli są dobre, jeśli nie – ich zmiana wymaga dużego wysiłku i samozaparcia.
Pisaliśmy niedawno o akcji Makowskiej i jej fundacji: biała i czerwona lista przedszkoli i żłobków pozwoli rodzicom zorientować się, które placówki "żywią dzieci w sposób prawidłowy, starając się dbać również o edukację nie tylko dzieci, ale też rodziców i personelu, a gdzie edukacja żywieniowa oraz samo żywienie nie jest istotne". Rodzice będą mogli anonimowo zgłaszać swoje typy do obu list.
Pani Sandro, pani się nie wstydzi?
Już teraz doktor Ania otrzymuje wiele wiadomości od rodziców. Jedna z nich zainspirowała ją do stworzenia posta na Instagramie. Swój wpis rozpoczyna przewrotnie:
"Pani Sandro, czy faktury za borowanie zębów tych dzieciaków, oraz za ich wizyty u gastroenterologa, diabetologa, endokrynologa i psychologa dziecięcego będzie pani opłacała kartą czy gotówką…?".
Kim jest pani Sandra, zapytacie? To nauczycielka przedszkolna, o której napisała w wiadomości do Makowskiej jedna z mam. Kobieta pisze, że nauczycielka w przedszkolu przekupuje dzieci słodyczami. Ma mieć szufladę pełną ciasteczek i gum rozpuszczalnych, którymi "futruje" przez cały dzień swoich podopiecznych.
Taka praktyka nie należy do rzadkości, o czym przekonało się wielu rodziców dzieci w wieku przedszkolnym i co głośno wybrzmiewa w komentarzach pod postem influencerki. Byle mieć spokój, byle się słuchały, byle mnie lubiły – za dawaniem przedszkolakom słodyczy w nagrodę czy nawet bez okazji może kryć się różna motywacja. Każda jednak jest zła. A dla rodzica, który dba o zdrowe odżywianie swojego dziecka, dodatkowo frustrująca.
Ten trend szkodzi przez całe lata
"To jest szkodliwy nawyk, którego negatywne konsekwencje dziecko odczuwa LATAMI. A czasem nawet CAŁE ŻYCIE", podkreśla Makowska. A w komentarzach znajdujemy potwierdzenie tych słów:
"Ja jako dziecko w zerówce miałam taki deal z opiekunkami, że za przeczytanie reszcie grupy bajki, dzieliły się ze mną po kryjomu swoim ciastem, które miały do kawki każdego dnia (...) Dziś wiem, że to był początek życia z przekonaniem, że słodycze są 'nagrodą' i 'przywilejem'".
Okazuje się jednak, że równie często to sami rodzice działają na szkodę dzieci – i to nie tylko własnych… "Rodzice zostawiają dzieciom w szatni landrynki, lizaki i inne. Jak wracają ze spaceru, to część właśnie sobie zajada. Moje dziecko jest strasznym łasuchem i mocno pilnuję cukru, natomiast dostałam uwagę, że zabrał dziecku słodycz z szafki. Więc brawo dla tych kochanych mam i tatusiów", pisze jedna z mam komentujących wpis doktor Ani. Nie ona jedna zwraca na to uwagę.
Rozmawiajcie ze sobą!
To, co jednak powinno zaskakiwać, to fakt, że rodzice wolą wylewać żale w internecie, zamiast porozmawiać o tym w placówce, do której uczęszcza dziecko. Z panią Sandrą, z rodzicami na zebraniu. Jeśli to nie zadziała, idziemy wyżej. Trudno nie odnieść wrażenia, że odkąd dostaliśmy możliwość pisania o problemach w sieci, przestaliśmy sięgać po rozwiązania, które powinny przychodzić nam do głowy jako pierwsze.
Oto przykład, że poinformowanie o problematycznym zachowaniu u źródła, a nie w przestworzach mediów społecznościowych, może przynieść oczekiwane rezultaty. Historia także zaczerpnięta z komentarzy pod wpisem doktor Ani:
"Moja córka kiedyś podczas rozmów wspomniała, że dostała w nagrodę cukierka od logopedy w przedszkolu. Albo jak coś dobrze zrobiła. Zmroziło mnie, ale poruszyłam ten temat w przedszkolu przy rodzicach i nauczycielach. Spokojnie wytłumaczyłam, dlaczego na tym mi zależy, jakie to będzie miało konsekwencje w przyszłości dla dzieci choćby w relacjach z jedzeniem. Reszta rodziców zgodziła się ze mną. Niektórzy byli zaskoczeni, że takie rzeczy mają miejsce".
Rozmawiajcie. Możecie się zdziwić, jak wiele można w ten sposób osiągnąć. I tak, jest też ryzyko, że poczujecie wyłącznie bezradność i frustrację. Bez rozmowy będziecie natomiast tylko stać w miejscu. Wasz wybór!