Moja córka jest moją największą siłą, popycha mnie do działania, do zmian, do pracy nad sobą. Myśl o utracie jej, nawet krótkotrwałej, wyzwala we mnie zwierzęcy, pierwotny lęk. Jestem matką. Nie umiem nawet myśleć o tym, że mogłabym nie być.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wczoraj był jeden z tych dni, intensywnych, w których czas płynie szybciej, a każda godzina wypełniona jest kolejnym zobowiązaniem.
To nie są dni, których charakter wybrałabym na resztę swojego życia. Nigdy to nie był mój rytm, ale od pięciu lat w moim życiu jest jeden powód, dla którego nie chcę trwać w pędzie: moja córka.
Kiedy wczoraj o godzinie 18:00 uświadomiłam sobie, że nie widziałam jej od dziesięciu godzin, zaczęłam się rozsypywać. W moim ciele pojawiła się tak namacalna tęsknota, jakby jakaś niewidzialna siła zaczęła rozdrapywać mi serce.
Codzienność zalana miłością
Tak, słyszę śmiech nielicznych z państwa. I w całej swojej nieprzytomnej miłości, jestem świadoma tego, że czuję bardziej. Istnieje nawet szansa, że nieco z tej miłości wariuję. I w ogóle się tego nie wstydzę.
Mam tylko jedną córkę, a jest ona dla mnie absolutnym spełnieniem. Pod każdym względem.
Jej zapach jest dla mnie uzależniający, jej śmiech, jej głos, jej wielkie, brązowe oczy. Cały dzień czekam na popołudnie, na jej opowieści z przedszkola i ciepły policzek w szatni. Na jej pachnące słońcem i piaskiem włoski.
Zasypiamy razem wcześnie, wtulone w siebie, zamykam oczy po ostatnim słowie wynuconej przeze mnie kołysanki. Nie zamieniłabym tego na nic innego.
W całej tej swojej nieprzytomnej miłości przytomnie wiem, że to nie będzie trwać wiecznie w takim stanie. Wiem i widzę już teraz, naszą ewolucję, zmianę naszej relacji. Widzę, że moja dotąd maleńka córka, jest coraz starsza, że jej potrzeba mojej obecności przy niej, ulega zmianie. Nie trzymam jej, daję jej tyle wolności, ile zamanifestuje.
Macierzyństwo nie jest o równowadze
I nie, nie zawsze ten ocean zwany macierzyństwem jest spokojny. Och, nie.
Bywa, że sztorm wywraca wszystko, co znane, wszystko, co zbudowane, i musimy uczyć się wielu rzeczy na nowo. Bywa, że emocje są tak silne, że obracają się w lęk, złość, panikę.
To też jest macierzyństwo.
Nie wiem, jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie została matką. Nie tracę czasu na takie myśli. To znaczy, ono pewnie by istniało, tylko że ja nawet nie chcę go sobie wyobrażać. Moja córka jest dla mnie źródłem życia, choć to ja i mój partner byliśmy źródłem jej istnienia.