Pawlikowskiej już podziękuję. Kreuje się na znawczynię, potem przeprasza, a wszystko to bzdury
W takich chwilach mam ochotę odciąć internet, spakować walizkę i zamieszkać gdzieś w głuszy. Gdzieś, dokąd nie dociera prąd. A przynajmniej Beata Pawlikowska i jej podobni. Tym razem, powołując się na badania naukowe (sic!), podróżniczka i pisarka poinformowała nas, że leki antydepresyjne powodują zmiany w mózgu, dając “wrażenie łagodzenia objawów”.
Nie leczą, niczego nie naprawiają. Jako substancje psychoaktywne antydepresanty uzależniają, a na dodatek sprawiają, że przybieramy na wadze. Dramat, naprawdę. Nie dość, że człowiek pozostanie nadal w depresji, to jeszcze z uzależnieniem i nadwagą.
Zbiórka na pozew przeciw Pawlikowskiej
W odpowiedzi na ten pseudonaukowy bełkot dr Maja Herman, psychiatrka i prezeska Polskiego Towarzystwa Mediów Medycznych, założyła w portalu zrzutka.pl zbiórkę pieniędzy na pozew przeciwko Beacie Pawlikowskiej. Herman napisała, że szerzone przez podróżniczkę nieprawdziwe informacje “stanowią niebezpieczeństwo dla zdrowia i życia setek tysięcy osób chorujących na depresję".
"Czas zacząć karać. W swoim życiu napisałam setki tekstów, w których musiałam tłumaczyć nieprawdziwe informacji takich osób jak Pani Beata. Dość walki tylko słowem pisanym, czas na sąd" - napisała dr Herman. W mig udało się zebrać potrzebną kwotę.
Pawlikowska zabiera (znowu) głos
Jest już odpowiedź Pawlikowskiej, która najwyraźniej przestraszyła się akcji lekarki, choć jeszcze chwilę wcześniej twierdziła, że chętnie wypowie się w sądzie (co mnie nie dziwi, przyzwyczaiła nas do tego, że wypowiada się często, chętnie i gdzie tylko się da). W najnowszym wpisie “dziennikarka z biegłą znajomością angielskiego”, co predysponuje ją, jak sama zauważyła, do interpretowania badań naukowych i dzielenia się nimi ze światem, obiecuje, że już więcej o depresji nie będzie mówić.
“Przepraszam osoby, które poczuły się urażone" - napisała Pawlikowska. Nie, nie powinna pani ich przepraszać! Powinna pani przeprosić wszystkich, którzy usłyszeli te słowa. A najbardziej te osoby, które nie poczuły się obrażone. To właśnie im wyrządziła pani największą krzywdę. To one pójdą w świat, ignorując powagę depresji, nie szukając pomocy, kiedy będą jej potrzebować lub odmawiając do niej prawa swoim dzieciom, bliskim, znajomym.
Doświadczenie depresji
W marcu 2017 roku, po wielu trudnych miesiącach, być może latach nawet, zdiagnozowano u mnie depresję. Wtedy jeszcze - niby tak niedawno, a jednak lata świetlne od 2023 roku - depresja była chorobą, która dotyka tylko innych. Rzadko, w osamotnieniu, w całunie wstydu. Jednak diagnoza ta była dla mnie ulgą. To, co mnie spotykało, co sprawiało, że każdy dzień był walką o przetrwanie, dosłownie, miało swoją nazwę. A skoro zostało nazwane, mogłam też temu stawić czoła.
Człowiek, który przeżył epizod depresyjny lub zmaga się z przewlekłą formą tej choroby, wie jednak, że nie zrobi tego samodzielnie. Nie wybiega tego, nie wyszydełkuje, nie wkopie w ogródku z kolejną sadzonką. Nie, nowe hobby, spacery i świeże powietrze nie leczą depresji. Nie można jej z siebie strząsnąć, wyrzucić do kosza, nic nie da wzięcie się w garść, bo nie da się tego zrobić. Nie ma się na to zasobów, siły i motywacji. Nie, uśmiechnięcie się też nie pomoże.
A co pomoże? Terapia. Leki.
Czasami na działanie leków trzeba poczekać dłużej, niż byśmy tego sobie życzyli. Czasami lekarz musi zmieniać lek, często modyfikować dawki. Niektórzy z nas są na lekach stale, niektórzy mogą je odstawić. Ale jedno, co jest niezmienne, prawdziwe i uniwersalne to fakt, że leczenie farmakologiczne ratuje życie osób w depresji. I to jest przesłanie, które chciałabym usłyszeć od osób, które dorwały się do kanałów w mediach społecznościowych i uważają, że mają coś ważnego ludziom do powiedzenia i że ktoś powinien ich wysłuchać.
Jak (nie) przepraszają znani
Słowa Pawlikowskiej są idealnym przykładem gładkiego przepraszania bez przepraszania. Osoby publiczne, które wypisują bzdury w przestrzeni mediów społecznościowych, mają w tym wprawę. Politycy, aktorzy, influencerzy - wszyscy (nie)przepraszają, kiedy grunt zaczyna im się palić pod nogami. Zaraz po tym, jak wykazali się ignorancją, brakiem empatii czy obrazili innego człowieka lub całą społeczność.
Internet dał nam wiele dobrego. Trudno wyobrazić sobie powrót do czasów, w których dostęp do informacji był mniej inkluzywny, wymagał wysiłku i czasu. Sęk w tym, że dał nam również dostęp do informacji wątpliwej jakości, a ludziom, którzy powinni istnieć na peryferiach naszej świadomości, narzędzie do głoszenia swoich druzgocąco szkodliwych przekonań, odkryć i pseudomądrości. Tej szkody się już nie odwróci. To się już zadziało i nie ma powrotu.
Na takiej rzeczywistości wychowują się kolejne pokolenia ludzi, w tym tych, którym nader często brakuje wiedzy, samorefleksji i narzędzi, żeby kwestionować to, co przeczytają czy usłyszą w mediach społecznościowych.
Każda kolejna bzdura powielana przez Beatę Pawlikowską i jej podobnych, może być śmiertelna w skutkach. Dosłownie. Dlatego, czytając statystyki dotyczące kolejnych samobójstw wśród dzieci, młodzieży, mężczyzn i kobiet, warto mieć świadomość, że szerząc takie opinie, ponosimy za nie częściową odpowiedzialność. Czy ta świadomość boli? Skądże, można ją odrzucić, zrobić kilka pompek, pójść pobiegać, wyruszyć w kolejną podróż. Nagrać kolejny filmik.
Nie, (nie)przeprosiny nie wystarczą. Ludzie sugerujący, że leki w leczeniu depresji są zbędne, powinni bić się w pierś ze wstydu. I zniknąć na zawsze z przestrzeni publicznej ze swoimi opiniami. Naprawdę, basta, wystarczy.
Czytaj także: https://mamadu.pl/139781,leczenie-depresji-to-choroba-a-nie-jedynie-gorszy-humor