Telefon od syna z białej szkoły to skandal. Dzieciaki wróciły z wyjazdu we łzach
Nastolatek na białej szkole
"Jestem mamą 14-latka, który w tym roku zaczął szkołę średnią. Wybrał świetny społeczny ogólniak, w którym nie tylko są cudowni nauczyciele, ale też trafił do naprawdę zgranej klasy, więc oprócz nauki także wszystkie dodatkowe inicjatywy są świetnie zorganizowane. Teraz jego klasa pojechała na tydzień na białą szkołę w góry" – zaczyna list nasza czytelniczka.
"Sami rodzinnie nigdy nie wyjeżdżaliśmy na narty, bo nie było nas na to stać, więc ucieszyłam się, że syn będzie miał okazję 'liznąć' nieco nauki jeżdżenia na nartach. No i oprócz tego to też świetna opcja na integrację klasy, zmianę środowiska i poszerzenie perspektyw, czego dzisiejszym nastolatkom niewątpliwie potrzeba. Wyjazd był prawie 2 tygodnie temu i trwał 5 dni. Teraz syn zaczyna ferie i moje emocje po wszystkim już nieco ostygły, więc postanowiłam podzielić się historią z tego wyjazdu".
Szkoła życia dla młodzieży
Kobieta opowiada o wyjeździe dziecka: "Okazało się, że wyjazd był zorganizowany do miejsca, w którym zwykle śpią studenci. Jakiś taki tańszy ośrodek, w którym nie było luksusowych warunków. Uważałam, że to dobrze, bo dzięki temu było nieco taniej, a dzieci miały szansę zrozumieć, że czasem trzeba się dostosować i poradzić sobie w trochę gorszych warunkach niż kilkugwiazdkowy hotel w samym sercu Zakopanego.
Sama w młodości byłam w harcerstwie, zdarzało się spać w różnych warunkach, bez ogrzewania czy ciepłej wody, i uważam, że to uczy charakteru i kształtuje silną psychikę. Wydawało mi się, że to świetny pomysł, żeby młodzież spróbowała poradzić sobie bez luksusów, popracowała nad samodzielnością i radzeniem sobie w przeróżnych okolicznościach.
Już po 2 dniach wiedziałam jednak, że wcale to nie był świetny pomysł. A przynajmniej w takim wydaniu, jakie zorganizowała szkoła mojego dziecka. Wybrano bowiem ośrodek, który lata świetności nie tylko miał już dawno za sobą. Jak mówię: nawet się cieszyłam, że będzie skromniej. Chodzi jednak o to, że miejsce było do tego totalnie zaniedbane, brudne i przyniosło szkody w zdrowiu dzieci".
Robale zjadły ich "żywcem"
"Już po wspomnianych 2 dniach syn zadzwonił, że ma jakieś uczulenie, które go bardzo swędzi. Po zdjęciach, które wysyłał, nie bardzo wiedziałam, co może mu być. Kazałam kupić w aptece maść, wapno, uważać na to, co je. Okazało się jednak, że nie w posiłkach tkwił problem. Oprócz syna inne dzieciaki również zaczęły skarżyć się na tajemnicze ślady na ciele. Opiekunowie szybko odkryli, że w kilku pokojach w ośrodku, w których akurat mieszkały dzieci z naszej szkoły, były pluskwy.
Na szczęście dorośli szybko się zorientowali i zareagowali przeniesieniem dzieci do innych pokojów. Do końca wyjazdu obyło się już bez takich przygód, ale niesmak pozostał. Poza tym martwiłam się, żeby Adaś nie przywiózł pluskiew w ubraniach czy walizce do naszego domu. Już trochę czasu minęło od wyjazdu i chyba na szczęście udało się tego uniknąć, ale nerwy nadal mam, kiedy pomyślę o tym wyjeździe..." – kończy swoją wiadomość mama nastolatka.
Czytaj także: https://mamadu.pl/180764,to-mialy-byc-aktywne-ferie-tak-rodzice-niszcza-wlasne-dzieci