Pozbawię dziecko tradycji tylko dlatego, że mnie na nią nie stać. Szkoły powariowały
"Jestem mamą tegorocznego maturzysty i choć przed nim intensywny rok nauki, to oczywiście cała klasa czekała także na studniówkę. Piszę w czasie przeszłym, bo w lutym chyba nie będzie miał kto się na niej bawić.
Kiedyś dało się taniej
Sama pamiętam, jak bardzo ważne było to wydarzenie dla mnie i dla moich kolegów. Pierwszy tak poważny bal, ale także zamknięcie tego dziecięcego – szkolnego etapu i rozpoczęcie kolejnego – tego dorosłego.
Moja studniówka odbyła się w lokalu, był DJ i serwowane dania. W tamtych czasach większość studniówek odbywała się jeszcze w szkołach. Nasza, choć taka 'ekskluzywna', nie była nieosiągalna. Choć w mojej klasie nie było bogaczy, to wszystkich jakoś było stać na udział w zabawie. Wiele osób przyszło także z osobami towarzyszącymi.
Zbyt drogo
Dla chłopca studniówka to może nieco mniej ekscytujący temat, ale zawsze zakładaliśmy, że syn także będzie miał swój bal. Nawet nie przyszło mi do głowy, by mogłoby być inaczej. Sebastian od dwóch lat ma dziewczynę, ale z innej szkoły, więc też całkiem naturalne wydawało się, że i ona z nim pójdzie na zabawę.
Choć do lutego jeszcze sporo czasu, to już odbyło się zebranie informujące o podstawowych kwestiach organizacyjnych, w tym o kosztach studniówki. Gdy usłyszałam kwotę, jaką należy zapłacić, to prawie spadłam z krzesła. Ponad 900 zł za syna i jego dziewczynę. Do tego przecież trzeba doliczyć jeszcze garnitur, buty... Jak nic wyjdzie ponad 1000 zł. Za te pieniądze dzieciaki mogłyby fajny wyjazd sobie zorganizować.
Nie będzie komu się bawić
Nie ma mojej zgody na wydawanie aż takich pieniędzy tylko za jeden wieczór tańców. Zwyczajnie mnie na to nie stać. Przyznam jednak, że jednocześnie mam w głowie obraz mojej studniówki, którą mile wspominam i nie chcę tego odbierać mojemu dziecku.
Dziewczyna syna także jest w klasie maturalnej, ale w innej szkole. Choć u niej są nieco niższe ceny, to także się waha, czy iść. Zostało już naprawdę niewiele czasu na deklarację, a ja zupełnie nie wiem, co robić. Syn wie, że to dla nas duży koszt i nie chce nas obciążać wydatkami. Sam mówi, byśmy sobie tym nie zaprzątali głowy, bo cena jest 'kosmiczna' i większość jego kolegów raczej nie pójdzie".