"W przedszkolu syna wyzywają mnie od żywieniowych terrorystek. A ja wiem, że mam rację"
Pani Małgosia, mama 4-letniego Krzysia, napisała list do redakcji: "Właśnie byłam w pracy, gdy na grupie rodziców dzieci z przedszkola mojego synka, na Whatsappie, dostałam zdjęcie przepięknych i ogromnych lizaków. A do niego podpis, najwyraźniej dumnej z siebie, przewodniczącej 'trójki': 'Takie wspaniałości dostaną dziś dzieci z okazji Dnia Kobiet i Dnia Mężczyzn. Panie też dostaną po jednym, w bukiecie kwiatów'.
Muszę powiedzieć, że choć pod tą informacją znalazło się sporo pozytywnych komentarzy innych rodziców, doceniających starania przewodniczącej, której udało się nabyć tak wspaniałe lizaki, we mnie krew się wzburzyła. Znowu to samo. Każda okazja jest dobra, by nakarmić dzieci cukrem. Ludzie! Czego wy nie rozumiecie? Świat idzie do przodu, a wy gdzie jesteście?!
Cukier tylko szkodzi dzieciom
Przecież te lizaki to samo zło. One nic dobrego nie mogą zrobić dla tych dzieci, poza tym, że obciążą im wątrobę, trzustkę, przyczynią się do rozwoju grzybicy, obniżą odporność i wbiją im do głów nawyk świętowania w towarzystwie słodyczy. Potem już zawsze tak będzie: coś mi się udało? No to zjem ciastko – zasłużyłam. Nie udało mi się – na pociechę zjem lody. Czy to się kiedyś zmieni?
Więc napisałam komentarz i ja: 'Piękne te lizaki, tylko szkoda, że z cukru'. A co na to rodzice? Tak, jak przypuszczałam, po chwili dowiedziałam się, że jestem 'żywieniową terrorystką', 'zabieram dzieciom dzieciństwo', 'od jednego lizaka nikomu nic się nie stanie' oraz, że 'jeśli mam lepsze pomysły, to powinnam sama zostać przewodniczącą'. Cóż.
Warto zachować umiar
Chciałabym wyjaśnić, że nie jestem wcale terrorystką żywieniową. Mój syn urodził się z hipotrofią, jest prowadzony przez endokrynologa. Lekarz powtarza, że dziecko powinno jeść produkty wysoko odżywcze, unikać cukrów prostych i wszystkiego, co prowadzić może do tycia, bo tycie to szybsze dojrzewanie płciowe, a szybsze dojrzewanie – to niższy wzrost. Więc staram się, by jego dieta była jak najzdrowsza, co nie znaczy wcale, że zabraniam mu wszystkich słodyczy.
Piekę w domu ciasta i ciasteczka, starając się, by jak najmniej dawać do nich cukru, albo słodzę bananem. Czasem kupię loda, kiedy jest lato i wszyscy wkoło je jedzą, w końcu nie chcę, żeby mój synek czuł się jakiś inny. Ale takie ordynarne, wielkie lizaki, składające się wyłącznie z cukru, sztucznych barwników i aromatów? Serio? Naprawdę nie można tym dzieciom dać czegoś innego? Małej zabawki? Naklejek? Notesików? Kredek? Gniotka? Eh... nawet nie wiem, jak to skomentować".
Cukier to rzeczywiście zło
Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) dopuszczalna, bezpieczna ilość cukru dla osoby dorosłej to 12 łyżeczek cukru dziennie – do 50 g. Dla dzieci – około 5,5 łyżeczek dziennie (24 g cukru na dobę). Amerykańska Fundacja na Rzecz Zdrowia Serca (American Heart Foundation) stoi zaś na stanowisku, że w diecie malucha optymalną ilością cukru są trzy łyżeczki dziennie. Przy czym cukier, to nie tylko ten w cukierniczce, to nie tylko batony, cukierki i ciastka.
To również naleśniki z dżemem lub kremem czekoladowym albo płatki z mlekiem, które nasze dzieci tak chętnie jedzą na śniadanie. To drożdżówka w drodze z przedszkola do domu. Wreszcie to serki i jogurty owocowe – "idealne" na podwieczorek. Gdyby tak uczciwie przyjrzeć się temu, co je dziecko od rana do wieczora, to tego cukru robi się naprawdę dużo.
Jak wybrnąć z sytuacji opisanej w liście?
Właściwie, można zaznaczyć w przedszkolu, że nie życzymy sobie podawania słodyczy, jednak to nie jest takie proste. Dziecko, które, jako jedyne, nie otrzyma lizaków czy cukierków, będzie się czuło pokrzywdzone, więc raczej to rozwiązanie odpada. Lepiej po prostu:
- Rozmawiać. Nawet jeśli spotykamy się z oporem. Warto uparcie stać na swoim stanowisku i kwestionować pomysły rozdawania dzieciom słodyczy. W przedszkolu, co prawda, nasz głos może być mało znaczący, ale – kropla drąży skałę. Może pewnego dnia, znajdą się osoby, które nas poprą.
- Uprzedzać członków własnej rodziny, przyjaciół i znajomych, by nie przynosili słodyczy dla naszych dzieci. W zamian mogą przynieść inne rzeczy: naklejki, małe książeczki, kolorowanki.
- Dawać dobry przykład. Jeśli w naszym domu nie ma słodyczy, a gdy już się jakieś pojawiają, to jest to domowej roboty ciasto, dziecko nie będzie domagało się żadnych batoników czy cukierków.
- Wybierać mniejsze zło. Całego świata nie zbawimy, nie możemy także trzymać naszego dziecka pod kloszem. Czasem założenie, że maluch je słodycze tylko poza domem, może być właśnie tym złotym środkiem.