Szokujące fakty ws. śmierci ciężarnej Doroty. Prawniczka ujawnia, co działo się w szpitalu
Prokuratura Rejonowa w Nowym Targu prowadzi śledztwo ws. narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu 33-latki. Podobnie jak Izabela z Pszczyny, Dorota zmarła z powodu wstrząsu septycznego. Postępowanie wyjaśniające prowadzi również Rzecznik Praw Pacjenta.
Można mówić o błędzie medycznym
Redakcja Wirtualnej Polski skontaktowała się z mecenas Jolantą Budzowską, pełnomocniczką rodziny zmarłej, która opowiedziała o szczegółach śmierci 33-latki.
Po przyjęciu do szpitala u Doroty stwierdzono bezwodzie – to stan, w którym ilość płynu owodniowego w worku owodniowym jest znikoma, a szanse płodu na przeżycie są niemalże zerowe. W przypadku braku podjęcia interwencji medycznej bezwodzie może bezpośrednio prowadzić do sepsy, a następnie do wstrząsu septycznego.
– Lekarze mieli trzy dni na monitorowanie stanu zdrowia pacjentki i odpowiednie decyzje. Dodatkowo pani Dorocie nie został przedstawiony jej rzeczywisty stan zdrowia i to, jakie są możliwe zgodne z nauką medyczną rozwiązania i co się z nimi wiąże. Pozbawiono ją prawa do decyzji – mówi mec. Budzowska na łamach Wirtualnej Polski.
Zdaniem prawniczki można mówić o błędzie medycznym – pacjentce nie zapewniono odpowiedniej opieki, nie monitorowano należycie jej pogarszającego się stanu zdrowia i nie reagowano na podwyższający się wskaźnik stanu zapalnego w organizmie. Nie wykonano również żadnych dodatkowych badań poza tymi podstawowymi.
Lekarze zwlekali z wywołaniem poronienia
Choć infekcja postępowała, nie podjęto decyzji o wywołaniu poronienia – co, jak podkreśla Budzowska, "jest postępowaniem, które powinno być rozważane w pierwszej kolejności" w przypadku bezwodzia i zagrożenia zdrowia lub życia pacjentki.
– Pomiędzy 5:20 a 7:16 wezwany na konsultację anestezjolog określił stan pacjentki jako krytyczny, badania wykazały ciężką kwasicę metaboliczną. Podjęto wtedy szereg działań z zakresu intensywnej terapii – m.in. podawano leki, zabezpieczono krew, założono wkłucie centralne. Specjalista anestezjologii i intensywnej terapii odnotował też, że podjęto decyzję o jak najszybszym wydobyciu martwego płodu – nie wiadomo jednak, o której godzinie zapadła ta decyzja.
O 7:16 doszło do zatrzymania krążenia, podjęte działania – jak można wnioskować z dokumentacji – pozwoliły jeszcze na krótko podtrzymać czynności życiowe. Zgon pani Doroty stwierdzono o godz. 9:38, po trwającej 90 minut resuscytacji – opowiada prawniczka.
Z dokumentacji wynika, że o 7:30 kierownik oddziału, na którym przebywała Dorota, skontaktował się telefonicznie z prof. Hubertem Hurasem, konsultantem wojewódzkim w dziedzinie ginekologii i położnictwa. Dopiero po konsultacji 33-latkę zakwalifikowano do usunięcia macicy wraz z płodem w trybie natychmiastowym. Mec. Budzowska przyznaje, że "nie rozumie", dlaczego w ogóle kontaktowano się z prof. Hurasem.
– Gdy lekarz rozpoznaje zagrożenie, ma prawo wywołać poronienie nawet w przypadku ciąży żywej. A tu mamy stwierdzoną śmierć płodu, skrajnie ciężki stan pacjentki i jeszcze wykonuje się telefon. Jak rozumiem, zrobiono to na wszelki wypadek, żeby lekarzom nikt niczego nie zarzucił – tłumaczy pełnomocniczka.
Protesty po śmierci Doroty
Śmierć Doroty wywołała falę protestów podobnych do tych, które miały miejsce po śmierci Izabeli z Pszczyny. Organizacje prokobiece łączą tę tragedię z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego ws. ograniczenia prawa do aborcji w Polsce. Podkreślają, że gdyby aborcja w Polsce była legalna, być może lekarze nie obawialiby się wywoływania poronienia w przypadku zagrożenia życia lub zdrowia osoby ciężarnej.
14 czerwca przed pomnikiem Kopernika w Warszawie odbędzie się demonstracja organizowana przez Aborcyjny Dream Team.
źródło: wiadomosci.wp.pl
Czytaj także: https://mamadu.pl/171875,po-wyroku-na-justyne-wydrzynska-czy-aktywistki-aborcyjne-sie-przestraszyly