Zaczął czytać szkolną lekturę. Po kilku minutach zalał się łzami złości
Postanowienie na ferie
"Mój syn od tygodnia ma ferie zimowe. Jest w 3 klasie szkoły podstawowej i wymyślił sobie ambitny plan, że w tym czasie przeczyta kilka książek ze spisu lektur. Pomyślałam, że podzielę się z innymi jego historią, bo czytałam ostatnio w waszym portalu artykuł o czytaniu podczas zimowej przerwy. Zanim zaczęły się ferie, sam poszedł do wychowawczyni i spytał o to, jakie książki będą następne w kolejności do omawiania na lekcjach" – zaczyna swoją wiadomość mama 9-latka.
"Nauczycielka napisała mu na kartce 3 pozycje, które może spróbować przeczytać, dodała też, że jedną z nich zada do przeczytania całej klasie. Kiedy Szymek mi o tym powiedział, byłam naprawdę zaskoczona jego podejściem, ale również dumna, że tak samodzielnie podszedł do sprawy. Zaczęły się ferie, a on już pierwszego dnia zasiadł po południu z książką przy kuchennym stole. Byłam mile zaskoczona tym widokiem, bo dotychczas z regularnością w czytaniu szkolnych lektur było naprawdę różnie".
Dziwny język, dużo przemocy
Mama ucznia opowiedziała o tym, jak dziecku szło wypełnianie planu: "Minęło może z 15 minut, kiedy usłyszałam z jego strony pierwsze westchnienia. Potem zauważyłam niespokojne kręcenie się i jakąś nieopisaną irytację. Zrezygnował z czytania na rzecz zabawy z młodszym bratem, ale nie nakłaniałam go do lektury, bo i tak byłam szczęśliwa, że zaczął ją czytać sam z siebie.
Kolejnego dnia jednak sytuacja się powtórzyła. Pracowałam w domu przy komputerze, gdy koło południa Szymek siadł na kanapie z książką zaraz obok mnie. Po kilku minutach czytania zapytał mnie, czy jak chodziłam do szkoły, to lektury też były takie głupie. Był poruszony i zezłoszczony na tyle, że w jego oczach zobaczyłam łzy złości i frustracji.
Odpowiedziałam, że owszem, kiedyś też lektury były różne i nie zawsze od razu udawało mi się je przeczytać. Kiedy zapytałam, o co chodzi z jego książką, w nim jakby coś pękło. Zaczął z płaczem opowiadać, że bardzo chce się postarać i przeczytać te 3 lektury. Ta, którą teraz czyta, jest napisana jakimś dziwnym, trudnym językiem, a do tego co chwila są opisy polowań, zabijania zwierząt i jedzenia obrzydliwych rzeczy".
Lista lektur wymaga odświeżenia
"Byłam zaskoczona opisem, więc sama zerknęłam na okładkę książki. 'Anaruk, chłopiec z Grenlandii'. Też to czytałam w podstawówce jako dziecko, ale nic a nic z tego nie pamiętałam. Zajrzałam do środka, a tam np. taki fragment: 'W wielkim kotle gotuje się przez trzy dni i trzy noce kopyta, kości i czaszki renów. Kości są przedtem dokładnie potłuczone. Nie radziłbym nikomu próbować takiej zupy. Kopyta są niemyte, a niektóre kości – poobgryzane już przez psy'.
Sama kiedy to przeczytałam, to poczułam, że mi niedobrze. Jak ma to wszystko zrozumieć dziecko, które ma 9 lat? Bez mojego zgłębienia się w temat, rozmowy z nim i opowiedzenia mu, że to książka opisująca realia sprzed wielu lat, syn niewiele by zrozumiał. On był pewny, że to opis tego, co na Grenlandii dzieje się obecnie, choć język jest momentami wyjątkowo archaiczny.
Zastanawiam się, po co dzieciom takie książki, które przedstawiają tak dawne dzieje i to jeszcze niedotyczące historii naszego państwa, tylko jakiegoś odległego kraju. Czy ta lista lektur nie powinna być zmodernizowana? Czy zamiast opisywania trudnymi słowami pełnych przemocy zachowań jakiegoś ludu nie lepiej byłoby skorzystać z bardziej współczesnych dzieł, gdzie nie ma tylu negatywnych wzorców, a język jest łatwy do zrozumienia przez dzieci?" – kończy list mama chłopca.