"Mogę zostać dziś w domu?" z ust dziecka może oznaczać wiele. Nie ignoruj tych słów

Magdalena Woźniak
09 sierpnia 2023, 11:33 • 1 minuta czytania
"Mamo, mogę dziś zostać w domu?" z ust mojej 5-letniej córeczki jest znakiem trudności, zawsze. Mniejszej lub większej, ale moja uważność na jej słowa i zachowanie musi być w takich momentach wzmożona.
Dziecko sygnalizuje swoje potrzeby dość wyraźnie. Słuchajmy go. Fot. Archiwum prywatne.
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Kiedy pierwszymi jej słowami po otwarciu oczu jest: "Nie chcę iść dziś do przedszkola", zawsze głęboko myślę o tym, co zrobić. Tutaj nie ma najlepszych rozwiązań i nic nie jest czarno-białe…


Myślę o tym, czy może się źle czuć, obserwuję ją.

Najczęściej to jednak chwilowy kryzys, zjawisko, które może wydarzyć się w każdym domu, nawet jeśli, tak jak my, dziecko chodzi do placówki od dłuższego czasu. U nas to ponad rok. Córka kocha placówkę miłością odwzajemnioną. Wspaniali koledzy, empatyczna kadra, ulubione panie, angażujące zajęcia. Wioska, kuchnia błotna, zwierzęta i zrywane z własnych grządek truskawki…

Doświadczenia są różne

Jednak czasem jest taki dzień, albo taki etap, w którym dziecko i tak będzie sygnalizowało potrzebę zostania w domu. I to jest ok. To absolutnie normalne i jeśli ustępuje po czasie, nie powinno być źródłem rodzicielskiego niepokoju.

Zdarza się, że pozwalam córce w takie dni zostać w domu. Robię to z pełną świadomością swojej decyzji, wtedy kiedy czuję, że to jest dla niej i dla mnie całkowicie ok. Nie jestem konsekwentna w tej kwestii i nie żałuję tego.

Na drodze swojego pogłębiania wiedzy i kompetencji rodzicielskich przekonałam się już, że konsekwencja to wartość miękka, ulegająca elastycznym zmianom. Tak, brzmi jak paradoks, a jednak. Bardziej stawiałabym na empatię i wsłuchiwanie się w aktualne potrzeby dziecka, a także na łagodne wyznaczanie granic niż na twardą konsekwencję.

Są jednak takie dni, w których muszę utrzymać równowagę ("miękka" konsekwencja) i wtedy rozmawiam z córką, ale jednak idzie do placówki. Z tym że to też nie jest pozostawione samo sobie, to proces, przez który staram się ją przeprowadzić. Rozmawiam rano, pytam, co się dzieje, obserwuję. Rozmawiam po przedszkolu, pytam dokładnie, co się działo, obserwuję. Czasem w takich momentach daję również znak kadrze, że coś jest na rzeczy i proszę o uważniejszy wgląd w zachowanie mojego dziecka.

Dlaczego? Dlatego, że taka niechęć może i z reguły jest zwyczajnym etapem w procesie wzrostu i nabywania kolejnych kompetencji. Normalną reakcją na niewielką trudność, gorszą noc, deficyt snu.

Poważniejsze trudności

Czasem jednak taki utrzymujący się lęk czy niepokój przed wyjściem do placówki może oznaczać poważniejsze problemy. Nie powinniśmy, jako rodzice, zostawiać z nimi dziecka samego. Jest naszą nadrzędną rolą być przy nim, szczególnie kiedy dzieje się coś złego.

Moja córka od kilku dni znowu budzi się z płaczem, dziś było już lepiej, kryzys chyba minął. Spodziewam się niedługo kolejnego, ponieważ czeka nas jeszcze niebawem tydzień wolnego, wakacyjny wyjazd.

Powroty do placówki zawsze są wymagające. Jeżeli do tego dodamy zmiany kadrowe, które się właśnie wydarzają, rozstanie z dziećmi, które zakończyły w lipcu rok przedszkolny i zmieniły placówkę, to okazuje się, że to całkiem dużo do uniesienia.

Do uniesienia przez niedojrzałą jeszcze psychikę małej dziewczynki. Nie dziwi mnie i nie złości, kiedy nie chce iść do przedszkola. Jestem przy niej i słucham jej, jak zwykle.

Czytaj także: https://mamadu.pl/174212,moje-dziecko-spedzi-lato-w-placowce-zanim-mnie-ocenisz-dwa-razy-pomysl