Moje dziecko spędzi lato w placówce. Zanim mnie ocenisz, dwa razy pomyśl
Po pierwsze: nie oceniaj
Moje dziecko spędzi wakacje w placówce, ponieważ może. To przedszkole, więc poza tygodniem przerwy, pracuje normalnie. W szkole jest o takie rozwiązania trudniej, ale i tutaj placówki wychodzą rodzicom naprzeciw. I całe szczęście! Bo niestety realia są takie, jakie są. Któż z nas może sobie pozwolić na dwa miesiące nieprzerwanej opieki nad dzieckiem?
Tymczasem ostracyzm społeczny ma się świetnie i moja pierwsza reakcja ze wstępu tego tekstu, jest niezwykle powszechna. Ludzie słyszą: "Jestem zmęczona dziećmi" i rzucają ostro: "To po co ci one?". Tylko że to nie jest czarno-białe i dobrze byłoby mieć w sobie nieco więcej empatii, by nie rzucać takimi słowami-ostrzami.
Prawda jest taka, że praca zdalna jest dla nas kobiet jedną z niewielu możliwości kontynuowania pracy zawodowej. Manewrujemy między domem a pracą, smażeniem naleśników i odpisywaniem na e-maile i jesteśmy super dzielne. I jesteśmy mądre, ponieważ nie dopuszczamy w ten sposób do tego, by ktoś za kilka lat powiedział nam: "Do niczego w życiu nie doszłaś, nie zarobiłaś, nic nie masz".
Manewrując na tym bardzo wymagającym polu między czułą opieką nad dziećmi a rzetelnym realizowaniem obowiązków zawodowych, budujemy swoją tarczę. Swoją zbroję niezależności i siły. I tak, to wymaga wyrzeczeń.
Wielozadaniowość jest trudna
We mnie również często odzywa się ta kobieca, miękka część, która wolałaby pozostać przy dziecku, poświęcić mu swój cały czas, być jak z obrazka w jasnym domu, w lnianym fartuszku, mieszać w wielkiej misie ciasto. To ta pokoleniowa matka we mnie, ta kobieta, którą pamiętam z dzieciństwa u dziadków, moja babka.
Tak, czasami chciałybyśmy rzucić tę nieznośną wielozadaniowość i zająć się tylko jednym, wybranym aspektem naszego życia. Może gotowaniem w lnianym fartuszku, albo karierą. Możemy wszystko, jesteśmy zdolne do wielu osiągnięć, ale mamy również prawo do zmęczenia.
I nie, to, że moja córka spędzi wakacje w przedszkolu, nie oznacza, że jej nie kocham. Wprost przeciwnie, to jest jakaś cząstka definicji mojej miłości do niej. Doświadczenia przez nią, że kobieta może stanowić o sobie, przeciwstawić się patriarchalnemu systemu wartości, być niezależną finansowo, uczyć się i rozwijać. Jak inaczej miałabym jej to pokazać?
Wybory innych ludzi nie są naszymi decyzjami, nie należą do nas, nie mówią nic o nas. Dlaczego więc z taką uporczywością próbujemy je oceniać, przekładać na swoje życie i czujemy w jakiś sposób, że w ogóle mamy do ich krytyki prawo?