W kilku województwach ferie zimowe w pełni. Część dzieciaków wyjechała na zimowe obozy, podczas których mogą odpocząć od nauki i rodziców. Syn naszej czytelniczki miał także odpocząć od technologii, ale innym rodzicom nie spodobała się taki zakaz. "Od początku było wiadomo, jak ma to wyglądać. Nie rozumiem, dlaczego teraz się awanturują" – żali się Justyna.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"W weekend moje 12-letnie dziecko wyjechało na zimowisko. To kolejny obóz w jego życiu, więc już widziałam różne dziwactwa rodziców, ale to, co dzieje się w tym roku, to już mocna przesada. Organizatorzy mają prawo do ustalania określonych zasad, jeśli komuś nie pasują, można przecież pociechę wysłać na wyjazd z kimś innym. Od początku było wiadomo o pewnym zakazie, jednak oburzeni rodzice narobili dymu dopiero teraz.
Taką zabawę mają w domu
Zimowy wyjazd to idealna okazja do nauki jazy na nartach czy ciekawego spędzenia czasu bez rodziców. Gdybym chciała, by syn przez cały czas klepał w telefon, toby został w domu. Zasada o nieużywaniu smartfonów podczas obozu bardzo mi się spodobała. Z założenia dzieci miały nie korzystać z komórek ani ich ze sobą nigdzie nie zabierać. Ustalona była stała pora, o której można było dzwonić do domu. Oburzeni rodzice wywalczyli jednak zlikwidowanie tego limitu.
Uważam, że taki obóz to świetna okazja, by dziecko odpoczęło od nauki i obowiązków, ale także i od technologii. Nie muszę wiedzieć, co mój syn robi. Opowie, gdy wróci. Wychodzę z założenia, że jeśli będzie działo się coś złego, to albo on, albo wychowawcy dadzą znać. Jestem z pokolenia bez komórek, które jechało na zimowisko i mama przez dwa tygodnie nie wiedziała, co robię. Dziś trochę zapomnieliśmy, że w ogóle można tak funkcjonować.
Zbuntowały się dzieci i rodzice
Po przyjeździe na miejsce wychowawcy przypomnieli obozowe zasady. Młodzież nagle zgłupiała zupełnie nieświadoma reguł dotyczących smartfonów. Zaraz zaczęły się nerwowe połączenia do rodziców i telefony od rodziców do opiekunów i organizatorów, że tak być nie może. Pojawiały się różne argumenty, np. że muszą być w kontakcie z dzieckiem, że taki zakaz jest niebezpieczny, a co jak dziecko się zgubi albo coś się stanie. Tłumaczyli, że dzieci chcą robić zdjęcia i część ma przecież płatności przez telefon.
Efekt jest taki, że 'szlaban' na smartfony zdjęto. Dzięki temu, owszem, dzieci mogą w każdej chwili zadzwonić do mamy, ale tak naprawdę to grają w gry, nagrywają filmiki i piszą do siebie, zamiast pogadać, jak ludzie.
Ja rozumiem, że dziś młodzież funkcjonuje inaczej i smartfon to ważny gadżet, ale dorośli, rodzice i wychowawcy, nadal powinni wyznaczać jakieś zdrowe granice. Taka kolonijna reguła to mały detoks, który pozwala poczuć dzieciakom, że można fajnie spędzać czas nawet bez telefonu. Uważam, że w dzisiejszych czasach to coś bardzo potrzebnego. Nie pojmuję, dlaczego niektórzy rodzice tak usilnie pchają własną pociechę w szpony nałogu".