Nie stać ich na ferie w górach, ale i tak wyjeżdżają. Polacy mistrzami kombinowania
Podróżowanie autostopem i gotowanie herbaty grzałką w pokoju hotelowym należą co prawda do przeszłości, ale wciąż znajdujemy nowe sposoby na to, jak wydać mniej. To dlatego, że oszczędzanie mamy we krwi i chociaż ceny rosną, wcale nie musimy rezygnować np. z ferii w górach. Wystarczy wiedzieć, na co NIE wydawać pieniędzy!
Ferie w górach? Liczy się każda złotówka
15 stycznia zaczęły się ferie zimowe. Pierwsi urlopowicze ruszyli na podbój modnych miejscowości. Niektórzy wybrali się nad morze, bo poza sezonem ceny są znacznie niższe. Jednak zdecydowana większość Polaków wybrała ferie w górach, przede wszystkim ze względu na zimową aurę i możliwość jazdy na nartach. W górskich miasteczkach jest dość drogo, ale wczasowicze robią, co mogą, aby zaoszczędzić.
Niezależnie od tego, czy podróżujemy autem, czy komunikacją publiczną, najwięcej pieniędzy trzeba przeznaczyć na hotel. W topowych miejscowościach, takich jak Zakopane, Kościelisko lub Białka Tatrzańska, ceny za pobyt w ośrodku wypoczynkowym sięgają od kilkuset do kilku tysięcy złotych za rodzinę. Jak ustalił portal Money.pl, za pięciodniowy pobyt w apartamencie z łazienką i aneksem kuchennym trzeba zapłacić ok. 160 zł za dobę, co daje łącznie 800 zł. To i tak w miarę przystępna cena.
Oni wiedzą, na czym można oszczędzić
Polacy są bardzo sprytni i doskonale orientują się w cenach. W dobie inflacji i "paragonów grozy" nauczyliśmy się oszczędzać na jedzeniu. Wynajmując pokój w prywatnym ośrodku, wolimy sami przyrządzać posiłki. W walizce oprócz stroju narciarskiego mamy zatem puszki, konserwy, chleb, ser, szynkę, majonez i inne artykuły kupione w dyskontach. Wiele osób kupuje też w Żabce czy na Orlenie gotowe obiady, a potem podgrzewa je w kuchence mikrofalowej.
Jeżeli w ośrodku nie ma odpowiednio wyposażonej kuchni, jest inny sposób. Coraz więcej osób zaczęło wozić ze sobą własne urządzenia kuchenne! Pracownicy hoteli oraz apartamentów wyznali, że po wyjeździe urlopowiczów znajdywali puste puszki, słoiki po flaczkach, pulpetach i bigosie. "Robią zakupy w marketach i później gotują coś na szybko po powrocie ze stoku. Takie mamy czasy" – mówi właścicielka ośrodka w rozmowie z Onetem.
Odkąd Polacy nauczyli się podróżować, nie zamierzają rezygnować z oszczędzania. Dzięki temu pieniądze można przeznaczyć np. na sportowe aktywności czy wycieczki krajoznawcze. Dla dzieci jest to z pewnością korzystniejsze niż pobyt w drogich restauracjach. Warto jednak zastanowić się, czy przywożenie sprzętu do gotowania to nie przesada? W końcu ferie są po to, aby odpoczywać, a nie stać w kuchni. Poza tym to trochę przypomina tę słynną peerelowską "grzałkę". Jakoś nie przystoi w dzisiejszych czasach.
Źródło: Money.pl, Onet.pl
Czytaj także: https://mamadu.pl/180944,wrocilam-z-ferii-zazenowana-wstyd-czego-polacy-ucza-dzieci