Brawo polityczne dziady! Zamykacie porodówki, my i tak już boimy się zajść w ciążę
Minister zdrowia Adam Niedzielski zakomunikował w ostatnim czasie, że kolejne oddziały położnicze w Polsce zostaną zamknięte. Przy okazji winę zrzucił (klasycznie w polskiej polityce) na Polki, które miały doprowadzić do takiego stanu z dwóch powodów: po pierwsze nie rodzą dzieci, po drugie kiedy już rodzą, wybierają placówki o wysokim stopniu referencji, bezpieczne.
O zgrozo! Kobiety jak zwykle winne wszelkiego chaosu!
Tak, chcemy rodzić w placówkach o wysokim stopniu referencji, albo nie chcemy rodzić wcale. Jest w nas lęk przed zajściem w ciążę, w kraju, w którym lekarz bardziej obawia się kary wynikającej z przepisów niż wykrwawienia się pacjentki na porodowym fotelu.
Swoimi obawami podzieliła się z nami czytelniczka.
Poniżej pełna treść listu.
"Jestem wściekła na polityków"
"Boję się zajść w ciążę. Mieszkam w niewielkiej miejscowości na Dolnym Śląsku, miejscowy szpital nie cieszy się popularnością i renomą. Nie mam zaufania ani do placówki, ani do lekarzy. Jednocześnie nie wiem, czy zdążę dojechać w czasie akcji porodowej lub jakichkolwiek wcześniejszych komplikacji do szpitala, w którym jest lepszy oddział położniczy. To ponad dwie godziny drogi!
Jestem wściekła na kraj, w którym żyję, na polityków. Wciąż od nowa czytam historie matek, które w ostatnich miesiącach nie wróciły z oddziałów patologii ciąży do swoich starszych dzieci. Płaczę, kiedy widzę ich twarze.
Kiedyś byłam pewna, że chcę zostać matką, teraz już niczego pewna nie jestem. Miesza się we mnie instynkt pierwotny z obezwładniającym lękiem o swoje życie i o życie tego potencjalnego dziecka.
Nie tak dawno w rozmowie z partnerem wymieniliśmy sugestie o wyprowadzce z kraju. To też mnie przeraża, ale ciąża mogłaby okazać się bezpieczniejsza. Kocham miejsce, z którego pochodzę, żyję tu od zawsze. Tu jest moja ziemia, moja matka, ojciec. Moje lasy i moje wspomnienia.
Jednak nie wykluczam, że porzucę to wszystko, by urodzić w miejscu obcym, ale bezpiecznym…".